[ Pobierz całość w formacie PDF ]

który zasłaniał mu dużą część twarzy.
Starsza pani patrzyła na niego z niesmakiem. Jej zdaniem jedynie
bandyci i chuligani używali podobnych maszyn. Chociaż z drugiej strony,
biorąc pod uwagę czerwone majteczki Lucy...
- Mike, jak miło cię widzieć! - Jej przyjaciółka była jak zwykle
spontaniczna.
Mężczyzna zdjął kask. Jego twarz wykrzywił grymas przerażenia.
Mike przypomniał sobie ostatnią przygodę ze starszymi paniami. Na
szczęście makijaż wytrzymał tę ciężką próbę.
- O mój Boże! - westchnęła Clara na widok długich włosów i
opalenizny.
Eunice pokręciła z niedowierzaniem głową. Mike zdobył się na
odwagę i zaczerpnął tchu.
- Obawiam się, że mylą mnie panie z bratem - powiedział głębokim
głosem.
Clara zmierzyła go niechętnym wzrokiem.
- Nigdy tu pana nie widziałyśmy - stwierdziła.
Mike chciał przypomnieć, jak to ostatnio napuściły na niego policję,
ale na szczęście w porę ugryzł się w język.
135
R S
- Nie chce się pan chyba tutaj wprowadzić? - Eunice nie potrafiła
ukryć ciekawości. - Pewnie przyjechał pan z wizytą. Ciekawe, do Lucy czy
do Ellen?
Mike poczuł, że mu się robi słabo.
- Czy Ellen tam jest? - spytał, wskazując Harkness Towers.
Eunice pokręciła przecząco głową, a Clara stwierdziła, że na pewno
tak. Zaczęły się sprzeczać, która z nich ma rację. Chciały nawet wrócić i
sprawdzić, czy Ellen wciąż jest u Lucy. Na wszelki wypadek Mike
pożegnał je pospiesznie.
- Myślisz, że przyjechał do Lucy? - spytała Eunice.
Clara wzniosła oczy do nieba.
- W dzisiejszych czasach wszystko jest możliwe - odparła
sentencjonalnie.
- Naprawdę nie wiem, po co to całe zamieszanie - powiedział Jerry
Benson, nieświadom, że po drugiej stronie drzwi Mike toczy boje z własną
nieśmiałością. - Nie wierzysz Lucy?
Stephie zrobiła niewinną minę.
- Cóż, jestem prostą dziewczyną. Muszę to zobaczyć na własne oczy.
Zaniepokojona Lucy spojrzała na zegarek. Dochodziła piąta
piętnaście. Kwadrans po terminie. Mike nigdy nie pozwoliłby sobie na
takie spóznienie.
- Może zmienił zdanie - powiedziała Stephie i położyła dłoń na jej
ramieniu. - Mówiłaś mu, że nas zaprosiłaś? Może się przestraszył. Mike
wie, że nie dam się tak łatwo nabrać.
Lucy potrząsnęła głową.
- Nic mu nie mówiłam. Po prostu się spóznia - odparła.
136
R S
Może w ogóle nie przyjdzie, pomyślała z ulgą. Z takimi facetami
nigdy nic nie wiadomo. Trey mógł się rozmyślić albo poderwać jakąś
ślicznotkę zafascynowaną tahitańskim malarstwem.
Obie aż podskoczyły na dzwięk dzwonka. Stephie stanowczym
krokiem weszła do przedpokoju i otworzyła drzwi.
- Cześć, mała. Zdaje się, że pomyliłem mieszkania, ale wcale tego
nie żałuję.
Jerry zacisnął pięści.
- O, przepraszam. - Trey musiał zauważyć, że dziewczyna jest w
ciąży.
Stephie milczała. Nie była w stanie wydusić z siebie słowa. Dopiero
kiedy Trey bąknął, że pewnie pojechał za wysoko, zaprosiła go gestem do
środka.
- Lucy... tam... - powiedziała w jakimś dziwnym narzeczu.
Mike wszedł do środka i od razu pocałował Lucy prosto w usta. Tak
jak dobry aktor wcale nie czuł tremy, kiedy w końcu zaczął grać.
- Grabula. - Wyciągnął dłoń do Jerry'ego i znowu spojrzał na byłą
żonę.
Wyglądała jeszcze piękniej niż w czasie spotkania w galerii. Miała
na sobie cienką bluzeczkę, z prowokacyjnym wycięciem  w serek" i
spódnicę przed kolana w miodowym kolorze. Zielony pas z kubistycznymi
wzorami pasował do jej oczu, a wzorzysta, wschodnia chusta uzupełniała
całość.
- Fajnie, że zaprosiłaś gości - powiedział Trey. - Będzie weselej.
Lucy spojrzała z uznaniem na Treya. Nawet się nie zmieszał na
widok Jerry'ego i Stephie. Przywitał się z nimi tak, jakby znali się od lat.
W galerii przypominał jej Jamesa Deana z  Buntownika bez powodu", ale
137
R S
teraz, w garniturze od Armaniego, z jedwabną, białą chustą wokół szyi,
mógł zaćmić niejednego artystę Hollywoodu. Nie to co Mike, który
uważał, że granatowy garnitur nadaje się na wszelkie okazje.
Lucy powędrowała myślami do byłego męża. Gdzie jest? Co teraz
robi? Czy tęskni za nią, czy też może za... Ellen?
- Lucy mówiła nam, że mieszkał pan przez jakiś czas na Tahiti -
powiedziała Stephie, która doszła już jakoś do siebie.
- Jaki pan?! Mówmy sobie po imieniu. Jestem Trey.
- Jak tam jest? - Jerry podjął pytanie żony.
- Na Tahiti? Fajnie.
- Długo bym tam nie wytrzymała z tymi jadowitymi owadami i
chorobami tropikalnymi.
Mike nie wiedział, co odpowiedzieć. Na szczęście wyręczyła go
Lucy.
- Muchy tse-tse są w Afryce, a jadowite pszczoły w Ameryce
Południowej - powiedziała, nalewając gościom białego wina. - Wszystko
ci się pomyliło.
Jednak uwagę Stephie zaprzątało co innego. Teraz, kiedy opadły
nieco emocje, znowu zaczęło jej się wydawać, że Trey to Mike.
- Lucy twierdzi, że jesteś młodszym bratem Mike'a. Gość skinął
głową.
- To dziwne, że jesteście do siebie aż tak podobni. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Lifting the Fog of Peace How Americans Learned to Fight Modern War
    Czechow Historie Zakulisowe
    HonorĂŠ de Balzac Eugenie Grandet
    Joanna Chmielewska Duśźa polka
    Anthony, Piers Cluster 1 Cluster
    Kostecki Tadeusz Veragua
    Butler Nancy 75 Cudowna kuracja
    Modular Elliptic Curves and Fermat's Last Theorem
    Dynastia Danforthów 11 Banks Leanne Prywatne śźycie senatora
    08masters04 10_pl
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • taatry.keep.pl