[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przy sąsiednich stolikach obrócili się w ich stronę. Zaczął znów ciszej,
choć ledwie się kontrolował. - Nie chcę się zaręczać z twoją ciotką.
Próbuję zaręczyć się z tobą.
A niech to, jakoś to z siebie wykrztusił. Powiedział to, czego nie
chciała usłyszeć. Na co nie mogła mu dać pozytywnej odpowiedzi.
- No to proponuję, żebyś sobie znalazł inne hobby, bo to jest
niemożliwe.
Czemu ona tak się cholernie upiera? I jeszcze zachowuje się, jakby
to on zawinił.
- Kobieto, to dziecko potrzebuje nazwiska. Rose podniosła się.-
Będzie miało nazwisko. Będzie się nazywało Wainwright.
- Może się nazywać Carson. - Chciał ją złapać za rękę, ale się
wywinęła. - Rose, cholera jasna. Chcę cię ochronić.
- Nie trudz się. Potrafię się sama chronić.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Aha. Tak jak przed dzieckiem.
Z gniewu i bólu jej oczy zwęziły się w szparki.
- To nie było fair.
Matt już to wiedział, wiedział to w chwili, kiedy wypowiadał tamte
słowa.
- Nie chciałem.
- Doprawdy? - Najchętniej rzuciłaby w niego tym pierścionkiem,
gdyby nie należał do Beth. - Powinnam była domyślić się, że zachowasz
się anachronicznie.
O czym ona znów mówi?
- Co to niby znaczy?
- Mamy dwudziesty pierwszy wiek. - Nie chciała robić
przedstawienia, nachyliła się nad stołem i mówiła cicho, ledwie
powściągając złość. - Kobiety zawsze rodziły nieślubne dzieci. Nie chcę
twojej litości, nie obchodzi mnie twoje poczucie winy ani twój świat war-
tości. Dam sobie radę bez ciebie i bez kogokolwiek innego. Chyba
dowiodłam tego, przyjeżdżając tutaj.
Czasowe zerwanie z ludzmi, do których zawsze zwracała się w
kłopotach, wymagało od niej odwagi. Postanowiła ich wszystkich
chronić, w tym także tego głupka, który właśnie przed nią siedział.
Pewnie jest szalona, bo nie ma na to innego wytłumaczenia.
- Masz tutaj ciocię Beth - zauważył Matt. - Jakoś nie widzę, żebyś
była taka bardzo samodzielna.
Rose była bliska załamania.
- Zawziąłeś się, żeby się ze mną kłócić?
- Nie, zawziąłem się, żeby się z tobą zaręczyć.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Prosił ją o rękę. Co w tym takiego strasznego? Czemu ona tak się
irytuje? Nie zdaje sobie sprawy, czym on ryzykuje? Jego rodzina wpadnie
w furię, gdy dowie się o wszystkim. On ryzykuje dla niej konflikt, a może
i zerwanie z najbliższymi sobie ludzmi. Czego więcej może chcieć
kobieta od mężczyzny?
- Rose, staram się jak mogę.
Zabrzmiało to tak, jakby musiał zdać jakiś test, stanąć z kimś do
walki niczym Odyseusz w swojej podróży. Miała tego już serdecznie
dość.
Wstała od stolika.
- No więc zdawało ci się, że to twój najlepszy strzał, ale chybiłeś
celu. I to co najmniej o kilometr. A teraz, jeśli pozwolisz, złapię taksówkę
i pojadę do nie-mojego nie-samodzielnego domu.
O czym ona znów mówi? Ulice są w Nowym Jorku tak
niebezpieczne.
- Jest pózno.
- To ty jesteś dobrym celem - rzuciła sarkastycznie. - Ale dla kogoś
innego, nie dla mnie.
Chwycił ją za ręce.- Dlaczego? Dlaczego nie dla ciebie? Kochałaś
się ze mną w nocy.
Przechodzący obok kelner zerknął najpierw na nią, potem na Matta i
uśmiechnął się do niego z aprobatą. Rose zaczerwieniła się.
- To bez znaczenia - powiedziała.
- Wyglądało na to, że znaczy bardzo wiele - upierał się.
Tak, ona też tak czuła, ale nie powie mu tego. Dałaby mu tylko
kolejny argument, a i tak mu ich nie brakowało.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
Odsuwając go od siebie, Rose zakręciła się na pięcie i szybkim
krokiem okrążyła żelazne ogrodzenie. Minęła się z piątką nowych gości i
wyszła.
Pobiegła przed siebie ulicą. Rozglądała się za taksówką. Nie wolno
jej zachęcać Matta, jeśli on chce tylko dać nazwisko jej dziecku. Dobre
małżeństwo wymaga czegoś więcej, dużo więcej, bo inaczej nie przetrwa
wielu czekających je trudności. Jeżeli kiedykolwiek powie mu tak, to
jedynie pod warunkiem, że Matt przyzna, że ją kocha. Prawdziwie i
szczerze kocha. Bo z pomocą miłości można przenosić góry.
Ale on kieruje się wyłącznie honorem. Tyle razy wypowiadał to
słowo. Za to słowo miłość nie padło ani razu, a ona nie miała ochoty
oddawać swojej duszy mężczyznie, który jej nie kocha.
Matt, zaskoczony jej nagłą ucieczką, pogrzebał szybko w kieszeni i
wyciągnął kilka banknotów, by zapłacić rachunek. Rzucił je na stół,
zastanawiając się, czy biec za Rose. Musiałby ją złapać, zanim wsiądzie
do taksówki.
- Przepraszam - odezwał się do kobiety, która stanęła mu na drodze.
Pchnął ją lekko na bok i przeskoczył przez ogrodzenie.
Po chwili dogonił Rose i złapał ją za rękę.
- Co ty wyprawiasz, do diabła? Wyrwała mu się.
- Nie twój interes.
Wtem taksówka omal nie wjechała im na stopy Taksówkarz
wystawił głowę.
- Naprzykrza się pani?
Matt wtrącił się zaraz, nie dając Rose dojść do słowa ani wsiąść bez
niego do auta.
Anula & pona
ous
l
a
d
an
sc
- Nic się nie dzieje, małe przyjacielskie nieporozumienie. Dzięki, że
pan pyta, ale nikt tej pani nie dręczy.
Za to ona go dręczy, myślał, zaciskając w dłoni pudełko z
pierścionkiem, które wylądowało na powrót w jego kieszeni.
ROZDZIAA TRZYNASTY
Chciała się go pozbyć. To stało się już koniecznością. Musi odejść,
nim ogarnie ją znowu słabość i zaakceptuje oświadczyny Matta z zupełnie
niewłaściwych powodów. Tak, chwilami bała się samotności z dzieckiem.
Dziecko powinno mieć obok siebie ojca. No a przede wszystkim Rose nie
wyobrażała sobie, jak przeżyje resztę swoich dni bez Matta.
Te wszystkie motywy stanowiły świadectwo jej lęków, a przecież
jest z domu Wainwright. Wainwrightowie nie są tchórzami. Ona też ma
swoją dumę.
Szarpnęła tylne drzwi taksówki i wskoczyła do środka, zatrzaskując
drzwi za sobą. Pochyliła się do przodu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]