[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Meble, chociaż wyglądały na antyki, były odrobinę zbyt podniszczone. Myron
nigdzie nie dostrzegł srebrnego zestawu do herbaty, ale powinien tu taki być.
Usiadł w antycznym fotelu, równie wygodnym jak sztuczne płuco. Kenneth nie
spuszczał go z oka. Pewnie pilnował, żeby gość nie schował do kieszeni
popielniczki albo czegoś podobnego.
Helen usiadła na kanapie naprzeciw gościa. Kenneth stanął za nią i położył
dłonie na jej ramionach. Upozowali się jak do zdjęcia. Jak królewska para. Do
pokoju przydreptała mała dziewczynka, najwyżej trzy - lub czteroletnia.
- To Cassie - powiedziała Helen Van Slyke. - Siostra Valerie.
Myron z szerokim uśmiechem nachylił się do dziewczynki.
- Cześć, Cassie.
Mała ryknęła płaczem, jakby ją ukłuł szpilką. Helen Van Slyke przytuliła córkę,
która wydała z siebie jeszcze kilka przerazliwych wrzasków, po czym ucichła.
Przez cały czas zerkała na Myrona zza zaciśniętych piąstek. Może ona też
obawiała się o bezpieczeństwo popielniczek.
- Windsor mówił mi, że jest pan agentem sportowym - powiedziała Helen Van Slyke.
- Tak.
- Zamierzał pan reprezentować moją córkę?
- Omawialiśmy taką ewentualność.
- Nie rozumiem, dlaczego ta rozmowa nie może poczekać, Helen - powiedział
Kenneth.
Zignorowała go.
- W jakim celu chciał pan się ze mną widzieć, panie Bolitar?
- Zamierzałem zadać pani kilka pytań.
- Jakiego rodzaju pytań? - spytał Kenneth. Podejrzliwie.
Helen uciszyła go machnięciem ręki.
- Proszę mówić dalej, panie Bolitar.
- Rozumiem, że około sześciu lat temu Valerie była hospitalizowana.
- A jakie to ma znaczenie? - wtrącił się znowu Kenneth.
- Kenneth; proszę, zostaw nas samych.
- Ależ, Helen...
- Proszę. Zabierz Cassie na spacer.
- Jesteś pewna?
- Tak.
Próbował się spierać, ale nie miał z nią żadnych szans. Zamknęła oczy, dając
znak, że to koniec dyskusji. Kenneth niechętnie wziął córkę za rękę. Kiedy
znalezli się poza zasięgiem głosu, powiedziała:
- Jest trochę nadopiekuńczy.
- To zrozumiałe - rzekł Myron. - W tych okolicznościach.
- Dlaczego pyta pan o pobyt Valerie w klinice?
- Usiłuję uporządkować kilka spraw.
Przez chwilę mu się przyglądała.
- Zamierza pan złapać mordercę mojej córki, prawda?
- Tak.
- Mogę spytać dlaczego?
- Mam kilka powodów.
- Wystarczy mi jeden.
- Valerie próbowała skontaktować się ze mną, zanim ją zamordowano - odparł
Myron. - Trzy razy dzwoniła do mojego biura.
- To jeszcze nie czyni pana odpowiedzialnym.
Myron nic nie powiedział. Helen Van Slyke nabrała tchu.
- I sądzi pan, że to morderstwo ma jakiś związek z jej załamaniem nerwowym?
- Tego nie wiem.
- Policja jest przekonana, że zabójcą jest ten człowiek, który nękał Valerie.
- A jak pani uważa?
Nawet nie drgnęła.
- Nie wiem. Roger Quincy wydawał się zupełnie nieszkodliwy. Sądzę jednak, że
każdy facet wydaje się nieszkodliwy, dopóki nie zrobi czegoś takiego. Wciąż
pisał do niej miłosne listy. Były nawet miłe, w pewien zwariowany sposób.
- Ma je pani?
- Przed chwilą oddałam je policjantom.
- Może pamięta pani, co w nich było?
- Od niemal normalnych miłosnych wyznań po obsesyjną namiętność. Czasem po
prostu prosił, żeby się z nim umówiła. Innym razem pisał o dozgonnej miłości i o
tym, że są sobie przeznaczeni.
Strona 28
Krotka pilka
- Jak reagowała na to Valerie?
- Czasem się bała. Niekiedy się śmiała. Jednak na ogół nie zwracała na nie
uwagi. Tak jak my wszyscy. Nikt nie traktował tego zbyt poważnie.
- A Pavel? Czy on się niepokoił?
- Nie otwarcie.
- Czy wynajął ochroniarza dla Valerie?
- Nie. Gorąco sprzeciwiał się temu pomysłowi. Uważał, że ochroniarz mógłby
wpędzić ją w depresję.
Myron zastanowił się. Pavel uważał, że Valerie nie potrzebuje ochroniarza, który
by ją bronił przed natrętem, a sam wynajął goryla, który miał chronić go przed
namolnymi rodzicami i łowcami autografów. To dawało do myślenia.
- Chciałbym porozmawiać o załamaniu nerwowym Valerie, jeśli można.
Helen Van Slyke lekko zesztywniała.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]