[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A dlaczego?
- Dlatego że on miał się pózniej spotkad z Amelią - wyjaśnił Honeycutt, zapalając papierosa.
- Skąd pan o tym wie?
- Skąd? Stąd, że mi to powiedział.
Jury odłożył widelec.
- Moim zdaniem to dziwne. Cholmondeley nie wygląda mi na człowieka, który chodzi i zwierza się z
takich rzeczy wszystkim naokoło.
- Zwierza się? Nie, nie. Moim zdaniem w tym, co mi powiedział, nie było nic ze zwierzeo.
Wtajemniczył mnie tak od niechcenia. Po tym, jak go zapytałem, czy nie poszedłby ze mną do kasyna. -
Honeycutt poczerwieniał i odwrócił wzrok, zaciągając się lekko papierosem. Wzruszył ramionami. - Po
prostu powiedział, że jest umówiony z Amelią. - Tu nastąpiła pauza, podczas której Honeycutt oglądał
swoje perfekcyjnie wypolerowane paznokcie. - Nie sądzę, by wiedział, że Amelia zostanie zaraz
zamordowana.
Jak to się dzieje, że zawsze muszę jeśd lunch w towarzystwie policji? - zapytał George Cholmondeley
tonem całkiem przyjaznym.
Zrobił to po tym, jak Jury przedstawił mu Wigginsa, wskazując gestem krzesła przy swoim stoliku.
- Przepraszam pana za to. Ale recepcjonistka w hotelu Brown's powiedziała nam, że pana tu
zastaniemy. Więc jesteśmy, bo sprawa jest dośd istotna. Jak rozumiem, nie słyszał pan nowin na temat
pani Farraday?
Cholmondeley, który podnosił właśnie do ust kieliszek wina, nie upił ani kropli. Powolnym ruchem
postawił kieliszek na stole, odsuwając równocześnie talerz i sprawiając wrażenie, że jedzenie przestało
go interesowad. Jury natomiast zauważył, że interesuje ono sierżanta Wigginsa, który ze znaczną dozą
podejrzliwości wpatruje się w tournedos Rossini. Trzeba tu nadmienid, że Wiggins nie ufał obcym
klimatom, a także, w równym stopniu, nie miał zaufania do bardziej wyszukanych potraw. Jury'ego w
związku z tym nieodmiennie zdumiewał fakt, że ktos, kto ma wiecznie tyle złych przeczud, uparcie
trzyma się diety składającej się z halibuta, frytek i konserwowego groszku.
- Wyobrażam sobie - odezwał się Honeycutt - że nowiny są bardzo nieprzyjemne. Bo przecież inaczej
pan by się tutaj nie zjawił.
- Rzeczywiście. Bardzo - odrzekł Jury.
- A co się stało?
- Znaleziono ją martwą. Ktoś ją zamordował. Jak rozumiem, powiedział pan Honeycuttowi, że był pan
z nią umówiony? - zapytał Jury i dał swemu rozmówcy trochę czasu.
Dokładnie tyle, żeby ten mógł wyjąd papierosy, poczęstowad nimi ich obu i zapalid.
- No cóż, tak, rzeczywiście, byłem umówiony z panią Amelią Farraday. Z tym, że lepiej by było
powiedzied, że to ona poprosiła mnie o spotkanie.
- O? A dlaczego?
- Bo raczej nie zrozumiała, że flirt między nami jest skooczony.
- I sprawiała panu jakieś kłopoty?
- Kłopoty? To znaczy, czy stawiała mnie w kłopotliwym położeniu? - Cholmondeley roześmiał się, a
potem najwyrazniej się zorientował, że śmiech w tej sytuacji raczej nie przystoi. - Przepraszam. Nie. To
się nie mogło zdarzyd. Ale sądzę, że wiem, do czego pan zmierza.
- Wie pan? - zapytał Jury z kamienną twarzą. - No to proszę mi powiedzied. Wtedy może i ja się tego
dowiem.
Cholmondeley milczał, spoglądając to na Jury'ego, to na Wigginsa tak, jakby z twarzy sierżanta chciał
wyczytad, czy policjanci wiedzą, dlaczego nie chce się przyznad, gdzie był poprzedniego wieczoru. Jednak
twarz Wigginsa Pozostawała nieprzenikniona jak ceglany mur.
- Wygląda na to - powiedział wreszcie - że szukają panowie motywów. Zatem uwierzcie mi, że mój
byłby bardzo słaby.
- Gdzie mieliście się spotkad?
- Na Berkeley Square. To niedaleko hotelu. Ale, z drugiej strony, nie za blisko.
- To niezbyt ładnie spotykad się pózną nocą w parku z damą, której nikt nie towarzyszy.
- A kto powiedział, że to miało byd pózną nocą?
Cholmondeley palił spokojnie, jakby wiedząc, że zdobył punkt.
- No cóż, ja po prostu tak przypuszczam. Jej mąż twierdzi, że po kolacji wyszła na spacer. I było to
między wpół do dziesiątej a dziesiątą. Sądzę, że bliżej dziesiątej. Czy spacerowała z panem?
- Nie - powiedział szorstko Cholmondeley. - Mówiłem już panu: Amelia się nie pojawiła.
-Nie pojawiła się kiedy, proszę pana? - zapytał Wiggins, który odłożył notes, żeby odkręcid małą
fiolkę z pigułkami.
- O północy. Znam w sąsiedztwie kilka klubów. Obiecałem jej, że ją tam zabiorę.
Wiggins wziął pigułkę pod język i wrócił do robienia notatek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]