[ Pobierz całość w formacie PDF ]
stało. Wszystko będzie w porządku, gdy tylko złapię oddech.
Podnosząc głowę, Colly zaczęła się wiercić w ramionach Ethana dając mu tym samym do zrozumienia, że może
już postawić ją na ziemi. On na szczęście zignorował ten sygnał i przytrzymał ją mocniej prosząc pannę Montrose,
by poszła przodem. Nikt nie słuchał jej protestów, Colly poddała się tak wdzięcznie, jak mogła, i położywszy
głowę na ramieniu Ethana pozwoliła się zanieść do pokoju.
Błagam, porzućmy wreszcie ten temat - prosiła Colly zaczerwieniona ze wstydu. Bardzo nie lubiła znajdować się
w centrum uwagi. Musiała podnieść głos, by ktokolwiek usłyszał jej słowa. Towarzystwo w loży dyskutowało
zawzięcie o sztuce, a miłośnicy teatru poniżej także nie zwracali uwagi na farsę przedstawianą na scenie teatru
Haymarket. - Jestem pewna, ciociu Pet, że lady Raymond o wiele bardziej będzie zainteresowana twoimi popołu-
dniowymi przygodami z księżniczką.
Panna Montrose z wdzięcznością podjęła temat poruszony przez siostrzenicę. Wkrótce uwaga wszystkich skupiła
się na starszej pani i jej opowieści o nieustającym ciągu gości przybywających tego dnia do hotelu Grillon, by
złożyć wyrazy uszanowania księżniczce Adelaidzie i jej matce, księżnej Eleonorze. Podczas gdy ciotka zabawiała
towarzystwo opowieściami z życia wyższych sfer, Colly zmuszała się do patrzenia tylko na swój jasny wachlarz,
dopasowany kolorem do wieczorowej sukni w kolorze morwy, pożyczonej od matki.
Nie odważyła się spojrzeć w przeciwny róg loży, gdzie siedział Ethan, w obawie, że będzie mógł wyczytać z jej
oczu wszystko, co kryje się w sercu. Odkąd wyszedł z hotelu, dziewczyna nie była w stanie na niczym skupić
uwagi przez więcej niż dwie minuty. To znaczy, na niczym oprócz wspomnienia potężnych ramion obejmujących
ją opiekuńczo, oszałamiającego zapachu jego ciemnej skóry i ciepła promieniującego na samą myśl o tym, jak tulił
ją do siebie.
...i nie zawaham się powiedzieć pani, lady Raymond, że z wielkiego podniecenia omal nie straciłam równowagi
dygając przed jego książęcą wysokością. To było doprawdy poniżające! %7łeby łapać się poręczy fotela, by nie paść
przed człowiekiem, który niedługo może zostać naszym królem. - Panna Montrose zaśmiała się cicho, a słuchacze
zawtórowali jej. Najwyrazniej bardzo spodobała się im historyjka opowiedziana przez starszą panią. - Zachowałam
się jak najgorsza prostaczka, lecz jego wysokość był nad wyraz łaskawy i nawet kiwnął głową w moją stronę,
zanim poszedł dalej.
- Tak, nasz książę jest niewątpliwie czarującym człowiekiem - rzekł Harrison. - Zastanawiam się tylko, czy
następca tronu był jedynym członkiem rodziny, który złożył wizytę księżniczce.
31
Colly usłyszała stłumiony chichot Ethana i przypomniała sobie, że Harrison niedawno założył się z ciotką, jak
prędko książę Clarence zerwie zaręczyny.
- Zachowuj się. Winny - upomniał Ethan przyjaciela.
- Ależ nie - odrzekła panna Montrose nie zdając sobie sprawy, że zainteresowanie młodego człowieka dotyczy
raczej spraw finansowych niż romantycznych. - Niedługo po przybyciu księcia regenta pojawił się książę Clarence.
Harrison z rozbawieniem uderzył się po kolanie.
- Wreszcie, na miłość boską! Nazwijmy to dniem pierwszym . Ethan, drogi chłopcze, będziesz moim świad-
kiem. Założę się, że trójka będzie szczęśliwą cyfrą.
Zapominając o wszelkiej ostrożności, Colly odwróciła się z uśmiechem na ustach skierowanym do mówiącego te
słowa Harrisona. Jednak w tej samej chwili zdała sobie sprawę, że nietaktem byłoby nie uśmiechnąć się do jego,
siedzącego obok, przyjaciela.
I trudno się dziwić, że szarozielone oczy zatrzymawszy się na brązowych już tam pozostały.
Z rozmarzenia wyrwał ją czyjś głos.
- Tak? - zapytała speszona.
- Panno Sommes - rzekła lady Raymond. - Właśnie mówiłam pannie Montrose, że wszystkie zaręczyny...
królewskie czy inne... uważam za bardzo interesujące. Czy zgadza się pani ze mną?
Z jakiegoś dziwnego powodu Colly poczuła, że się rumieni.
- Zaręczyny, proszę pani? Nigdy specjalnie się nad tym nie zastanawiałam.
- Ależ, moja droga, przecież wszystkie młode dziewczęta marzą o własnych zaręczynach - powiedziała matka
Ethana, po czym dodała konspiracyjnym szeptem: - Podobnie jak o dżentelmenie, którego chciałyby poślubić.
- Zapewniam panią, że ja się do takich dziewcząt nie zaliczam.
Colly poczuła, że robi się jej dziwnie gorąco, więc zaczęła się energicznie wachlować. Podmuch wprawił w
szalony taniec delikatne loczki, którym udało się wymknąć spod spinek misternej fryzury.
Lady Raymond zmieniła temat, lecz uśmiechnęła się tak tajemniczo, że Colly poczuła się jeszcze bardziej
nieswojo. Wachlowała się coraz gwałtowniej, lecz zanim udało jej się połamać delikatną konstrukcję, Ethan
dotknął jej ramienia i zapytał, czy miałaby ochotę się przejść podczas przerwy.
- Oczywiście - zgodziła się i wstała. - Bardzo chętnie rozprostuję nogi.
Zarówno Ethan, jak i Harrison podnieśli się natychmiast, lecz żaden z nich nie miał sumienia poinformować
dziewczyny, że przerwa jeszcze się nie zaczęła. Podczas gdy Harrison przesunął się, aby Colly mogła przejść do
wyjścia, Ethan ujął ją pod łokieć i wyprowadził z loży, na szczęście nie zdając sobie sprawy z uśmiechów, jakie
wymieniły panna Montrose i lady Raymond.
Ku wielkiej uldze dziewczyny Ethan natychmiast zaczął rozmowę o przedstawieniu i podtrzymywał ten temat
podczas przechadzki. Dopiero gdy doszli do końca korytarza i musieli zawrócić, powiedział:
- Zapewne zastanawiasz się nad ostatnią uwagą matki.
Colly poczuła, że się rumieni.
- Ależ skąd, milordzie. Właściwie już o tym zapomniałam.
Ethan zaskoczył ją zatrzymując się w pół kroku i odwracając ku niej.
- Coś mi się zdaje, że nie jesteś ze mną szczera, moja droga. Ostatnim razem, kiedy widziałem cię wachlującą się
z takim wigorem, dawałaś małe przedstawienie... tak zdaje się to nazwałaś.
Colly dostrzegła łobuzerski uśmiech igrający w kącikach jego ust i rozbawione błyski rozjaśniające brązowe
oczy.
- Ja? - zapytała podnosząc na niego wzrok i trzepocząc rzęsami jak tego wieczoru w Sommes Grange, gdy grali w
szachy. - Mój drogi panie, zapewniam, że pomylił mnie pan z jakąś inną damą, gdyż nie przypominam sobie nic
podobnego.
- Selektywna pamięć musi bardzo ułatwiać życie - zauważył Ethan ujmując ją pod łokieć.
- Czyżby uważał mnie pan za prostą dziewczynę? - zapytała, czując na ramieniu jego mocną dłoń. - To bardzo
nieładnie z pana strony. Najpierw oskarża mnie pan o nieszczerość, a teraz doszło już do tego, że jestem
prostaczką. Jakiego komplementu mam się spodziewać następnym razem? %7łe jestem posłuszna?
- Ależ skąd, droga pani, jeżeli chodzi o to, ma pani język cięty jak zawsze. Ośmielę się jednak zauważyć, że jest
pani jak głaz.
- Tym razem przyjmę to jako komplement i podziękuję panu uprzejmie. Mam nadzieję, że miał pan na myśli
szlachetny kamień, który nasi bracia z Bliskiego Wschodu bardzo cenią. Muszę jednak z żalem poinformować
pana, że nie mam żadnych właściwości leczniczych.
Ethan odrzucił głowę do tyłu i wybuchnął głośnym śmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]