[ Pobierz całość w formacie PDF ]
muszę przyznać, że byłem jednak bardzo krótkowzroczny. On ogłosił przecież, że chłopiec
nie żyje. W jaki sposób więc mógł liczyć, że to będzie jego następca? Nie, dziedziczką miała
zostać Danielle.
- Ona go przecież w ogóle nie obchodzi - wtrącił cicho Erling.
- Nie, ja o tym wiem. Ale gotów jest na wszystko, byleby tylko majątek nie dostał się
mnie i moim córkom - stwierdził Etan i ponownie zwrócił się do baronowej: - Jednego mimo
wszystko nie rozumiem: jak mogłaś się zgodzić na to, by twój syn został uwięziony w taki
straszny sposób?
Piękne oczy jego żony zrobiły się jeszcze większe niż zazwyczaj.
- Przecież on jest szalony! Albert powiedział, że Rafael widuje w parku ducha.
Musieliśmy go ukryć, żeby nikt się o tym nie dowiedział, bo by go odesłali do domu
wariatów!
- I ty, oczywiście, odwiedzałaś swego syna codziennie?
Baronowa była całkiem zbita z tropu.
- Ja... eeech... Nie, przecież nie mogłam tego robić! On mógłby się na mnie rzucić i
zamordować mnie!
Theresa jęknęła zrezygnowana.
- Ona nie odwiedzała nigdy swojej zdrowej córeczki - rzekła z goryczą. - To dlaczego
miałaby się przejmować chłopcem?
- Wy mnie oskarżacie, że jestem bez serca! - wybuchnęła baronowa z gniewem. - A ja
wam mówię, że mam serce! Oczywiście, że mam! Nikt nie kocha swojego męża bardziej niż
ja, prawda, Albercie?
Baron odwrócił się od niej mamrocząc coś ze złością.
- Tak. Bo ja jestem jego złotko i jego serduszko, on zawsze tak mówi...
- Czy ty nie możesz nareszcie zamilknąć? - syknął baron. Jeśli można ryknąć szeptem,
to on właśnie teraz to zrobił.
Pani skuliła się, a Theresa powiedziała:
151
- Nie wątpię, że pani jest przywiązana do swego męża, baronowo von Virneburg. Ale
takie ślepe uwielbienie musi zawsze innych odsuwać na margines. W pani życiu nie ma
miejsca dla dzieci. Odepchnęła je pani od siebie, pozbawiła prawdziwego dzieciństwa i tego
nigdy pani nie wybaczę!
- Niepotrzebne nam pani wybaczenie - rzekł baron chłodno.
- Czy możemy już zakończyć tę dyskusję? - przerwał mu prefekt. - Bardzo bym chciał
obejrzeć szkatułkę i nareszcie ją otworzyć.
- Naturalnie - zgodził się Etan. - Jeśli tylko nam się to uda. Jest tam z pewnością wiele
różnych pułapek, a gdy raz popełnimy błąd, szkatuła zatrzaśnie się na zawsze.
- No, dosyć to wszystko dziwne.
- I ja tak uważam - przyznał Etan. - Ale tak właśnie powiedział mi mój syn, któremu
przekazał to dziadek, czyli mój ojciec.
- Hm. No to popatrzmy, co się da zrobić. Etan von Virneburg przyniósł szkatułkę,
którą wcześniej bardzo starannie schował. Na wszelki wypadek, jak powiedział.
- No - rzekł prefekt na widok zardzewiałej, brudnej i zakurzonej skrzyneczki. -
Wygląda solidnie. A poza tym nie widzę żadnego zamka.
Baron Albert westchnął z ulgą.
Służący księżnej, znany pedant, podszedł do stołu i starł kurz swoją chusteczką.
Delikatnie i bardzo ostrożnie, jakby się bał, że chusteczka za bardzo się zabrudzi.
- Proszę działać ostrożnie - ostrzegł raz jeszcze Etan.
- Zbyt mało wiemy o samej szkatułce i o tym, jak się ją otwiera.
Służący skłonił się i wrócił dyskretnie na swoje miejsce.
I właśnie w tym momencie do salonu wsunął się Villemann, jego włosy były
potargane bardziej niż zwykłe.
- Tatusiu... Ja myślę, że Rafael dostał jakiegoś ataku. Tak się strasznie trzęsie cały.
152
ROZDZIAA 19
Móri, Erling i Theresa wstali równocześnie. Matka chłopca uniosła się na kanapie,
rzuciła niepewne spojrzenie na swego męża, ale on rozkazał krótko: Siedz! , jakby mówił do
psa.
Wszyscy inni byli już w pokoju dzieci. Tylko pomocnik prefekta został pilnować
skrzyneczki. No i gwardziści, jak zawsze, trzymali się nieco na uboczu.
W pokoju gościnnym Dolg robił, co mógł, by uspokoić białego jak ściana,
dygoczącego chłopca. Słychać było, że Rafael szczęka zębami. Dziewczynki, przestraszone,
siedziały w kąciku swojego łóżka, a Nero poszczekiwał przyjaznie z głową na poduszce
chłopca.
- Jak to dobrze, że przyszedłeś, tato - szepnął Dolg do Móriego. - Już nie wiedziałem,
co mam robić.
- To nie jest żaden atak, Dolg. To załamanie - wyjaśnił Móri cicho. - Rafael przeżył
dzisiaj zbyt wiele. Akurat teraz czuje się bezpieczny, ale pewnie boi się o przyszłość. Chodz,
przeniesiemy go do salonu.
Theresa, która głaskała biedne dziecko po głowie, odsunęła się, żeby zrobić miejsce
Erlingowi, ale chłopiec tak mocno trzymał ją za rękę, że nie mogła jej cofnąć. Szła więc po
prostu za niosącym chłopca Erlingiem. Nero, oczywiście, również pomagał , lizał Rafaela
współczująco po stopach.
Dziewczynki szły wolno za swoimi braćmi, przestraszone, ale też ciekawe. Bardzo
chciały jakoś pocieszyć Rafaela, ale trudno było nawiązać z nim kontakt, jakby nie słyszał i
nie widział, co się wokół dzieje.
Kiedy weszli do salonu, baron Albert na widok Dolga odwrócił się z obrzydzeniem, co
zresztą czynił przez cały wieczór. Erling widział wyraznie, że wargi barona układają się w
słowo potworek , i tak go to zezłościło, że poszczuł na niego Nera; sam nie mógł nic zrobić,
bo trzymał na rękach Rafaela.
Nero, który nigdy barona nie lubił, stanął przed nim w swojej postawie zasadniczej,
mocno przechylony do przodu, położył uszy i wyszczerzył zęby. Z gardzieli dobywało się
złowieszcze warczenie.
Przerażony baron próbował odegnać bestię, machał rękami, ale na nic się to nie zdało,
dopóki Móri się nad nim nie ulitował. Akurat teraz nie mieli czasu na straszenie gospodarza.
153
Erling poprosił Theresę, żeby usiadła na kanapie, i oddał jej Rafaela. Chłopczyk był
leciutki niczym piórko i księżna zastanawiała się, co oni mu właściwie dawali do jedzenia
przez ostatni rok. Pewnie porcje maleńkie jak dla ptaszka.
- No, już, już - przemawiała do niego czule. - Teraz już wszystko będzie dobrze.
Nigdy więcej nie wrócisz już do zamku. Cicho, cicho...
- Pozwólcie mi się zająć moim biednym dzieckiem - nieoczekiwanie prosiła
baronowa, ale wystąpiła z tym jednak nieco za pózno. Kiedy zbliżyła się do kanapy, Rafael
cofnął się gwałtownie, jakby chciał uciekać. Krzyknął głośno i wybuchnął strasznym,
rozdzierającym szlochem.
- Tak trzeba, Rafaelu - Móri pogłaskał go po głowie. - Płacz, właśnie tego ci teraz
trzeba.
- Syn oficera nie płacze! - ryknął baron, po czym wszystko zagłuszył histeryczny płacz
małego. Tulił się do Theresy i siedzącego przy niej Erlinga, jakby byli jego jedynym
ratunkiem. Trząsł się i szlochał, rzucał się na barona Alberta i długo nie można było tego
ataku histerii opanować.
- Jak ty się zachowujesz, smarkaczu? Ja cię zaraz nauczę - wrzeszczał baron.
Jego żona komentowała piskliwie:
- Co te okropne bachory zrobiły z moim posłusznym dzieckiem? One go zamordują!
- No, teraz to już naprawdę dość! - zwrócił się prefekt do gospodarzy. - Nie będę już
dłużej wysłuchiwał waszych krzyków. Pozwólcie się chłopcu wypłakać, wiecie najlepiej,
jakie są przyczyny jego załamania.
- Teraz wszyscy widzicie sami - zawodziła baronowa. - Sami widzicie, że on jest
szalony, że kompletnie zwariował!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]