[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Trochę za młody, ale... -Meredith wzruszyła ramionami.
- Jim jest w porządku. - Matt przełknął ślinę. - Po prostu. .. nie chcę plotkować czy
coś...
- Mów! - Trzy dziewczyny rozkazały mu chórem. Matt się skulił.
- Dobrze, dobrze! Miałem tam być o dziesiątej, ale byłem trochę wcześniej i zastałem
Caroline. Właśnie wychodziła.
Dziewczyny wstrzymały oddech. Stefano spojrzał na Matta badawczo.
- Masz na myśli, \e spędziła u niego noc?
- Stefano! - zaczęła Bonnie. - Nie tak działają płotki. Nie mo\esz mówić tak
otwarcie...
- Nie - przerwała jej Elena. - Niech Matt odpowie. Pamiętam dość z ostatnich dni,
\eby się niepokoić o Caroline.
- Rzeczywiście są powa\ne powody - dodał Stefano. Meredith skinęła głową.
- To nie jest plotka. To jest bardzo wa\na informacja.
- W porządku - ciągnął Matt. - Tak właśnie pomyślałem. Jim powiedział, \e przyszła
wcześniej, \eby zobaczyć się z jego młodszą siostrą. Ale Tamra ma tylko piętnaście lat. Poza
tym zarumienił się strasznie, jak o tym mówił.
Bonnie, Elena, Meredith i Stefano wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Caroline zawsze była... no, wiecie... - pierwsza skomentowała Bonnie.
- Ale nigdy nie słyszałam, \eby chocia\ spojrzała na Jima - odpowiedziała Meredith.
Spojrzeli na Elenę, jakby spodziewali się, \e wyjaśni im wszystko.
- Nie widzę \adnego powodu, \eby odwiedzała Tamrę. - Pokręciła głową i zwróciła
się do Matta. - Poza tym nie skończyłeś. Co jeszcze się stało?
- Coś więcej się stało? Pokazała swoją bieliznę? -Bonnie roześmiała się, ale
natychmiast przestała, gdy zobaczyła rumieniec na twarzy Matta. - No, Matt, nam mo\esz
wszystko powiedzieć.
Chłopak wziął głęboki oddech i zamknął oczy.
- No więc tak, kiedy Caroline wychodziła, to... to chyba postanowiła mnie poderwać.
- Co zrobiła?
- Nigdy...
- Co dokładnie zrobiła? - nalegała Elena.
- Kiedy Jim myślał, \e ona ju\ poszła, zszedł do gara\u po piłkę. A wtedy Caroline
nagle wróciła i powiedziała... Zresztą niewa\ne, co powiedziała. Chodziło o to, \e woli futbol
od koszykówki i czy ja zamierzam być sportowcem.
- I co ty na to? - Bonnie była wyraznie zafascynowana.
- Nic. Tylko się na nią patrzyłem.
- I potem Jim wrócił? - podpowiedziała Meredith.
- Nie. Caroline odeszła, rzucając mi na po\egnanie spojrzenie, po którym było jasne,
co miała na myśli. A potem przyszła Tami. - Twarz Matta była ju\ purpurowa. -A potem... nie
wiem, jak to powiedzieć. Mo\e Caroline powiedziała jej coś o mnie, \eby ją do tego skłonić,
bo ona...
- Matt. - Stefano odezwał się po raz pierwszy, odkąd zaczęli ten temat. Pochylił się do
przodu i mówił cicho i powoli. - Nie pytamy dlatego, \e chcemy posłuchać plotek. Chcemy
się dowiedzieć, czy w Fell's Church dzieje się coś naprawdę złego. Więc, proszę, powiedz
nam, co się stało.
ROZDZIAA 15
Matt pokiwał głową, ale zarumienił się a\ po nasadę włosów.
- Tami... objęła mnie...
Urwał, a reszta zamarła w milczącym oczekiwaniu.
- Matt, czy masz na myśli, \e cię uściskała? - zapytała w końcu Meredith. - Tak po
kole\eńsku? Czy... -Nie skończyła pytania, bo Matt zaczął gwałtownie kręcić głową.
- To nie był niewinny uścisk. Byliśmy sami, staliśmy w drzwiach i ona... No, nie
mogłem w to uwierzyć. Ona ma tylko piętnaście lat, a zachowywała się jak dorosła kobieta.
To znaczy... nie, \eby dorosła kobieta kiedykolwiek zrobiła mi coś takiego.
Na jego twarzy zakłopotanie mieszało się wyrazną ulgą, \e pozbył się tego cię\aru.
Spojrzał po kolei na ka\dego ze swoich przyjaciół.
- No i co o tym myślicie? Czy to tylko przypadek, \e Caroline tam była? Czy mo\e
coś powiedziała Tami?
- To nie przypadek - odpowiedziała bez wahania Elena. - To byłoby zbyt
niewiarygodne: najpierw Caroline składa ci jakieś propozycje, a potem Tami zachowuje się w
ten sposób. Znam... znałam ją. To miła, grzeczna dziewczynka. A przynajmniej była taka.
- Wcią\ jest - dodała Meredith. - Mówiłam wam, spotykałam się kiedyś z Jimem. To
naprawdę miłe dziecko, ani trochę nie za bardzo dojrzałe jak na swój wiek. Nie sądzę, \eby
normalnie mogła zrobić cokolwiek niestosownego, chyba \e... - Przerwała i zapatrzyła się w
przestrzeń, po czym wzruszyła ramionami, nie kończąc zdania.
Bonnie wyglądała na powa\nie zatroskaną.
- Ale musimy coś z tym zrobić - powiedziała. - Co jeśli zachowa się tak wobec
chłopaka, który nie jest tak uprzejmy i nieśmiały jak Matt? To się mo\e dla niej zle skończyć.
- W tym cały problem. - Matt znowu poczerwieniał. -To znaczy, to dość
skomplikowane... Gdyby to była jakaś inna dziewczyna, z którą umówiłbym się na randkę...
Nie \ebym chodził na randki - dodał szybko, spoglądając na Elenę.
- Ale powinieneś - odpowiedziała z naciskiem. - Matt, nie oczekuję od ciebie
wierności na wieki. Nic nie ucieszyłoby mnie tak, jak widok ciebie z jakąś fajną dziewczyną.
-Jakby przypadkiem, rzuciła spojrzenie w stronę Bonnie, która właśnie z wielkim
zaanga\owaniem gryzła nać selera.
- Stefano, tylko ty mo\esz nam powiedzieć, co mamy zrobić.
Stefano zmarszczył brwi.
- Nie mam pojęcia. Na razie za mało wiemy, \eby coś wnioskować.
- Więc co, będziemy czekać, co dalej zrobi Caroline? Albo Tami? - zapytała Meredith.
- Nie będziemy czekać. Musimy się dowiedzieć więcej. Powinniście mieć na nie oko,
a ja spróbuję znalezć jakieś wyjaśnienie.
- Cholera! -Elena uderzyła pięścią o ziemię. - Prawie... - Przerwała nagle, czując na
sobie zdumione spojrzenia przyjaciół. Bonnie z wra\enia upuściła seler, a Matt zakrztusił się
colą. Nawet Meredith i Stefano nie ukrywali zdziwienia. - Co?
Meredith pierwsza odzyskała mowę.
- Po prostu wczoraj... có\, anioły nie klną.
- Czy tylko dlatego, \e umarłam kilka razy, mam mówić niech to kurczę kopnie
przez resztę \ycia? Nie ma mowy. Zamierzam być sobą, kimkolwiek jestem.
- Dobrze - zgodził się Stefano, całując ją w czubek głowy. Matt odwrócił wzrok. Elena
tylko poklepała Stefano po ramieniu, ale w myślach przesłała mu głośne kocham cię .
Wiedziała, \e to usłyszy, nawet je\eli jej nie uda się odczytać odpowiedzi. Udało jej się
jednak - miała wra\enie, \e wokół Stefano unosił się ciepły ró\any cień.
Czy to właśnie Bonnie nazywała aurą? Elena uświadomiła sobie, \e przez cały dzień
widziała wokół Stefano cień jasny, zimny, w kolorze zbli\onym do szmaragdu - o ile cień
mo\e być jasny. Teraz znów zieleń wracała, w miarę jak ustępował ró\.
Rozejrzała się wokół, przyglądając się pozostałym przyjaciołom. Bonnie równie\
otoczona była aurą w kilku bladych odcieniach ró\u. Meredith - głębokim, ciemnym fioletem.
Matt - mocnym błękitem.
Przypomniało jej to, \e a\ do wczoraj - czy tylko do wczoraj? - widziała tak wiele
rzeczy, których nikt inny nie widział. W tym coś, co ją wystraszyło.
Co to było? Wracały do niej fragmenty obrazów - drobne szczegóły, same w sobie
dość straszne. To mogło być małe jak paznokieć albo rozmiarów muskularnego ramienia.
Ciało pokryte czymś jakby korą. Czułki jak u owada, ale było ich bardzo wiele, były długie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]