[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niech pan nie plecie głupstw, proszę - rzekła ostro. - Nigdy nie wyjdę za pana za mą\.
- Nie wyjdzie pani za mnie?... Musi pani! Nigdy dotychczas nie prosiłem \adnej kobiety o rękę.
Jestem słynnym Markiem Gravesem. Jestem bogaty. Mam urok i poetyczność mojej matki,
Francuzki i zdrowy rozsądek mego ojca, Szkota. Francuską stroną mej indywidualności podziwiam
pani piękność i tajemniczość. Szkocką stroną czczę i wielbię pani spokój i godność. Jest pani
ideałem... istotą zasługującą na ubóstwienie. Wiele kobiet kochało mnie, ale ja nie kochałem
\adnej. Wszedłem do tego pokoju, jako wolny człowiek. Wychodzę, jako niewolnik. Słodka
niewola. Urocza poskromicielko! Klękam w duchu przed tobą!
Emilka strasznie się bała, \e on uklęknie przed nią nie tylko w duchu. Wyglądał na człowieka
zdolnego do takich gestów. A gdyby nagle weszła ciotka El\bieta!
- Proszę, niech pan odejdzie - rzekła zrozpaczona. - Jestem... jestem bardzo zajęta i nie mogę tu
stać i rozmawiać z panem. śałuję, \e zniekształciłam pańską nowelę... je\eli mi pan zechce
wyjaśnić...
- Ju\ powiedziałem, \e to jest bez znaczenia. Tylko musi pani nauczyć się nie kończyć swych
utworów nigdy pomyślnie... \adnych happy endów ! Nauczę panią, jak to się robi. Nauczę panią
cenić piękno i artyzm \alu i niespełnienia. Ach, jaką\ uczennicą pani będzie! Co za gratka uczyć
taką pupilkę! Całuję twoją rączkę, pani!
Postąpił ku niej, aby pochwycić jej rękę. Emilka cofnęła się przera\ona.
- Pan jest najwyrazniej szalony! - zawołała.
- Czy wyglądam na szaleńca? - spytał pan Graves.
- Tak - odrzekła szczerze i okrutnie.
- Mo\e... prawdopodobnie... Szalony... upojony winem ró\anym... Wszyscy zakochani są
szaleńcami... Boski szał! Och, te piękne, nigdy nie całowane usta!
Emilka poszła ku drzwiom. Ten niedorzeczny monolog musi się skończyć. Była rozgniewana.
- Panie Graves - rzekła, a potęga jej spojrzenia Murrayowskiego była taka, \e pan Graves pojął, i\
ona mówi to, co myśli - panie Graves nie będę słuchać więcej pańskich niedorzeczności. O ile nie
chce mi pan wyjaśnić kwestii tej noweli w Argusie , \egnam pana i odchodzę.
Pan Graves popatrzył na nią powa\nie przez chwilę, po czym rzekł uroczyście:
- Pocałunek? Czy kopnięcie? Jedno z dwojga?...
Mo\e to była przenośnia? Ale tak, czy inaczej...
- Kopnięcie - odrzekła Emilka wzgardliwie.
Pan Graves porwał nagle kryształowy wazon i cisnął nim gwałtownie o piec.
Emilka wydała lekki okrzyk, po części okrzyk przera\enia, po części \alu. Ulubiony wazon ciotki
El\biety!
- To był odruch samoobrony - rzekł pan Graves, patrząc na nią. - Musiałem to uczynić albo zabić
ciebie! Lodowata dziewczyno! Przeczysta westalko! Zimna, jak wasze śniegi północne. śegnaj.
Nie zamknął drzwi, wychodząc. Zatrzasnął je głośno, a\eby Emilka zdała sobie sprawę, co
utraciła. Gdy zobaczyła, \e odchodzi rzeczywiście drogą ju\ z drugiej strony parkanu, odetchnęła
głęboko po raz pierwszy od chwili, kiedy go ujrzała przed sobą.
- Powinnam być wdzięczna Panu Bogu - szepnęła - \e nie cisnął we mnie talerzem z poziomkami.
Weszła ciotka El\bieta.
- Emilko! Kryształowy wazon! Wazon twojej babki Murrayowej. Stłukłaś go!
- Nie, cioteczko kochana, doprawdy nie ja. Pan Graves, pan Marek Delage Graves stłukł twój
wazon. Rzucił nim o piec.
- Rzucił nim o piec! - ciotka El\bieta była zaskoczona. - Dlaczego rzucił nim o piec?
- Bo nie chciałam za niego wyjść za mą\ - rzekła Emilka.
- Wyjść za mą\! Czy widziałaś go ju\ przedtem?
- Nigdy.
Ciotka El\bieta popatrzyła na szczątki kryształowego wazonu i wyszła z saloniku bez słowa. Jest
niezawodnie coś nie w porządku z dziewczyną, której się proponuje mał\eństwo, widząc ją po
raz pierwszy. I rzuca się niewinne wazony, rozbijając je o równie niewinne piece!
Ale najgorsza była ta sprawa z japońskim księciem. Ona zepsuła Murrayom całe lato.
Kuzynka Luiza Murray, która mieszkała w Japonii od lat dwudziestu, przyjechała w odwiedziny do
Gęsiego Stawu i przywiozła z sobą japońskiego księcia, syna przyjaciela swego mę\a; był on
nawrócony na chrystianizm dzięki jej wysiłkom. Pragnął poznać Kanadę. Jego przybycie
wywołało sensację w całej rodzinie i w okolicy. Ale ta sensacja była niczym w porównaniu z tą,
której doznała cała rodzina, stwierdziwszy, \e ksią\ę najwidoczniej zakochał się na zabój, bez
pamięci, w Emilii Byrd Starr ze Srebrnego Nowiu.
Emilka lubiła go... interesował ją... współczuła mu, gdy się buntował wobec zbyt
prezbiteriańskich nastrojów Gęsiego Stawu i Czarnowody. Rzecz jasna, \e japoński ksią\ę, nawet
nawrócony, nie mógł się czuć tutaj jak u siebie w domu. Rozmawiała więc z nim; mówił
doskonale po angielsku, chodziła na przechadzki przy świetle księ\yca, a\ wreszcie skośnooka,
zagadkowa maska wschodnia o czarnych, lśniących jak atłas włosach, zjawiała się co wieczór w
saloniku w Srebrnym Nowiu.
Ale jeszcze nie dzwoniono na alarm, dopóki nie podarował Emilce pięknego no\a do papieru,
wysadzanego drogimi kamieniami. Murrayowie przerazili się. Ciotka Luiza rozpłakała się
pierwsza. Wiedziała, co oznacza taki dar w rodzinie księcia. Nigdy nie dawali tych kamieni
kobiecie, której nie mieli zamiaru pojąć za \onę. Czy Emilka jest z nim zaręczona?
Ciotka Ruth przyjechała do Srebrnego Nowiu i zrobiła scenę . Emilka tak była rozdra\niona, \e
odmówiła wszelkich wyjaśnień. Zaczynała mieć dość przypisywania jej przez rodzinę zamiarów,
których nie miała.
- Lepiej, \ebyś nie wiedziała o pewnych rzeczach - oświadczyła impertynencko ciotka Ruth.
Zrozpaczeni Murrayowie głosili, \e Emilka postanowiła zostać japońską księ\ną. A jeśliby tak
było... to, oni wiedzieli, co znaczy wola Emilki. Było to coś równie przemo\nego, jak
postanowienie boskie. Okropne! W oczach Murrayów nie ratowała egzotycznego konkurenta jego
ksią\ęcość. śadna Murrayówna nie pomyślałaby nawet o związku z cudzoziemcem, có\ dopiero z
Japończykiem. Ale ta była pełna temperamentu.
- Zawsze w konszachtach z jakimś osławionym młodzieńcem - syczała ciotka Ruth. - Ale to
przechodzi wszystko, o czym słyszałam kiedykolwiek. Poganin...
- Och, poganinem nie jest, Ruth - jęczała ciotka Laura ocierając łzy. - Jest... kuzynka Luiza mówi,
\e jest on niezawodnie szczery, ale...
- Mówię ci, \e jest poganinem! - powtórzyła ciotka Ruth. - Kuzynka Luiza nigdy jeszcze nie
zdołała nikogo nawrócić. A mą\ jej jest modernistą, o ile w ogóle jest czymś! Nie przecz mi! śółty
poganin!
- Ona ma pociąg do niezwykłości - rzekła ciotka El\bieta z westchnieniem. Miała na myśli ów
kryształowy wazon.
Wuj Wallace orzekł, \e jest to dziedziczne. Andrzej cieszył się, \e los go oszczędził. Kuzynka
Luiza, czując, \e rodzina potępia ją za przywiezienie tu uosobienia nieszczęścia, wyjąkała przez
łzy, \e on ma nienaganne maniery i \e zyskuje przy bli\szym poznaniu.
- I pomyśleć, \e ona mogła wyjść za mą\ za pastora Jamesa Wallace a - rzekła ciotka El\bieta.
W pięć tygodni pózniej ksią\ę odjechał do Japonii. Wezwany został przez rodziców. Ciotka Luiza
postarała się o to. Podobno uło\ono jakieś mał\eństwo dla niego: z księ\niczką z rodziny Samuraj.
Usłuchał. Ale pozostawił Emilce swój iście ksią\ęcy dar i nikt się nie dowiedział, co sobie
powiedzieli pewnej nocy o wschodzie księ\yca w ogrodzie. Emilka była trochę blada i dziwna,
gdy wróciła, ale uśmiechnęła się do ciotek i do kuzynki Luizy.
- Nie będę japońską księ\ną - rzekła, ocierając fikcyjne łzy.
- Emilko, obawiam się, \e flirtowałaś tylko z tym biednym chłopcem - ofuknęła ją ciotka Luiza. -
Unieszczęśliwiłaś go.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]