[ Pobierz całość w formacie PDF ]
o nim dowiedzieć? Może używa jakiegoś dezodorantu?
Rykor wcisnęła odpowiednie guziki.
- Nie stosuje żadnych pachnideł - powiedziała. - Dość niezwykłe jak na człowieka tak dbającego
o własną powierzchowność. - Przesunęła kursor w górę, pokazując jako przykład, jego starannie
ufryzowane włosy. - W przypadku tego człowieka uwagę zwraca jedynie wygląd. Nic poza tym -
dodała, bacznie obserwując monitory. - Brak wyrazistego zapachu; głos mocny, ale pozbawiony
wyjątkowych cech; aura również bez znaków szczególnych. - Rykor leniwie odwróciła głowę w
kierunku Stena. - Doktor Knox niczym się nie wyróżnia. To wyjątkowo podejrzane. Empatia
ruchów... werbalność... nic z tego. Wszędzie nic, nic, nic.
Sten przyglądał się zatrzymanemu obrazowi. Mężczyzna wyglądał na ekranie jak wycięty z
gazety. Nikt, z wyjątkiem superprofesjonalisty, nie może być tak mało charakterystyczny. Nagle
Sten zauważył żółtą plamkę na dłoni Knoxa.
- Wzmocnić lewą rękę - polecił.
Ręka wypełniła ekran. %7łółta plamka okazała się pierścieniem, z bardzo wyraznym emblematem
na płaskiej powierzchni. Sten wytrzeszczył oczy, nie bardzo wierząc w to, co widział. Wybity znak
przedstawiał wydłużoną stopę z mocno zaakcentowaną piętą. A z pięty...
- Powiększyć - powiedział.
Z pięty wyrastały dwa skrzydła.
Sten jęknął i opadł na krzesło. Sprawy miały się jeszcze gorzej niż przypuszczał.
Nawet Rykor była nieco zaszokowana. Parsknęła głośno.
- Korpus Merkurego - wysapała, dmuchając w swoje mokre wąsy.
- Tak. - I w Bogu nadzieja, że to tylko renegat - odparł Sten.
Macka guriona objęła kark Dynsmana tuląc ofiarę do siebie, a potem przyciągając ją nagłym
szarpnięciem. Dynsman poczuł, że płuca odmawiają mu posłuszeństwa, a potem zobaczył
eksplodującą z nich cenną resztkę powietrza. Ręka uzbrojona w nóż pojawiła się na ekranie... i...
- Jedz do końca! - rozkazał kapitan.
Płetwa pani psycholog zawisła nad manipulatorem. Rykor spojrzała na rzucające się ciało
Dynsmana, ponownie odtwarzającego swój horror. Jej gruczoły emfatyczne w kącikach oczu
zaczęły łzawić.
- Nie wiem, czy mogę - powiedziała zdławionym głosem.
- Zrób to - powiedział Sten.
Rykor wzdrygnęła się, włączając pełną moc. Skanowanie ruszyło całą parą.
Po jednej stronie ekranu widniał, podobny do zwiniętego robaka, hologram mózgu Dynsmana.
Mrugające plamy błękitu, czerwieni i żółci wskazywały obszary już przebadane przez Stena i
Rykor. Czerwień oznaczała wyłącznie guriona. Niebieskie punkty były połączone różowymi nićmi.
- Szukaj? - ponaglał Sten. - Szukaj?
Rykor przyjrzała się hologramowi. Nieskończona ilość niebieskich plamek do zbadania...
empatia... empatia...
- Tam - wskazała i z łkaniem uruchomiła manipulator.
Obraz baru Covenanter" wypełnił ekran. Laserowy neon przesłaniała mgła nadpływająca znad
pobliskiego kosmoportu. Dynsman nie znał naukowej przyczyny tego zjawiska, ale wiedział, że
nocą mgła spowijała wiele kilometrów wokół głównego portu. A to była specjalna noc...
- Czas na wielkie bum - szeptały do nich z ekranu myśli Dynsmana.
Specjalista od ładunków wybuchowych czuł się tak niepewnie, jak jeszcze nigdy w życiu. Nagle
na ekranie pojawiła się wielka dłoń bez dwóch palców.
- Dalej - powiedział niecierpliwie Sten. Rykor przewinęła obraz do przodu.
Ekran zamigotał. W następnym ujęciu Dynsman patrzył na dwóch mężczyzn witających się
przed wejściem do baru.
- Podgłośnij - rzucił kapitan.
Alain zmierzył wzrokiem człowieka ubranego w kombinezon.
- Inżynier Raschid? - zapytał.
Sten i Rykor przyglądali się, jak dwaj mężczyzni wchodzą do środka. Dynsman po uzbrojeniu
bomby czekał na właściwy moment. Czasowy zapalnik nie wydawał żadnego dzwięku, ale
Dynsman w wyobrazni słyszał jego tykanie. Kluczem były słowa inżynier Raschid". Płatny
zamachowiec odliczał sekundy, które powinno im zająć przywitanie się z Janiz i zajęcie miejsca w
boksie C.
Mijały ostatnie chwile życia paru osób. Jeszcze nie... już prawie... teraz... Laboratorium wypełnił
biały blask i rozdzierający huk eksplozji.
Na ekranie pojawił się gurion; jego pulsujący gębo-żołądek przy twarzy Dynsmana. Skrępowany
człowieczek rzucił się po raz kolejny, wrzeszcząc przerazliwie.
Rykor z litością patrzyła na poddawanego torturom mężczyznę.
- Co mam z nim zrobić? - zapytała.
Sten wzruszył ramionami. Pani psycholog otarła łzy, po czym przesunęła dzwignię manipulatora
do samego dołu. Leżący na stole Dynsman zapadł nagle w całkowity bezruch. Po raz pierwszy w
życiu był zupełnie spokojny.
- Wierzysz w duchy? - zapytała. Sten myślał przez chwilę.
- Może... Ale nie w jego ducha.
Rykor rozważyła odpowiedz; po czym nacisnęła guzik, nakazując krzesłu, by odwiozło ją z
powrotem do głębokiego basenu. Zanim zniknęła w wodzie, kapitan usłyszał jej słowa:
- Jesteś optymistą, młody Stenie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]