[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Może naprawdę myślała o tym rozsądnie, zamiast pozwalać, żeby Czarny Krzyż
myślał za nią. Chciałam się tego dowiedzieć, ale nie był to odpowiedni moment.
Lucas i ja poradzimy sobie sami, a lepiej dla Raquel będzie, jeśli jej w to nic
wciągniemy.
W końcu, gdy już zaczęło się ściemniać, Milos zawołał:
- Dochodzi do siebie!
Lucas i ja spojrzeliśmy na siebie. Poczekaliśmy, aż wszyscy znajdą się w środku,
ponieważ nasze wejście musiało być spektakularne.
- Nie jestem dobrą aktorką - powiedziałam cicho. - Ale nie będzie mi trudno udawać
wzburzenia.
- Wściekły, wściekły, wściekły... - Lucas mówił sam do siebie. - Okej, do roboty.
Gotowa?
- Tak. Zaczynajmy.
Razem wbiegliśmy do budynku. Milos odwrócił się i spojrzał na nas.
- Twoja dziewczyna znowu ucieknie z płaczem? - spytał kpiąco.
- Bianca i ja mamy sprawę do załatwienia - warknął Lucas.
Milos sprawiał wrażenie zaskoczonego, ale cofnął się o krok.
Lucas przecisnął się przez tłum, a ja tuż za nim. Nie byłam aktorką w tym
przedstawieniu. Szczerze mówiąc, występowałam raczej jako dekoracja, miałam płakać i
wyglądać na wstrząśniętą. Choć nie cierpiałam udawać bezradnej, pewną pociechą był dla
mnie fakt, że to ja obmyśliłam cały plan.
Wtedy zobaczyłam Balthazara i już nie było mowy o szukaniu pociechy w
czymkolwiek.
Jego ciało było poznaczone krwawymi pręgami od wody święconej. Oczy miał
podpuchnięte i sine, szczękę zniekształconą od ciosów. Pęknięta warga krwawiła, podobnie
jak nadgarstki. Wyglądał gorzej, niż się spodziewałam. Spojrzałam w jego przekrwione oczy.
Były półprzytomne i obojętne, jakby już nawet nie wyobrażał sobie, że pomoc może nadejść.
- Cofnij się, mamo - powiedział Lucas, odsuwając ją. - Teraz moja kolej.
- O tak, jak cholera. - Gniew wydawał się rozświetlać Kate od środka niczym lampion.
- To coś zabiło Eduarda. Wycisnę z niego odpowiedzi i dostanę jego skórę.
- On nie tylko zabił Eduarda. - Lucas powoli podszedł do Balthazara, więzień nie
zareagował. - Prześladował Biance. Wiesz o tym. Ale nie wiesz... i ja też nic wiedziałem... aż
do dzisiaj... jak daleko się posunął. Jak mało brakowało, żeby ją skrzywdził!
Mój płacz nie był udawany. Cofnęłam się, cała drżąc, jakby zakrwawiona,
sponiewierana postać przykuta do barierki budziła we mnie lęk. Aowcy rozstąpili się przede
mną. Okazywali szacunek z powodu tego, czego doznałam z rąk wampira.
Lucas chwycił Balthazara za włosy. Skrzywiłam się, ale nie było innego sposobu,
żeby przejść do następnej części.
- Chciałeś przelecieć moją dziewczynę - warknął.
- Cóż, sam rozumiesz. - Uśmieszek na zakrwawionych wargach mógł być
autentyczny. - Doszedłem do wniosku, że ktoś powinien jej pokazać, jak to się naprawdę robi.
Lucas uderzył go z rozmachem. Kilku łowców przyjęło to z aprobatą. Nie wiwatowali,
ale usłyszałam ciche pomruki tak i to jest to . Nienawidziłam ich tak bardzo, że miałam
ochotę krzyczeć.
- Posłuchaj mnie - wydyszał Lucas. Jego zielone oczy płonęły, wyglądał przerażająco.
Kiedy stawał się taki, kiedy tracił panowanie nad sobą, czasami nawet ja się go bałam. -
Wiesz, jak cię nienawidzę. Wiesz, że nigdy mnie nie zmęczy zadawanie ci bólu. Lepiej
powiedz mi to, co chcemy wiedzieć, albo będę się z tobą zabawiał do końca życia. Naprawdę
lepiej by było, gdybyś się pospieszył. A więc, co to takiego, Balthazarze? - Wymyśl coś. My
zajmiemy się resztą - szepnęłam tak cicho, żeby nie mógł mnie usłyszeć nikt, kto nie jest
wampirem.
Balthazar zwlekał, zdezorientowany. Lucas kopnął go w nogę.
Dalej, Balthazarze, potrafisz coś wymyślić! Cokolwiek! Po prostu nam zaufaj!
- Wykrztuś to wreszcie! - krzyknął Lucas. - Czego chciała panna Bethany?
- Ciebie - rzucił Balthazar. - Szukała ciebie. - Lucasa? - Kate podeszła zaniepokojona.
- Czego chcecie od mojego syna? - Panna Bethany obwinia go - ciągnął Balthazar.
Czy inni domyśla się, że zmyśla? Chyba nie. - Myślę, że... ona uważa, że Lucas
przeglądał jej papiery. Boi się, że dowiedział się zbyt dużo. Panna Bethany nigdy nie
pogodziła się z faktem, że umieściliście szpiega w jej szkole. To ją doprowadza do
szaleństwa. Spalenie akademii przeważyło szalę. Kate uniosła dumnie głowę.
- Mówisz, że się boi. Jest zdesperowana. Uderzyła w mojego syna, ponieważ nie ma
pojęcia, co innego mogłaby zrobić.
- Dokładnie wie, co robi - odparł Balthazar. - Dopóki Lucas Ross żyje, będzie go
ścigać. I każdego, kto z nim jest. Każdy, kto pojawi się przy Lucasie, ma spore szanse zginąć.
Kate spojrzała chłodno na syna.
- Wierzysz mu?
- Tak - odparł Lucas, wyciągając zza pasa kołek I wbił go prosto w pierś Balthazara.
Usłyszałam cichy okrzyk Raquel. Balthazar jęknął z bólu i bezwładnie osunął się na
podłogę, nieprzytomny i sparaliżowany.
- Chcę sam spalić tego śmiecia - oznajmił Lucas. - Bianca może iść ze mną. Może to
jej pomoże uporać się z tym, co zrobił.
Eliza skinęła głową. Kate położyła mi ręce na ramionach, kiedy ocierałam oczy.
- Pamiętaj - powiedziała. - Teraz już jesteś wolna. Pozostali pomogli nam załadować
nieruchome ciało Balthazara do furgonetki. Wyglądał tak... martwo z kołkiem sterczącym z
piersi. Milos udzielił Lucasowi kilku wskazówek. Opowiedział o miejscach dobrych do
palenia zwłok wampirów. Zatem robił to już wcześniej. Przeszły mnie ciarki.
Zatrzasnęłam drzwi furgonetki. Lucas uruchomił silnik i wyjechał na drogę. Kiedy
minęliśmy kilka przecznic, przecisnęłam się do leżącego z tyłu ciała.
- Już?
Lucas skinął głową, nie odrywając wzroku od drogi.
- Już.
Obiema rękami chwyciłam kolek i wyciągnęłam go z piersi Balthazara.
Ledwie go wyjęłam, Balthazar drgnął i zwinął się z bólu. Jego zakrwawione dłonie
dotknęły rany ziejącej w piersi - Co, do diabła...
- śśś... - Dotknęłam jego czoła. - Już wszystko dobrze. Musieliśmy udawać, że
chcemy cię zabić. Nie było innego sposobu, żeby cię stamtąd wyciągnąć.
- Bianca?
- Tak to ja. Pamiętasz, co się zdarzyło? - Tak mi się wydaje. - Skrzywił się z bólu, lecz
wysiłkiem otworzył oczy, by na mnie spojrzeć. - Ty i Lucas...
- Wyciągnęliśmy cię! - zawołał Lucas. - Słuchaj, nie mamy dużo czasu. Jest jakieś
miejsce, gdzie moglibyśmy cię zostawić? Gdzie będziesz bezpieczny, dopóki nie
wyzdrowiejesz?
Balthazar zastanawiał się przez kilka sekund, a w końcu skinął głową.
- Chinatown... jest taki sklep... znam właściciela... on mnie ukryje.
- Zawieziemy cię tam - powiedział Lucas.
- Dzięki - odparł, jego ręka odszukała moją. Zawsze był laki silny, a teraz jego palce
zacisnęły się na moich lekko jak palce dziecka. - Czarny Krzyż... oni nie...
- Nie wiedzą o mnie - zapewniłam. - Lucas się mną opiekuje. Jestem bezpieczna.
Balthazar skinął głową. Jego przystojna twarz była spuchnięta i zmasakrowana.
%7łałowałam, że nie zabraliśmy ze sobą chociaż bandaży. Nawet wampir może potrzebować
kilku tygodni, żeby dojść do siebie po tak poważnych obrażeniach. Próbowałam się do niego
uśmiechnąć, kiedy ocierałam mu krew z kącika ust, ale to było trudne.
W końcu dotarliśmy do Chinatown. Uliczka, w którą kazał nam skręcić Balthazar,
była wąska i niewiarygodnie zatłoczona. Niemal wszystkie szyldy miały chińskie napisy.
Poczułam się, jakbym naprawdę wjechała do innego kraju.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]