[ Pobierz całość w formacie PDF ]
rzuca tych ludzi na margines, ale oni sami się wyrzucają. Cóż, z punktu widzenia
skutków nie ma to wielkiego znaczenia. Istotą jest efekt dziedziczenie biedy,
bezradności i beznadziei. Naukowcy stwierdzili, że sześcio-, siedmioletnie żyją-
ce w slumsach Rio de Janeiro dzieci tak bardzo przyjmują za własną subkulturę,
w której wyrastają, że psychologicznie nie byłyby w stanie skorzystać z możliwo-
ści awansu, nawet gdyby one się pojawiły. Krótko mówiąc, jest tak zle, że nikt im
już nie pomoże. Taki społeczny korkociąg .
Czy Polska, biorąc pod uwagę skalę wyłączenia na dole, jest już albo za chwilę
zostanie taką europejską Brazylią? Być może. W Brazylii młodzi biedacy mogą
czasem wygrać złoty los na loterii, jeśli dostali od Boga talent do kopania pił-
ki i ktoś kiedyś zauważy ich, gdy na plaży grają mecz. Zcieżki awansu muszą
być jednak otwarte nie tylko dla Ronaldo, Ronaldinho i Rivaldo, tym bardziej że
w Polsce nie ma plaż, na których grałoby się w piłkę przez cały rok.
A co z wyłączeniem na górze? Są tacy, którzy zakładają fundacje i pomagają
innym, czasem robiąc to nawet dyskretnie i bez myśli o odpisach podatkowych. Są
jednak i tacy, którym przez myśl nie przejdzie, że wygrali los na loterii i powinni
odpłacić za to, dając innym szansę na wygranie takiego losu. Jak? Choćby płacąc
podatki i nie kiwając fiskusa. %7łe podatki za wysokie? Tak, za wysokie. %7łe nie
chce się płacić? Oczywiste. Ale mamy wszyscy jakieś powinności wobec innych.
Alternatywą jest model mało pociągający. Jedni nie płacą podatków, bo państwo
zle wydaje pochodzące z nich pieniądze, inni nie idą głosować, bo państwo im za
mało daje, jedni i drudzy mają i siebie, i państwo w pogardzie. W rozwiniętych
demokratycznych społeczeństwach ludzie bogaci akceptują filantropię i czynią
z niej sposób funkcjonowania całej swojej klasy. Choćby przykłady z Ameryki
z ostatnich kilku lat. Założyciel Domino s Pizza Thomas Monaghan dał pięćdzie-
siąt milionów dolarów na stworzenie rzymsko-katolickiej szkoły prawa. Inwestor
Henry Tippie trzydzieści milionów dolarów Uniwersytetowi Iowa. Producent
filmowy Walter Kline swoje warte dwadzieścia pięć milionów dolarów archi-
wa szkole sztuk pięknych w Północnej Karolinie. Bili Gates dwadzieścia milio-
nów dolarów na Massachusetts Institute of Technology. Podobnych przykładów
i darczyńców są tysiące.
Tuż po wielkim przełomie chciwość i chęć zaspokojenia wszelkich związa-
nych z posiadaniem potrzeb jest może naturalna. Ale dobrze byłoby, gdybyśmy
powoli dochodzili do punktu, w którym wezmiemy głębszy oddech. Dobrze było-
by, gdyby pazerność i ostentacja w manifestowaniu bogactwa i przynależności do
warstw lepszych słabły. Nadchodzi chyba powoli czas, gdy bogaci dojdą do wnio-
sku, że mają już dość i dla siebie, i dla następnych dwudziestu pokoleń i mogą już
poważnie, a nie tylko dla własnego dobrego public relations, pomyśleć o innych.
Zresztą cóż w tym złego, jeśli nawet to próżność będzie zródłem dobra? W Ame-
ryce już w czasach kapitalizmu pazernego i w czasach pierwszych naprawdę wiel-
58
kich majątków bogacze chcieli zostawić po sobie coś więcej niż testamenty. Mel-
lon fundował uniwersytet, Vanderbilt też uniwersytet, Carnegie nowojorską
filharmonię i jeden z najlepszych amerykańskich uniwersytetów, Carnegie-Mel-
lon w Pittsburgu. Wszystko to do dziś stoi i świetnie funkcjonuje. Spektakularne
posunięcia i praca u podstaw. Pole do popisu jest w Polsce wielkie. Odrzutowy jet
i posiadłość, pięć torebek Prady i jacht. Wszystko, także to, jest dla ludzi. Ale je-
śli mamy być społeczeństwem, w którym ludzie połączeni są nie tylko miejscem
urodzenia, każdy z nas, na dole i na górze, musi coś z siebie dać. Zwłaszcza ci na
górze, bo tym na górze już się udało. Szczególnie gdy zdadzą sobie oni sprawę, że
250 złotych rocznie to dla wielu polskich dzieci bilet na pociąg albo autobus do
trochę większego miasta, do trochę lepszej szkoły, czyli bilet do lepszego życia.
SZKOAA %7łYCIA
Mój zielonogórski ogólniak imienia Dembowskiego, w latach osiemdziesią-
tych nazwany w którejś z warszawskich gazet zielonogórskim Harvardem, nadal
jest bardzo dobry. Wiem, bo wciąż jest wysoko w różnych rankingach. Wyso-
ko są w nich średnie szkoły z Radomia, Kielc i wielu innych trochę mniejszych
i trochę większych ośrodków. Ale o stanie polskiej edukacji więcej mówią szko-
ły, których na takich listach nie ma. To byłaby dopiero lista. Imponująca byłaby
tylko jej długość. W Polsce prawidłowość jest prosta jaka szkoła, taka życiowa
szansa. A że rozrzut między szkołami pod względem ich poziomu zdecydowa-
nie odbiega od europejskich norm, zwykle młody człowiek albo dostaje naprawdę
niezłą szansę, albo nie dostaje jej w ogóle. Jest tu trochę jak w filmie Dawno te-
mu w Ameryce, gdzie gangsterzy na sali porodowej przenoszą dzieci do innych
łóżeczek i śmieją się w poczuciu, że właśnie zdecydowali o ich przyszłości: albo
dostały los na loterii, albo dostaną w życiu w dupę . Proste.
Stan polskich szkół i polskiej edukacji świetnie pokazuje, ile nam się przez
tych kilkanaście lat udało zrobić i jaki ogrom pracy jest przed nami. Tak wielu
studentów i tak wielu absolwentów wyższych uczelni nie było w Polsce nigdy.
Młodzi Polacy są lepiej wykształceni niż ich rodzice i dziadkowie, kończą lep-
sze szkoły i chcą się dalej uczyć. Nie ma wątpliwości, to najlepiej wykształcone
pokolenie Polaków w historii. Wykształcenie wyższe ma już około dziesięciu pro-
cent Polaków, a w PRL -u było to siedem procent. Problem w tym, że w Finlandii,
Szwecji, Wielkiej Brytanii czy Estonii jest to dwadzieścia pięć do trzydziestu pię-
ciu procent, że wiele spośród naszych szkół wyższych jest na poziomie bardzo
średnim, a wielu studentów nie uczy się na studiach niczego, co zwiększyłoby
ich szansę na znalezienie pracy lub choćby zwiększyło ich potrzebę uczestnictwa
w kulturze. Odsetek uczniów w liceach ogólnokształcących wzrósł z pięćdzie-
sięciu procent w PRL-u do osiemdziesięciu procent. Liczba studentów rośnie,
59
a jednocześnie odsetek osób z wyższym wykształceniem na wsi oscyluje wokół
dwóch procent i szybko nie wzrośnie, bo są tam gorsze szkoły, a przede wszystkim
mniejsze aspiracje. Tak czy owak widać jednak postęp. Z badań CBOS-u wyni-
ka, że uczniowie ostatnich klas szkół ponadpodstawowych w coraz jaśniejszych
kolorach widzą swoje wykształcenie za dziesięć piętnaście lat. Konsekwent-
nie spada odsetek młodzieży przekonanej, że będzie miała mało perspektywicz-
ne wykształcenie zasadnicze zawodowe lub średnie. Coraz więcej młodych ludzi
wierzy, że będzie mieć wykształcenie wyższe.
%7łądne wiedzy, uczące się, ambitne, widzące dla siebie jasną przyszłość w no-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]