[ Pobierz całość w formacie PDF ]
słyszał krzyki i tupot nóg.
Kamieniem rozbił zamek w drzwiach prowadzących do pralni i wszedł do środka. W nozdrza
uderzył go zapach detergentów i wybielacza. Rozejrzał się wokół. Szybko znalazł to, czego
szukał. Złapał garść ubrań i wybiegł z pralni.
Przed nim majaczył kolejny cel jego wędrówki - dom Alicii Chad-wick. W środku było
ciemno. Niezauważony dobiegł do tylnego wejścia i nacisnął klamkę. Drzwi były otwarte.
Wszedł do środka, zatrzymał się i nasłuchiwał. Wewnątrz panowała cisza. Nagle zobaczył
jakieś cienie przebiegające ulicą i bez namysłu przykucnął.
Wszedł po schodach na piętro, znalazł drzwi swojej sypialni i wślizgnął się do środka.
Potrzebny mu był telefon, który nierozważnie zostawił w pokoju, kiedy uciekali z Babbage
Town. Natychmiast spostrzegł, że ktoś przeszukał pokój i zabrał wszystkie jego rzeczy.
Przeszedł do pokoju Alicii z nadzieją, że tam znajdzie jakiś telefon.
Coś uderzyło go w ramię.
Zostaw mnie! Zostaw! rozległ się krzyk. Złapał jej rękę, nim zdążyła uderzyć
ponownie.
- Alicia, toja, Sean.
Stała za drzwiami i walnęła go swoją protezą.
Sean! powiedziała zaskoczona. Podtrzymał ją, żeby nie upadła.
Co ty tutaj robisz? Myślałem, że wyjechałaś powiedział.
A ja myślałam, że ty też wyjechałeś. Wróciłam, na wypadek gdyby pojawiła się Viggie. A
potem usłyszałam, że ktoś buszuje po domu.
Alicia, musimy stąd uciekać.
Dlaczego, co się stało?
Nie ma teraz czasu na wyjaśnienia, ale chodzi o CIA, a być może także narkotyki i
morderstwo. Wszędzie tu pełno ludzi z Agencji, ale mam plan.
Alicia szybko umocowała protezę.
Gdzie Michelle? zapytała.
Sam chciałbym wiedzieć. Ruszyła śladem narkotyków. Mam... mam nadzieję, że jest cała
i zdrowa. Masz telefon? Muszę zadzwonić na policję. ,
Zostawiłam w samochodzie.
A jest tu telefon stacjonarny? -Nie.
Psiakrew! Rozejrzał się dookoła. Zrobimy tak: pójdziesz do samochodu.
Zaparkowałaś go przed domem?
-Tak.
Wyjął ubrania, które zabrał z pralni. Był to mundur strażnika. Szybko się przebrał. Alicia
zobaczyła ranę na jego nodze i krzyknęła:
O Boże, Sean, ty jesteś ranny!
Nic groznego. Będę wyglądał dużo gorzej, jeśli stąd nie zwiejemy. Jeśli ktoś cię zaczepi,
powiedz, że się boisz i wyjeżdżasz. Będę cię obserwował.
Masz na sobie mundur. Możesz przecież udawać, że mnie eskortujesz.
Strażnicy mogą mnie rozpoznać po twarzy, ale z daleka będą widzieli tylko mundur.
Spotkamy się przed ośrodkiem i pojedziemy na policję.
Alicia wpadła w panikę.
Sean, a co będzie, jeśli nie pozwolą mi stąd wyjechać? Mogą myśleć, że coś wiem.
Po prostu udawaj wystraszoną. Uśmiechnęła się z trudem.
To nie będzie takie trudne, bo i tak jestem przerażona. - Po policzkach pociekły jej łzy.
Myślisz, że to są ci sami ludzie, którzy porwali Viggie?
Tak odparł po chwili.
Rozejrzał się po pokoju i dał jej do ręki ciężki przycisk do papieru, który leżał na stoliku
nocnym.
To nie jest może idealna broń, ale nic lepszego teraz nie znajdę. Na zewnątrz zrobiło się
głośno.
Jedz główną drogą obok chaty numer trzy i basenu, a potem wprost na główny plac.
Zcisnął jej ramię. Poradzisz sobie.
Skinęła w końcu głową, odetchnęła głęboko i zeszła za Seanem po schodach.
Dalej wszystko potoczyło się bez przeszkód. Dwaj strażnicy minęli ją bez słowa. Kiedy
dojechała do basenu, nagle otoczyła ją grupa uzbrojonych mężczyzn. Dowódca uniósł rękę,
każąc jej się zatrzymać.
Cholera! mruknął Sean w swojej kryjówce. Rozglądał się dookoła, zastanawiając się,
jak ich odciągnąć od samochodu. I nagle wpadł na pomysł. Sięgnął do torby i wyjął z niej
granat, który zabrał strażnikowi w Camp Peary. Wyrwał zawleczkę i rzucił za płot otaczający
chatę numer dwa. Granat stuknął o metalową ścianę zbiornika i upadł na ziemię. Sean odbiegł
nieco dalej i wdrapał się na drzewo.
Pięć sekund pózniej potężna eksplozja wyrwała dużą dziurę w podstawie zbiornika, przez
którą zaczęły się wylewać tony wody. Rozlewała się wokół niczym rzeka występująca z
brzegów. Sean usłyszał krzyki i spojrzał w samą porę, żeby zobaczyć, jak fala wody ścina z
nóg Alicie i uzbrojonych mężczyzn.
Alicie woda poniosła wzdłuż tarasu aż do stojącego na końcu basenu rzędu krzeseł. Trzech
mężczyzn straciło przytomność po uderzeniu w kamienny kominek.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]