[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kobieta, i bardzo niebezpieczna. Tego był pewien - bardzo niebezpieczna.
Ciągle doznawał uczucia niepokoju, choć ze swego pierwszego posunięcia był
zadowolony. Dał jej wyraznie do zrozumienia, że ją rozpoznał. Teraz będzie się miała na
baczności. Nie odważy się na żaden nie przemyślany krok. Pozostawał George Merrowdene.
Jeśli mógłby go ostrzec..
Dostrzegli niewysokiego mężczyznę, jak stał i z roztargnieniem przyglądał się
porcelanowej lalce, którą przypadkiem wygrał na loterii fantowej. Chętnie przystał na powrót
do domu, który zaproponowała mu żona. Pani Merrowdene zwróciła się do inspektora:
- Może wstąpi pan do nas na herbatę, panie Evans? Czyżby w jej głosie zabrzmiała
delikatna nuta wyzwania? Uznał, że tak.
- Dziękuję pani. Z przyjemnością.
Udali się w drogę, zajęci niefrasobliwą pogawędką. Zwieciło słońce, wiał wietrzyk,
wszystko dookoła wyglądało przyjemnie i zwyczajnie.
Kiedy przybyli do uroczego staroświeckiego domku, pani Merrowdene wyjaśniła, że
pokojówka wyszła na festyn. Następnie udała się do swego pokoju, aby zdjąć kapelusz. Po
powrocie nakryła do podwieczorku i zagotowała wodę na małej, srebrnej maszynce naftowej.
Z półki w pobliżu kominka zdjęła trzy nieduże miseczki ze spodeczkami.
- Mamy specjalną chińską herbatę - wyjaśniła - i zawsze pijemy ją na sposób chiński, z
miseczek, a nie z filiżanek.
Przerwała, przypatrując się uważnie jednej z nich i zamieniła ją na inną z okrzykiem
irytacji.
- George, to bardzo nieostrożnie z twojej strony. Znowu używałeś tych miseczek.
- Przepraszam, kochanie - powiedział profesor z pokorą w głosie. - Mają taką dogodną
wielkość. Te, które zamówiłem jeszcze nie nadeszły.
- Pewnego dnia otrujesz nas wszystkich - stwierdziła jego żona z lekkim uśmieszkiem.
- Mary przynosi je z powrotem z laboratorium i nigdy nie zadaje sobie trudu, żeby je porządnie
wymyć, chyba że jest w nich coś rzucającego się w oczy. Któregoś razu użyłeś jednej z nich do
cyjanku potasu! Doprawdy, George, to bardzo niebezpieczne.
Merrowdene sprawiał wrażenie lekko poirytowanego.
- Wynoszenie rzeczy z laboratorium nie należy do Mary. Nie wolno jej tam niczego
dotykać.
- Przecież często zostawiamy tam filiżanki po herbacie. Skąd ona ma wiedzieć?
Bądzże rozsądny, kochanie.
Profesor poszedł do laboratorium, mamrocząc coś pod nosem, a pani Merrowdene z
uśmiechem na ustach zalała wrzątkiem herbatę i zdmuchnęła płomień na małej srebrnej
maszynce.
Evans był zaintrygowany. Coś go tknęło. Z jakichś względów pani Merrowdene
odkrywała karty. Czyżby miał nastąpić wypadek ? Czy mówiła to wszystko celowo, żeby z
góry przygotować sobie alibi? W takim razie pewnego dnia, kiedy zdarzy się wypadek ,
będzie musiał złożyć zeznanie na jej korzyść. Naiwnie z jej strony, jeśli tak sądzi, ponieważ
przedtem...
Nagle głęboko wciągnął powietrze. Nalała herbatę do trzech miseczek. Jedną
postawiła przed nim, drugą przed sobą, trzecią na stoliczku obok fotela przy kominku, gdzie
zazwyczaj siadywał mąż. Kiedy stawiała tę ostatnią, nikły, dziwny uśmieszek wykrzywił jej
usta. I po tym uśmiechu się zorientował. Wiedział!
Niebywała kobieta. Niebezpieczna kobieta. Bez czekania, bez przygotowań. Tego
popołudnia, właśnie tego popołudnia... z nim w roli świadka! Jej zuchwałość aż odebrała mu
dech.
To było sprytne, diabelnie sprytne. Niczego nie będzie mógł udowodnić. Liczyła na
brak podejrzeń z jego strony, po prostu dlatego, że wszystko miało stać się na gorąco .
Kobieta myśląca i działająca jak błyskawica...
Odetchnął głęboko i pochylił się do przodu.
- Pani Merrowdene, jestem człowiekiem o dziwnych zachciankach. Czy będzie pani
tak uprzejma i spełni jedną z nich?
Spojrzała na niego uważnie, ale bez cienia podejrzliwości.
Wstał, zabrał stojącą przed nią miseczkę, podszedł do stolika przy kominku i zamienił
je. Tę drugą przyniósł z powrotem i postawił przed panią Merrowdene.
- Chcę zobaczyć, jak pani pije z tej.
Spojrzała mu prosto w oczy wzrokiem spokojnym i nieodgadnionym, choć twarz jej
nieco pobladła.
Wyciągnęła rękę i podniosła miseczkę. Evans wstrzymał oddech. A jeśli od samego
początku się mylił?
Uniosła miseczkę do ust, i nagle z drżeniem pochyliła się do przodu i wylała zawartość
do doniczki z paprotką. Następnie usiadła prosto i spojrzała wyzywająco na inspektora.
Odetchnął z ulgą i także opadł na krzesło.
- No i co? - powiedziała. Głos jej się zmienił. Był trochę kpiący, prowokacyjny.
- Jest pani bardzo sprytną kobietą, pani Merrowdene - odpowiedział poważnie i cicho.
- Myślę, że mnie pani rozumie. To się nie może powtórzyć. Wie pani, co mam na myśli?
- Wiem, co pan ma na myśli. - Głos jej był jednostajny, pozbawiony wyrazu.
Skinął głową z zadowoleniem. Była więc mądrą kobietą i nie chciała zostać
powieszona.
- Za długie życie pani i pani męża - powiedział znacząco i podniósł miseczkę do ust.
I nagle twarz mu się zmieniła. Wykrzywił straszliwie usta... Próbował wstać,
krzyknąć... Ciało mu zesztywniało, twarz zrobiła się purpurowa. Upadł do tyłu na krzesło;
jego kończynami wstrząsały konwulsje.
Pani Merrowdene pochyliła się do przodu, obserwując go uważnie. Słaby uśmiech
zawitał na jej ustach. Mówiła do niego, bardzo cicho i miękko:
- Popełnił pan błąd, panie Evans. Myślał pan, że chcę zabić George'a... To niemądrze z
[ Pobierz całość w formacie PDF ]