[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Obok Tucka i Gabe a stał jeszcze jeden facet, łysiejący blondyn, wyglądający jak
sponowiec, który się roztył. Nosił koszulkę z logiem Star Fleet Command i spodnie od dresu.
Theo rozpoznał w nim ojczyma/chłopaka mamy/kogośtam Joshui Barkera, czyli Briana
Hendersona.
- Brian - odezwał się Theo, w ostatniej chwili przypominając sobie imię faceta i
wyciągając do niego rękę. - Jak się masz? Emily i Josh też przyszli?
- Ee, tak, ale nie ze mną - odparł Brian. - Coś nam się rozpadło.
Do rozmowy włączył się Tucker Case.
- Powiedział chłopakowi, że nie ma Zwiętego Mikołaja, a Boże Narodzenie to tylko
genialny spisek handlowców, żeby więcej sprzedać. A co, może nie? A, tak, ten Zwięty
Mikołaj zyskał sławę, bo ożywił jakieś dzieci, które były poćwiartowane i powpychane do
słoików. Matka chłopca wyrzuciła go za drzwi.
- Oj, przykro mi - powiedział Theo.
Brian skinął głową.
- Nie układało nam się najlepiej.
- Facet do nas pasuje - stwierdził Gabe. - Zobacz, jaka fajna koszulka.
Brian wzruszył ramionami, nieco zawstydzony.
- Jest czerwona. Pomyślałem, że pasuje do świąt. A teraz czuję się...
- Ha! - przerwał mu Gabe. - Nie przejmuj się. Faceci w czerwonych koszulkach nigdy
nie dożywają drugiej przerwy na reklamy. - Lekko szturchnął Briana w ramie w geście
solidarności między odmieńcami.
- Dobra, skoczę do samochodu i wezmę inną koszulę - powiedział Brian. - Czuję się
głupio. W aucie są wszystkie moje ubrania. Właściwie w ogóle wszystko, co mam.
Gdy Brian ruszył do drzwi, Tłieo nagle coś sobie przypomniał.
- A, Gabe, zapomniałem. Skinner wyskoczył z samochodu. Tarza się w czymś
obrzydliwym. Może lepiej idz z Brianem i spróbuj zapakować go z powrotem do wozu.
- Ta rasa lubi wodę. Nic mu nie będzie. Może zostać na zewnątrz do końca przyjęcia.
Może skoczy z zabłoconymi łapami na Val? Oby, oby...
- Co za złośliwość - stwierdził Tuck.
- To dlatego, ze jestem małym, zawziętym facetem - odparł Gabe. - To znaczy, w
wolnym czasie. Nie zawsze. Dość dużo pracuję.
Brian oddalił się w swojej koszulce ze Star Treka. Gdy otworzył jedno skrzydło
podwójnych drzwi, zadął w nie wiatr i drzwi walnęły o zewnętrzną ścianę kościoła z hukiem
wystrzału. Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę, mężczyzna wzruszył ramionami, a Skinner,
zabłocony i zupełnie przemoknięty, wbiegł truchtem do środka, trzymając coś w zębach.
- Rany, ale robi bałagan - odezwał się Tuck. - Wcześniej nie zdawałem sobie sprawy z
zalet posiadania latającego ssaka.
- Co on trzyma w pysku? - spytał Theo.
- Pewnie szyszkę - odparł Gabe, nawet nie zerkając na psa. - Albo i nie.
Rozległ się przeciągły krzyk, który zaczął się od Valerie Riordan, po czym jakby
przeniósł się na wszystkie kobiety stojące przy bufecie. Skinner sprezentował swoją zdobycz
Val. Upuścił ją na stopę kobiety, myśląc, że skoro stoi ona obok jedzenia i wciąż jest samicą
Faceta od %7łarcia (bo któż mógł myśleć o jedzeniu, nie myśląc przy tym o Facecie od %7łarcia?),
to doceni ten gest i być może go nagrodzi. Nie nagrodziła.
- Złap go! - wrzasnął Gabe do Val.
Popatrzyła na niego tak wymownie, jak nikt nigdy dotąd. Być może to dyplom doktor
medycyny przydał temu spojrzeniu elokwencji, tak czy owak niemy przekaz wyraznie
brzmiał:  Chyba cię pojebało .
- Albo i nie - dodał Gabe.
Theo przemaszerował przez pomieszczenie i sięgnął do obroży Skinnera, ale w
ostatniej chwili labrador złapał rękę, odsunął głowę i umknął poza zasięg posterunkowego.
Trzej mężczyzni próbowali go gonić i pies biegał w tę i z powrotem po sosnowej podłodze z
głową dumnie uniesioną jak u rasowego ogiera. Co jakiś czas przystawał, by obryzgać
przerażonych gapiów błotem.
- Powiedzcie mi, że się nie rusza! - wykrzyknął Tuck, próbując odciąć Skinnerowi
drogę do bufetu. - Ta ręka się nie rusza.
- To tylko energia kinetyczna psa na nią oddziałuje - stwierdził Gabe, który przyjął coś
w rodzaju zapaśniczej postawy. Przywykł do tąpania dzikich zwierząt i wiedział, że człowiek
musi być zwinny, utrzymywać nisko środek ciężkości data i często przeklinać. - Cholera,
Skinner, chodz tutaj. Niedobry pies! Niedobry!
No i proszę, zaczęło się. Tragedia. Tysiąc wypraw do weterynarza, mdłości po
jedzeniu trawy, pchła, której za nic nie da się dosięgnąć.  Niedobry pies . Na miłość psioską!
Był niedobrym psem. Skinner upuścił zdobycz, podkulił ogon i przybrał postawę całkowitej
pokory, wstydu, poczucia winy i przytłaczającego smutku. Zaskamlał i odważył się spojrzeć
na Faceta od %7łarcia, zerknąć z ukosa, zbolały, lecz gotowy na ewentualne kolejne wyzwiska
na litery NP. Ale Facet od %7łarcia nawet na niego nie patrzył. Nikt na niego nie patrzył.
Wszystko było w porządku. Byt dobry. Czy przy stole czuł zapach kiełbasy? Kiełbasa jest
dobra.
- To coś się rusza - stwierdził Tuck.
- Wcale nie. O, faktycznie - powiedział Gabe.
Nastąpiła kolejna seria wrzasków, tym razem wśród wrzasków kobiecych i
dziecięcych rozległy się także męskie. Dłoń próbowała odpełznąć, ciągnąc przedramię za
sobą.
- Jak świeża musi być, żeby robić takie rzeczy? - spytał Tuck.
- Nie jest świeża - odezwał się Joshua Barker, jeden z nielicznych dzieciaków w
pomieszczeniu.
- Cześć, Josh - powitał go Theo Crowe. - Nie zauważyłem, jak wchodziłeś.
- Jarał pan trawkę w samochodzie, kiedy przyszliśmy - powiedział radośnie chłopiec. -
Wesołych świąt, panie posterunkowy.
- Dobra - powiedział Theo. Myśląc szybko, a przynajmniej zdawało mu się, że szybko,
wyjął swój policyjny płaszcz z goretexu i narzucił go na poruszającą się rękę. - Słuchajcie,
wszystko w porządku. Muszę wam coś wyznać. Powinienem powiedzieć o tym wcześniej, ale
sam nie mogłem uwierzyć w to, co widziałem. Pora na szczerość. - Theo zyskał niemałą
wprawę w mówieniu wstydliwych rzeczy o sobie samym podczas spotkań Anonimowych
Narkomanów, a teraz wyznanie przychodziło mu jeszcze łatwiej, jako że był lekko
naspawany. - Kilka dni temu wpadłem na pewnego człowieka, a raczej myślałem, że to
człowiek, ale tak naprawdę był to jakiś niezniszczalny cybernetyczny robot. Walnąłem w
niego, jadąc mniej więcej osiemdziesiątką, a on nawet tego nie zauważył.
- Terminator? - spytała Mavis Sand. - Chciałabym się z nim pieprzyć.
- Nie pytajcie, skąd się tu wziął, ani czym właściwie jest. Przez lata chyba wszyscy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Neighbor from Hell 7 Christmas From Hell R. L. Mathewson
    Heggan Christiane Nigdy nie mĂłw nigdy
    Agatha Christie Zagadka Błękitnego Expresu _Tajemnica Błękitnego Expressu_
    Feehan Christine Dark 05 Dark Challenge
    Cole Allan & Bunch Christopher Sten Tom 3 Imperium Tysiąca Słońc
    Christian Jacq [Ramses 05] Under the Western Acacia (pdf)
    Christie Agata Tajemnica Lorda Listerdalea
    Christie Agatha Tajemnicza historia w Styles
    343. Hollis Christina W ogrodach Castelfino
    Gwiezdne Wojny 070 Galaxies. Ruiny Dantooine
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • andsol.htw.pl