[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wygody posiadania własnego kanoe. Ale były to morderstwa popełniane wbrew surowym
zakazom. Teraz zaś? Brat admirała, kontador, hidalgos, żołnierze. Salwa w tłum.
A przecież nie Indiosi pierwsi podnieśli broń, choć mieliby do tego prawo. Nie
wystąpili przeciw załodze armady, byli serdeczni i przyjazni - do chwili, w której przebrała
się miara ich cierpliwości. Słowa admirała, czyny Mendeza - jakież miały znaczenie wobec
faktu, że wojna zapanowała na ziemiach Veragui, że jedynym prawem, jakie przynieśli ze
sobą biali, było prawo miecza i przemocy?
Wyciągnął się na barłogu, wpatrzony w palczaste liście, zwisające z dachu. Z dachu
jego własnej chaty. Dawniej w marzeniach widział w niej żonę, dzieci, najbliższych. Nie
można jednak budować domu dla siebie i przyszłych pokoleń na ziemi przesiąkniętej krwią
gospodarzy. Nie można żyć wśród nienawiści.
Nie zamieszka na Antypodach. Nie sprowadzi żony i dzieci. Zamiast spokoju i
dostatku, czekałaby ich tutaj męczeńska śmierć. Lepsza już nędza w starym kraju. Lepszy już
wywar ze słomianej sieczki.
Przybył, by znalezć tu nową, bardziej szczodrą ojczyznę. Nie znalazł jej.
Dla Indian symbolem zdrady i gwałtu będzie od dziś dnia jaśniejsza barwa skóry. Być
może, znak krzyża na piersiach. Być może, wizerunek Zwiętej Madonny. Bo właśnie taką
barwę skóry, takie znaki mieli mordercy i krzywdziciele.
Wszedł Rollejo.
- Słyszałeś? Ponoć notariusz królewski i jego poplecznicy spuścili nosy na kwintę. Nie
w smak im zwycięstwo admirała. Wszyscy czekają na adelantado i Mendeza. Powinni już
nadciągnąć. Chyba nie wypuścili jeńców z rąk. Wreszcie spokój zapanuje w Betleem.
Quintarro usiadł na posłaniu.
- Co tam notar i jego poplecznicy - rzekł ponuro. - Nie dbam o zwycięstwo, o admirała
i adelantado. Za jedno mi, czy doprowadzą jeńców do Betleem, czy też wypuszczą ich gdzieś
po drodze. Mylisz się. Nie będzie spokoju w Betleem. %7ładen z nas nie zamieszka na tej ziemi,
by w zgodzie z sąsiadami korzystać z jej bogactw. Przez długie lata wojna niszczyć będzie
zasiewy. Strawi wsie i osiedla, zatruje umysły ludzi. Tylko to jest ważne, Rollejo.
*
Zła wieść biegła po ziemiach Veragui, od plemienia do plemienia, od wsi do wsi, od
ogniska do ogniska.
- Gdy duch nocy pożarł słońce, do wsi Kibiana przybyli białolicy, których było wiele i
jeszcze więcej. Zabrali z Chaty Narad Kibiana, zabrali wodzów, zabrali ich rodziny.
- Z własnej wsi? - pytano ze zdumieniem.
- Z własnej wsi. Z samego jej serca. Ze świętego wzgórza wodzów i duchów.
- I dzieci?
- I dzieci. Nawet te najmniejsze, dla których całym światem była pierś matki.
Białolicy zacisnęli pętle na szyjach wodzów. Popędzili ich w mrok nocy. Być może na
okrutną śmierć.
Złe wieści początkowo budziły bezmierny łęk.
- Progi chat obmyła rzeka krwi - biadali posłańcy. - Poszarpane czarodziejskim
ogniem ciała leżały pomiędzy domami na placach, wszędzie.
Wtedy trwoga zmieniała się w rozpacz, a rozpacz w gniew i zapamiętanie. Skoro
śmierć, którą niosą ze sobą biali ludzie, przekracza progi chat, skoro nie można przed nią
umknąć - należy wyjść jej naprzeciw. Białolicy muszą zginąć. I oni, i ich złe czary.
Powstały plemiona Veragui i Kobrawy. Powstały plemiona Auriry i Almaya.
Wszędzie, od wielkich gór aż po daleki las, za który spływa słońce przy końcu każdego dnia,
chwytano za broń.
Nadciągnął czas wojny i zemsty.
K o n i e c
POSAOWIE
Czwarta wyprawa Krzysztofa Kolumba, której fragment opisał Tadeusz Kostecki w
Veragui , najmniej jest znana, przyćmiły ją sławą trzy poprzednie podróże: pierwsza (1492-
1493), która pozwoliła umieścić na mapie świata nieznane dotąd wyspy w zachodniej części
Oceanu Atlantyckiego (Wyspy Bahamskie, Kuba, Haiti, nazwana przez Kolumba Hispaniolą),
zapoczątkowując największe z odkryć geograficznych naszych czasów - odkrycie Nowego
Lądu - Ameryki; druga (1493-1496), podczas której Kolumb dotarł do brzegów Małych
Antyli, Porto Rico i Jamajki, rozpoczynając równocześnie planową i na szeroką skalę
pomyślaną kolonizację nowych ziem (Haiti); wreszcie trzecia (1498 do 1500), kiedy Hiszpanie
po raz pierwszy ujrzeli ląd stały - kontynent południowo-amerykański u ujścia rzeki Orinoko.
Wtedy to, po powrocie na Haiti, Kolumb wraz z braćmi Bartholomeo i Diego został zakuty w
kajdany i odesłany do Hiszpanii, Mimo, że para królewska uwolniła admirała, zakończył się
wówczas ostatecznie okres jego osobistych sukcesów; nigdy już nie miał powrócić do łask
królewskich ani odzyskać bogactw na Haiti, zagwarantowanych mu królewskimi
przywilejami. Nowi namiestnicy, nowi odkrywcy zajęli jego miejsce.
W tym czasie z całym okrucieństwem tępiono ludność tubylczą podbitych krajów,
czemu, nie ulega wątpliwości, dał początek sam Kolumb, traktując tubylców jak niewolników.
Nazywano ich Indianami, bowiem w przekonaniu Kolumba i wielu jego współczesnych dotarł
on do wschodnich wybrzeży Indii. Stąd w książce mowa o Kataju (Chinach), o Tygrysie,
Eufracie i Gangesie. Trzeba zresztą dodać, że kwestia, jaki cel przyświecał wyprawom
Kolumba i czy istotnie szukał on drogi do Indii, budziła i budzi jeszcze liczne kontrowersje.
W każdym razie pragnął doprowadzić do pomyślnego końca swój spór z koroną
hiszpańską, rzucić na szalę nowe odkrycia i nowe bogactwa, które były głównym motorem
poczynań jego mocodawców, a także nieobojętnym celem zabiegów admirała.
Nie zdawał sobie sprawy, że od chwili, w której osadnicy hiszpańscy na Hispanioli
podnieśli przeciw niemu bunt, a wysłannik królewski Bobadilla kazał go uwięzić, zagarniając
majątek wicekróla nowo odkrytych ziem - stał się on dla królewskiej pary tylko uciążliwym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]