[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kilkudziesięciu słońc.
Zadyszany, nie zważając na to, że ostre występy kamienia rwą mu ubranie na strzępy, wrócił Sasza do
reszty grupy:
Wujku, Lonia, światło!
Partyzanci udali się w drogę powrotną. Następnego dnia przybyła tu liczna grupa, która powiększyła
przejście tak, że można było przez nie swobodnie się przecisnąć. Miękki wapień poddawał się nawet
zwyczajnej pile. Szczelina wychodziła na powierzchnię na głuchym stepie, daleko od zabudowań w
odległości dwudziestu kilometrów od obozu.
Nastąpiły przygotowania do ewakuacji. Partyzanci dobierali się w dwu-, trzyosobowe grupy i po kolei
wychodzili na powierzchnię. Wygłodzeni i wymęczeni ludzie mieli przed sobą dwustukilometrowy marsz
przez teren gęsto naszpikowany nieprzyjacielskim wojskiem.
*
Do lasów sawrańskich udało się dotrzeć zaledwie kilku z nich. Dowódca oddziału Wasin, nie
natrafiwszy w lasach na partyzantów, skierował kroki na wschód, przedarł się przez linię frontu, a następnie
pracował na tyłach Armii Radzieckiej. Partyzant Iljuchin dotarł aż do lasów w obwodzie winnickim, wstąpił
do oddziału partyzanckiego, gdzie zasłynął jako śmiały i odważny żołnierz. Reszta w różnych
okolicznościach została schwytana przez faszystów. Po normalnych w tych wypadkach przesłuchiwaniach
skatowanych patriotów rozstrzelano. W ten sposób zginął także sierżant Pietrenko, snajper doskonały.
Zachował się list przesłany z celi śmierci na wolność przez jednego z partyzantów. Pisze on do syna:
Wowoczka, tatuś ma do ciebie jedną, ostatnią prośbę: bądz nieprzejednany wobec tych, którzy występują
przeciwko władzy radzieckiej i partii. Są to wrogowie twojego tatusia, a tym samym i twoi .
Siedemnastego czerwca 1942 roku opuściła katakumby ostatnia grupa partyzantów. Byli to ci, którzy
mieli pozostać w Odessie. Nie zauważeni, przedostali się do miasta, gdzie udało się im nawiązać kontakt z
nielicznymi pozostałymi przy życiu towarzyszami. Zostali następnie umieszczeni w konspiracyjnych
mieszkaniach. Po raz pierwszy od wielu miesięcy mogli zdjąć ubranie, umyć się i zjeść do syta. Aazariew,
Gorbel i Krylewski zabrali ze sobą tajemniczą aparaturę radiową, którą swego czasu przywiózł zza linii
frontu kurier wysadzony pod Odessą przez okręt podwodny. Nie zdążył jej wykorzystać Mołodcow-
-Badajew, stała się ona też poniekąd przyczyną, że dostał się w łapy okupanta. Partyzanci zabrali ze sobą te
dwie niewielkie skrzynki z myślą o ich wykorzystaniu, aby w ten sposób pomścić śmierć pierwszego
dowódcy oddziału.
Tak zakończył się pierwszy etap walk prowadzonych przez partyzantów w odeskich katakumbach.
WALKA TOCZY SI DALEJ
Członkowie oddziału, którzy przedostali się do Odessy, niedługo zażywali zasłużonego wypoczynku.
Walka toczyła się bowiem dalej. Okazało się, że w mieście są liczne grupy, które na własną rękę podjęły
walkę z okupantem. Prawie codziennie pojawiały się na murach domów ulotki podpisywane w imieniu
władz partyjnych lub też po prostu jakiejś bojowej grupy.
Najważniejszym obecnie zadaniem było zjednoczenie tych pojedynczych grup w jednolitą, sprawną i
potężną organizację podziemną, pracującą pod wspólnym dowództwem i realizującą wspólne cele.
Sprawa była o tyle trudna, że w Odessie szalał terror. Co pewien czas przeprowadzano masowe areszty,
ludzie byli zastraszeni, bali się nasyłanych do patriotycznych organizacji prowokatorów i zdrajców.
Prowadzić walkę można było jedynie w warunkach pełnej konspiracji. Ci, którzy nie zachowywali należytej
ostrożności, już dawno gnili w lochach gestapo i sigurancy.
Dzięki starym kontaktom udało się niektórym członkom oddziału kierowanego niegdyś przez Badajewa
nawiązać łączność z poszczególnymi grupami. Zgodnie z ostatnią dyrektywą, otrzymaną przez radio przed
opuszczeniem katakumb, główną uwagę skierowali przede wszystkim na port. Działała tu dość silna grupa
partyjna koncentrująca wysiłki głównie na pracy propagandowej.
Krylewski, który prowadził rozmowy z wysłannikiem portowców, spotykał się z nim w konspiracyjnych
mieszkaniach, za każdym razem w innym. Dowiedział się, że portowcy wydają własnymi siłami gazetkę O
socjalistyczną Ojczyznę , która wychodzi dwa razy w tygodniu w ilości sześćdziesięciu do stu egzemplarzy.
Zamieszczone są tam prawdziwe informacje z frontu, które zadają kłam hitlerowskiej propagandzie
prowadzonej zarówno na łamach gadzinówek Mołwa i Odeska Gazeta , jak też ryczące prawie bez
przerwy liczne głośniki ustawione na ulicach i placach miasta. Każdy, kto otrzymał gazetę, mógł się
przekonać, że Armia Czerwona prowadzi zaciekłą obronę i przygotowuje się do decydujących rozstrzygnięć.
Pisano w nich, że prowokacyjne wieści o pełnym upadku bolszewickiego reżimu są zwyczajnym
kłamstwem, obliczonym na poderwanie ducha oporu ludności na okupowanych terenach.
Krylewski wskazał swojemu rozmówcy, że najwyższy czas przejść od propagandy słownej do czynów,
że udana akcja sabotażowa wleje więcej otuchy w serca ziomków, niż dziesiątki ulotek, choć i ta forma
działalności jest również ważna.
*
Wrogowi nigdy nie udało się zdobyć katakumb. Chociaż nie było już w nich oddziału badajewców , a
grupa Aazariewa prowadziła działalność w mieście, inne organizacje patriotyczne nadal korzystały z tego
najlepszego schronienia odeskich partyzantów. Jeszcze w grudniu 1941 roku na terenie dzielnicy
Iljiczewskiej, gdzie skupione były najważniejsze zakłady przemysłowe Odessy, powstała patriotyczna grupa,
którą dowodził inżynier budowlany Drozdow. W mieszkaniu jednego z członków grupy Nikołajenki stale
odbierano przez radio komunikaty Radzieckiego Biura Informacyjnego, przepisywano je na dwóch
maszynach i kolportowano po mieście, głównie wśród robotników.
Latem 1942 roku grupa połączyła się z inną organizacją kierowaną przez Szalagina i Prokopienkę.
Zjednoczony oddział liczył pięćdziesięciu ludzi i prowadził aktywną działalność bojową. Jako bazę
wypadową wybrano katakumby ciągnące się wokół wsi Kriwaja Bałka. Okupanci nie zwracali szczególnej
uwagi na ten rejon podziemnych korytarzy i sztolni, ponieważ nie podejrzewali, że stąd prowadzone są akcje
bojowe.
W katakumbach tych mieszkała stale tylko dziesięcioosobowa grupa, której zadaniem było walczyć z
bronią w ręku. Znając doskonale okoliczne tereny i korzystając z wielkiej pomocy mieszkańców, partyzanci
napadali na mniejsze oddziały faszystowskie, zdobywali broń, karali zdrajców. Przystąpili do walki prawie
zupełnie bez broni, a już w pierwszych miesiącach działalności zdobyli na wrogu osiem karabinów,
dwadzieścia granatów, tysiąc pięćset sztuk amunicji. Z rąk partyzantów zginęło trzydziestu siedmiu
nieprzyjacielskich żołnierzy, żandarmów i rodzimych zdrajców.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]