[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Miałam dwa nieudane małżeństwa. Brak mojej stałej obecności w domu, duże
zaangażowanie w pracę zawodową i społeczną miały na moje życie rodzinne
zdecydowanie ujemny wpływ.
W czasie wojny wiedziałam, że tym, co robię w sprawie ratowania %7łydów, narażam
także ciężko chorą na serce Matkę. W razie wpadki (która w końcu nastąpiła), to ona
była narażona na śmierć z braku opieki. Ale moja Matka nigdy nie powiedziała:  Nie
rób tego! Nie ryzykuj, uważaj na siebie". Wiedziała, że działam w słusznej sprawie, i
milcząco popierała to, co robiłam. Miałam jej przyzwolenie i moralne wsparcie. Po
moim aresztowaniu opiekę nad nią przejęły moje koleżanki z organizacji.
Wiedziałam, że mogę na nie liczyć. Zwiadomość tego dodawała mi sił. Nie
załamałam się. Pózniej przeżyłam bardzo śmierć Matki i niemożność uczestniczenia
w pogrzebie. Po wojnie długo chodziłam na jej grób codziennie.
Dzisiaj wiem, że jeżeli jest się matką, łączenie pracy zawodowej i społecznej z
życiem rodzinnym jest nie do pogodzenia. Zawsze cierpią z tego powodu dzieci.
Wiem, że moje dzieci ciągle na mnie czekały, powiedziały mi o tym po latach.
Po wojnie mimo wielu zawodowych i społecznych obowiązków odważyłam się
urodzić troje dzieci. Dopiero po trzydziestym roku życia dojrzałam do tej decyzji.
Córka - po mojej matce - Janina, urodziła się 31 marca 1947 roku. Pierwszy syn -
Andrzej - 9 listopada 1949 roku. Niestety, przez moje przejścia (ciągłe przesłuchania
w Urzędzie Bezpieczeństwa) urodził się za wcześnie. %7łył tylko 11 dni. Drugi syn -
Adam, przyszedł na świat 25 marca 1951 roku.
Mam świadomość, że moja okupacyjna działalność w poważny sposób zaważyła na
karierze zawodowej moich dzieci. Gdy Jankę mimo pomyślnie zdanego egzaminu i
zakwalifikowania na pierwszy rok studiów polonistycznych po kilku dniach, w
tajemniczych okolicznościach, skreślono z listy stu-
dentów, zapytała: - Mamo, coś ty w życiu zrobiła złego? - W rezultacie skończyła
studia zaoczne. Syna po kilku latach spotkało to samo. Do dzisiaj pamiętam jego
oczy - pełne rozpaczy, bezsilności, poczucia krzywdy. I to pytanie:  Mamo,
dlaczego?". Też skończył studia zaoczne (bibliotekoznawstwo we Wrocławiu).
Pamiętam, jak mi powiedział, że w dzieciństwie o mało szyby nie wybił, bo czekał na
mnie godzinami, wypatrując przez okno. Kiedyś znajoma spytała Adasia (miał wtedy
4-5 lat), który z zapałem coś opowiadał, dlaczego tego nie powie mamie? On na to: -
Bo mamie można mówić do pięt. Jak ja mówię, mama wychodzi. - Adam odszedł
nagle, w nocy, 23 września 1999 roku. Nie mogę się z tym pogodzić. Wciąż o nim
myślę.
- Poza własnymi dziećmi miałam dwie starsze od nich wychowanki. Jest to osobna
historia. Jeszcze w czasie wojny, w okresie eksterminacji %7łydów i mojej działalności
ratowania ludności żydowskiej, zaszła kiedyś potrzeba zajęcia się szczególnie
serdecznie i opiekuńczo dwiema dziewczynkami, wyjątkowo boleśnie dotkniętymi
przez los okupacyjny. Jedna
- Teresa - miała wtedy 12 lat i mieszkała z rodzicami i młodszą siostrzyczką w
Cegłowie (powiat Mińsk Mazowiecki). Doświadczyła wstrząsającego przeżycia, bo na
jej oczach zabito tatusia i siostrzyczkę. Ona z matką, przy pomocy Juliana
Grobelnego, udały się do Warszawy, gdzie matkę umieszczono u jakiejś rodziny na
Pradze, a małą Tereskę u zaprzyjaznionego działacza PPS. Była tam jednak krótko,
bo człowiek ten (Szymon Zaremba), ścigany przez gestapo, musiał z Polski uciekać.
Skontaktował się przedtem z Grobelnym, prosząc o zajęcie się dziewczynką. Parę
dni, pod wielkim strachem, była u mnie w domu. Dłużej nie mogła zostać, ponieważ z
racji mojej pracy byłam wiecznie narażona na ewentualne przyjście gestapo. Po paru
dniach umieściłam ją w jednym z zorganizowanych
przeze mnie punktów pogotowia opiekuńczego u rodziny (Zofia Wędrychowska i
Stanisław Papuziński)123, przy ulicy Mątwickiej 3 na Ochocie, która miała czworo
własnych dzieci i zawsze z wielką miłością i serdecznością przyjmowała skierowane
przeze mnie żydowskie dzieci.
Po paru miesiącach zaszły tragiczne okoliczności w tej rodzinie. 21 lutego 1944 roku
gestapo wpadło do domu, kiedy dwaj synowie Papuzińskiego organizowali zbiórkę
harcerską nauki strzelania. Gestapowiec, widząc to, oddał kilka strzałów, a sam
uciekł po odsiecz. Ranił jednego z chłopców bardzo ciężko - kolegę syna tych
państwa. Pani Zofia poleciła Teresce, jako najstarszej, uciekać wraz z dziećmi do
znajomych na ulicę Kruczą, a sama zajęła się rannym chłopcem. Wkrótce
przyjechało kilkunastu gestapowców i wzięli rannego chłopca i panią Zofię do tzw.
budy.  Na szczęście" chłopiec zmarł w samochodzie, a panią Zofię zawieziono
najpierw w aleję Szucha, a potem na Pawiak i po kilku dniach została rozstrzelana
(26 kwietnia 1944 roku). A ja w ciągu najbliższych dni wszystkie dzieci tej rodziny -
ich własne (czworo) i przebywające u nich dzieci żydowskie (też czworo) -
umieściłam na koloniach pod Garwolinem. Kierowniczką kolonii była Ola Majewska,
pózniejsza pani profesor na Uniwersytecie Aódzkim.
Dzieci przebywały tam do końca wojny. Odebrałam dzieci Papuzińskich, troje
żydowskich oraz Tereskę i umieściłam na Okęciu w domu przekształconym ze
szpitala powstańczego. Gdy 15 marca 1945 roku wróciłam do Warszawy, Teresa
była już ze mną. Chodziła do szkoły, zdała maturę, skończyła stomatologię. Wyszła
za mąż i w 1956 wyjechała do Izraela. Tam urodziła dwoje dzieci. Ze mną jest w
stałym kontakcie kore-
123 Obszerne wspomnienie poświęcone Zofii Wędrychowskiej (1901-1944) i
Stanisławowi Papuzińskiemu (1903-1982) Irena Sendlerowa ogłosiła 26 listopada
1999 r. w  Gazecie Wyborczej" ( Gazeta Stołeczna" dodatek nekrologi i
wspomnienia).
spondencyjnym. Będąc z synami w Polsce, odwiedziła mnie, a ja będąc w Izraelu (w
1983 roku), mieszkałam u niej.
Drugą dziewczynką, którą się zajmowałam jak córką - była Irenka. Rodzice jej byli
przed wojną bogatymi kupcami i handlowali z jakimś Polakiem, kiedy poszli do getta.
Za dużą sumę pieniędzy ten Polak obiecał zająć się dziećmi po aryjskiej stronie.
Krętymi drogami dowiedziała się o losie tych dzieci jedna z moich łączniczek. Ona
sama zajęła się chłopcem, a dziewczynka trafiła do mnie. Rodzice niestety zginęli w
getcie.
Pracując w szpitalu powstańczym, przedstawiałam ją jako córkę. Opiekowałam się
nią, dopóki jej ciotka - siostra matki
- nie wróciła ze Związku Radzieckiego w połowie lat 50. Irenka mieszkała z nami.
Chodziła do szkoły. Po skończeniu technikum wyjechała na obóz, poznała tam
kogoś, kogo wkrótce poślubiła. Wyjechali razem do Szczecina. Tam skończyła studia
zaoczne na Akademii Rolniczej. Jej córka jest lekarzem
- onkologiem, mieszka w Warszawie.
Jedna z moich wychowanek (Tereska) napisała do mnie po latach:  Wiesz, dlaczego
byłam dla ciebie taka niedobra, opryskliwa, nieposłuszna? Bo twoja dobroć targała
moje serce rozpaczą. Myślałam wtedy - kto ci dał prawo zastąpić mi moją matkę?".
L
" a
I
Irena Sendler&wa, lata trzydzieste
Jerzy Korczak, historyk, miał 16 lat, kiedy poznał Jolantę w połowie 1943 roku w
mieszkaniu przy ulicy Markowskiej 15, na warszawskiej Pradze. Zapamiętał, że  tam,
w brzydkiej kamienicy, ukrywał się Stefan Zgrzembski, jej przyszły mąż i bliski
współpracownik. [...] Jego aż nosiło, rwał się do działania, kipiał energią. Dużo
zdrowia i nerwów kosztowało panią Irenę, aby wyznaczać mu zadania, w których był
przydatny, nie wystawiając nosa poza cztery ściany. Pomagał więc przy rozdziale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Dickson_Helen_ _Harlequin_Romans_Historyczny__274_ _Zakochany_lajdak
    Herodoto_de_Halicarnaso Los_Nueve_Libros_De_La_Historia_VII
    Ebook Eliza Orzeszkowa Historyja Literatury Angielskiej
    Heinlein, Robert A Historia del Futuro III
    Harry Turtledove The Best Alternate History Stories Of The
    Christie Agatha Tajemnicza historia w Styles
    Delinsky Barbara Najprawdziwsza historia
    Historical Dictionary of Mediev Iqt
    Eduviges Carboni. El perfume de Dios Angel Pena
    Laurie King Kate Martinelli 05 The Art Of Detection
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • excute.opx.pl