[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Bill Fargo był człowiekiem z dużym doświadczeniem, zawsze wyglądał
schludnie i godnie i Carter właśnie kogoś takiego chciałby mieć za ojca.
Wciąż zachodził w głowę, dlaczego Bill chce pracować na ranczu za skromną
pensję, chociaż z łatwością znalazłby lepiej płatne zajęcie. Ale nie zamierzał
darowanemu koniowi zaglądać w zęby. Facet ma swoje powody, a ja tylko na
tym zyskuję, myślał.
 Przychodzę wcześniej, bo chciałbym wyjaśnić wczorajszy incydent 
Bill zaczął od progu.
Carter wskazał mu krzesło, lecz on wolał stać.
90
R
L
T
 Wieczorem rozmawialiśmy przez telefon  odparł Carter, również
stojąc.  Mnie to wystarczy.
Bill potarł kark.
Doceniam twoje zaufanie, ale lubię pracować solidnie i wolałbym zdać
sprawozdanie osobiście.
 W takim razie słucham.
 Jakieś dziesięć minut przed burzą sprawdziłem, co u Macy. Zdążyłem
odjechać w drugi koniec rancza, kiedy lunęło. Zawróciłem, aby ją przywiezć
do domu.
 Widziałeś tego osobnika, który usiłował się włamać do zajazdu?
 Nie. Jak dotarłem na miejsce, pierwszą rzeczą, którą zobaczyłem,
była wybita szyba i zaraz potem nadjechałeś ty. Wydaje mi się, że obaj
jednocześnie spostrzegliśmy tego mężczyznę. Rzucił się w krzaki. Kazałeś mi
biec za nim, a sam poszedłeś do Macy. W ciemności straciłem go z oczu. Z
godzinę go szukałem. Początkowo podejrzewałem, że to jakiś wyrostek, który
chciał się schować przed burzą i myślał, że zajazd to opuszczona ruina, ale
kiedy się zastanowiłem, doszedłem do wniosku, że to ktoś dorosły, nawet w
podobnym wieku co ja. I wcale szybko nie uciekał. Po prostu był sprytny.
Powiedziałeś, że wydaje ci się, że wiesz, kto to był.
Carter zesztywniał. Za każdym razem, gdy myślał o ojcu, krew go
zalewała.
 Niestety wiem. To mój ojciec, Riley McCay. Nie będzie już nas
nachodził ani denerwował Macy. Złożyłem mu dzisiaj krótką wizytę. Do tej
pory udawało mu się uniknąć więzienia, ale jeśli jeszcze raz się tutaj zjawi,
zawiadomię policję.
Rozmowa z ojcem nie należała do przyjemności, lecz była konieczna.
Na dodatek po wyjściu stamtąd Carterowi żal się zrobiło nieszczęśnika. Zły
91
R
L
T
był na siebie, że ma miękkie serce.
Bill przyglądał się swojemu pracodawcy.
 Miałeś trudne dzieciństwo.
To krótkie stwierdzenie zaskoczyło Cartera.
 Uważasz, że jestem zawzięty?
 Ależ skąd. Prawda jest prawdą, bywa że niezbyt miłą. Mnie też życie
dało w kość, więc powiem tak: nikt nie powinien nikogo sądzić, bo nie wie, co
tamten wycierpiał. Założę się, że od dziecka to ty w twojej rodzinie musiałeś
być dorosły.
Carter popatrzył na Billa i uśmiechnął się. Dobrze cię oceniłem
pomyślał, stary wyga z ciebie.
 Nie zaprzeczam. Znasz to powiedzenie, co cię nie zabije, to cię
wzmocni, prawda?
 Ciebie szybko wzmocniło, synu.
Carter westchnął ciężko.
 Nie dość szybko.  Bill tylko pokiwał głową. Carter ciągnął:  Macy
uważa, że jestem dla niego zbyt surowy.
Jak dobrze móc się z kimś podzielić tym, co człowieka gryzie, pomyślał.
Czuł, że w Billu znalazł powiernika. Szuka autorytetu, drugiego ojca czy co?
 A ty liczysz się z jej zdaniem?
Carter musiał się nad tym zastanowić. Nie był pewien, do czego Bill
zmierza, lecz wiedział, że teraz, kiedy zostali kochankami, za żadne skarby
nie chce Macy zranić. Nadal uważa, że jego stosunki z ojcem to nie jej
sprawa, lecz powinien panować nad językiem. Dawno nie spędził tak
wspaniałej nocy. A rano napadł na Macy bez dania racji. Czuł się jak
skończony drań.
 Opowiedziała ci o swoim ojcu, prawda? Po pijanemu wjechał na
92
R
L
T
drzewo i się zabił.
 Uważasz, że porównuje swoje przeżycia z twoimi?
Carter miał już dość tej rozmowy.
 Nie wiem  burknął.  Niewykluczone.
 Na moje oko powinieneś wyjaśnić nieporozumienie i oczyścić
atmosferę.
Przed tą rozmową Carter nie dopuściłby takiej ewentualności do siebie,
lecz Bill uświadomił mu, że winien jest Macy przeprosiny.
Godzinę pózniej wyszedł z gabinetu z gotowym planem. Słońce wciąż
świeciło jasno, kiedy udawał się do zajazdu. Szedł piechotą. Chciał, aby
spacer na powietrzu pomógł mu uporządkować myśli o dwulicowości
Jocelyn, ostatnich wyczynach ojca i skomplikowanych uczuciach do Macy.
Kiedy był w połowie drogi, Rocky wybiegł mu na spotkanie.
 Jak się masz, stary?  Carter poklepał psa po głowie. Rocky oparł się
przednimi łapami o jego uda, domagając się więcej pieszczot.  Macy dąsa
się na ciebie? Nie, nie zrobiłaby tego psu. Tylko na mnie jest zła. Chodzmy.
Nie trudno było się domyślić, gdzie znajdą Macy. Stała pośrodku altany
i z przejęciem coś deklamowała. Nie słychać było słów, lecz jej gesty były
pełne ekspresji. Carter odgadł, że opowiada jakąś historię. Przyglądał się jej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Charles Williams The Sailcloth Shroud (1960) (pdf)
    Charles Higham Trading With The Enemy
    Sands Charlene Święta z gwiazdą…
    Gordon Dickson The Alien Way
    Butler Nancy 75 Cudowna kuracja
    LE Modesitt Corean 05 Cadmian's Choice (v1.5)
    Martinov, Gueorgui Guianeia
    Hill Livingston Grace Bilśźej serca 02 Dziewczyna, do której sić™ wraca
    00000014 Prus Faraon I
    Heath Sandra Falszywe pocalunki
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • excute.opx.pl