[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Przebiorę się w łazience - oznajmił Harden. Wziął białe spodnie i zniknął za
drzwiami.
Miranda stwierdziła ze smutkiem, że to niezbyt obiecujący początek miodowego
miesiąca. Natychmiast przypomniała sobie, że Tim w analogicznej sytuacji nie mógł się
wprost doczekać, kiedy znajdzie się z nią w łóżku. To doświadczenie było dla niej
nieprzyjemne i krępujące. Tim był szybki i myślał tylko o sobie, a zatem z tamtego wesela i
następujących po nim dni zachowała dosyć przykre wspomnienia.
Harden wyszedł z łazienki, kiedy wyjmowała z walizki balsam do opalania i okulary
przeciwsłoneczne.
W kąpielowych spodenkach Harden stanowił przeciwieństwo Tima. Nie mogła
oderwać oczu od opalonych atletycznych ramion, płaskiego brzucha i pięknie umięśnionych
nóg. Niejeden męski model mógłby mu pozazdrościć takiej sylwetki.
Harden zrobił obojętną minę, chociaż podziw w jej oczach trochę go speszył. To pełne
zachwytu spojrzenie błyskawicznie sprowokowało wyraźną reakcję jego ciała.
Odwrócił się.
- Gotowa? - Musiał przenieść wzrok z jej zgrabnej sylwetki w obcisłym kostiumie na
jakiś neutralny obiekt.
Wzięła do ręki okulary.
- Zabieramy ręczniki?
- Nie trzeba, na plaży są ręczniki. A jeśli nie będzie, kupimy w sklepiku w holu.
Przy wejściu na plażę zgodnie z zapowiedzią Hardena stał wózek z ręcznikami.
Rozdawano je mieszkańcom hotelu, którzy ruszali dalej w stronę niewielkich parasoli z
trzciny rozstawionych na białym piasku.
- Zobacz, jaki przepiękny kolor ma ta woda. - Miranda westchnęła i wyciągnęła się na
leżaku.
- Na tym między innymi polega urok tego miejsca. - Harden ułożył się obok i zamknął
oczy. - Ale jestem skonany! - westchnął. - A ty?
- Trochę. Ale ja jestem młoda. Tacy starcy jak ty... Au!
Harden bez uprzedzenia zrzucił ją z leżaka na piasek i przygniótł swoim ciężarem.
- Starzec, powiadasz? - Przeniósł spojrzenie na jej usta.
- Nie rób tego. - Przestraszył ją nie na żarty. - Nie jesteśmy tu sami. To jest plaża
publiczna.
- A właśnie że zrobię - odrzekł przekornie i opadł na nią wargami.
Był to długi i słodki pocałunek. W końcu Harden podniósł głowę i popatrzył na żonę z
zaciekawieniem.
- Kiedy wyjeżdżaliśmy z domu, byłaś zamyślona. Czy Theodora coś ci powiedziała?
Miranda przygryzła wargi. Może powinna to z siebie wyrzucić, zamiast dusić w sobie?
- Harden... - zaczęła nieśmiało - twoja matka opowiedziała mi o Anicie.
W jednej chwili jego rysy stężały, w oczach zalśniła pustka. Odsunął się od Mirandy z
kamienną twarzą, pozbawioną śladu emocji.
Dlaczego matka to zrobiła? Dlaczego wbiła mu nóż w plecy? Kto dał jej prawo
wyciągać na światło dzienne tę tragedię w dniu jego ślubu? Całymi latami próbował o niej
zapomnieć. A teraz Miranda, z winy jego matki, nieopatrznie przywołała te wspomnienia i
związane z nimi cierpienie.
Usiadł na leżaku i sięgnął po papierosa, wlepiając wzrok w migocące fale.
- Chyba dobrze, że się o tym dowiedziałaś - stwierdził ostatecznie. - Ale nie chcę o
tym rozmawiać. Rozumiesz?
- Znowu się przede mną zamykasz? - spytała rozgoryczona. - Czy zawsze tak będzie
wyglądało nasze małżeństwo? Każde z nas zamknięte we własnych wspomnieniach, bez
prawa dostępu do tej drugiej osoby?
- Nie chcę rozmawiać o Anicie ani o Theodorze - oświadczył kategorycznie. - Możesz
to rozumieć i interpretować jak chcesz.
Schował się za okularami i zamknął oczy, co skutecznie ucięło dalszą dyskusję.
Miranda była wstrząśnięta. Dotarło do niej, że po raz drugi na własne życzenie
wpakowała się w fatalny związek. Po raz drugi popełniła błąd.
I będzie zmuszona z tym żyć.
Wieczorem w milczeniu zjedli kolację w hotelowej restauracji. Żadne słowem się nie
odezwało. Od rozmowy na plaży wymienili tylko kilka niezbędnych uwag. Mirandę ogarnął
bezgraniczny smutek.
Wróciwszy do pokoju, stanęła przed Hardenem z taką miną, że mało się nie wściekł. Z
jej spojrzenia pełnego gorzkiej rezygnacji i rozpaczliwej determinacji domyślił się, że
postanowiła ze stoickim spokojem spełnić swój małżeński obowiązek.
- Muszę się napić - rzekł lodowatym tonem. - Jak wrócę, będziesz już spała. Możesz
się nie obawiać moich zapędów. Nie dotknę cię. Dobrej nocy, pani Tremayne - dodał
zjadliwym tonem.
Obrzuciła go pełnym złości spojrzeniem.
- Wielkie dzięki za tak piękny dzień - odparła ze wzgardą. - Jeżeli kiedykolwiek
miałam jakieś nadzieje związane z naszym małżeństwem, rozwiałeś je do reszty.
- Czy w ten subtelny sposób dajesz mi do zrozumienia, że jednak mnie pragniesz? W
takim razie jestem do usług.
Podszedł do niej szybkim krokiem i pchnął ją na wielkie łóżko. Opadł na nią i zaczął
[ Pobierz całość w formacie PDF ]