[ Pobierz całość w formacie PDF ]

trwające stale, każdy zostaje zastąpiony nowym, a żadnego nie trzeba chcieć
zatrzymywać.
Przeraziłem się głęboko. Czyż było to już ostrzeżenie? Już obrona? Ach, wszystko
jedno, gotów byłem, mimo wszystko, dać się jej prowadzić i nie pytać o cel.
 Nie wiem  odparłem  jak długo trwać ma ten mój sen. Pragnąłbym, aby
trwał wiecznie. Pod obrazem ptaka przyjął mnie mój los: jak matka i jak kochanka. I
do niego należę, a więcej do nikogo.
 Dopóki ów sen jest pańskim losem, powinien mu pan pozostać wierny 
potwierdziła z powagą.
Przeniknął mnie smutek i gorące życzenie, aby móc umrzeć w tej właśnie,
zaczarowanej chwili. Poczułem łzy  jakże nieskończenie długo już nie płakałem! 
niepowstrzymanie we mnie wzbierające, obezwładniające mnie. Odwróciłem się od
niej gwałtownie, podszedłem do okna i oślepłymi oczami usiłowałem patrzeć na
kwiaty rosnące tam w doniczkach.
Usłyszałem za sobą jej głos, opanowany w brzmieniu, a przecież przepełniony
czułością niby kielich po brzegi nalany winem.
 Dziecko z pana, Sinclair! Los pański kocha przecież pana. I kiedyś będzie do
pana należeć całkowicie, tak jak sobie pan to wyśnił, jeśli pozostanie mu pan wierny.
Opanowałem się wreszcie i znowu odwróciłem się twarzą do niej. Podała mi rękę.
 Mam paru przyjaciół  powiedziała z uśmiechem  kilku bardzo nielicznych,
bardzo bliskich przyjaciół, którzy mówią do mnie  pani Ewo". I pan może mnie tak
nazywać, jeśli pan chce.
Podprowadziła mnie do drzwi, otworzyła je i wskazała na ogród:
 Znajdzie pan Maksa tam dalej.
Stałem pod wysokimi drzewami oszołomiony i wstrząśnięty, bardziej czuwający
czy też bardziej niż kiedykolwiek we snach pogrążony  tego już nie wiedziałem.
Krople deszczu spokojnie kapały z gałęzi. Poszedłem z wolna w głąb ogrodu,
rozciągającego się daleko wzdłuż brzegu rzeki. W końcu znalazłem Demiana. Stał,
rozebrany do pasa, w głębi otwartego ogrodowego pawilonu i ćwiczył boks na
wiszącym worku z piaskiem.
Zatrzymałem się zdumiony. Demian wyglądał wspaniale: szeroka pierś, mocna
męska głowa, silne i wydatne ramiona o napiętych mięśniach; ruchy jego bioder,
pleców, stawów łokciowych były płynne jak rzeka.
 Demian  zawołałem.  Co ty tam robisz?
Zaśmiał się wesoło:
 wiczę. Przyrzekłem temu małemu Japończykowi, że stoczę z nim walkę, a to
chłop zwinny jak kot i, oczywiście, równie podstępny. Ale mnie nie da rady. To takie
malutkie upokorzenie, jakie mu chcę zaaplikować.
Włożył koszulę i marynarkę.
 Byłeś już u mojej matki?  zapytał.
 Tak. Jakąż ty masz wspaniałą matkę, Demianie! Pani Ewa! To imię pasuje do
niej doskonale, wydaje się jakby matką wszelkich stworzeń.
Przyglądał mi się chwilę w zadumie.
 Znasz już jej imię? To możesz być dumny, chłopcze! Jesteś pierwszy, któremu
je powiedziała już w pierwszej chwili.
Od owego dnia utrzymywałem stały kontakt z tym domem, jak syn, jak brat, lecz
także jak kochanek. Z chwilą, gdy zamykała się za mną furtka, a nawet gdy już z
daleka dostrzegałem wysokie drzewa w ogrodzie, czułem się bogaty i szczęśliwy. Na
zewnątrz istniała  rzeczywistość", na zewnątrz znajdowały się ulice i domy, ludzie i
urządzenia, biblioteki i sale wykładowe  tu jednak, wewnątrz, istniała miłość i du-
sza, tu żyła baśń i sen. A mimo to nie żyliśmy wcale odseparowani od świata, w
myślach i rozmowach naszych znajdowaliśmy się często w samym centrum wydarzeń,
tyle tylko, że na innym polu, oddzieleni od większości ludzi nie granicami, lecz tylko
innym sposobem widzenia. Zadanie nasze polegało na tym, aby świat ukazać jako
wyspę, może jako wzór, w każdym razie jednak jako zapowiedz innej możliwości
życia. Nauczyłem się, ja, człowiek od tak dawna samotny, cieszyć wspólnotą, która
możliwa jest pomiędzy ludzmi, którzy zakosztowali już samotności absolutnej. Nigdy
też nie pragnąłem już powrócić do stołów tamtych szczęśliwców, do zabaw tamtych
weselników, nigdy nie doznawałem uczuć zazdrości lub tęsknoty, gdy widziałem
wspólnoty innych. I stopniowo wciągałem się w tajemnicę tych, którzy nosili na sobie
 piętno".
My, napiętnowani, słusznie mogliśmy uchodzić w oczach świata za dziwaków, a
nawet szaleńców i ludzi niebezpiecznych. Byliśmy obudzeni, czy też budzący się, a
dążyliśmy do coraz bardziej doskonałego przebudzenia, podczas gdy dążenia i
poszukiwanie szczęścia innych zmierzały ku temu, aby przekonania ich, ideały,
obowiązki, życie i szczęście coraz ciaśniej powiązać z życiem stada. Oni także
przejawiali dążenia, także mieli wielkość swoją i siłę. Lecz z chwilą gdy my  jak
sądziliśmy  przejawialiśmy dążenie natury do jednostkowości, do przyszłości, tamci
żyli wolą przetrwania. Dla nich ludzkość  którą tak jak i my kochali  była czymś już
gotowym, co trzeba jedynie zachować i ochraniać. Dla nas ludzkość była daleką
przyszłością, ku której dążyliśmy wszyscy, której obrazu nie znał nikt, której prawa
nigdzie nie były zapisane.
Poza panią Ewą, Maksem i mną należało do naszego grona jeszcze sporo 
bliższych lub dalszych   poszukujących", nader różnego rodzaju. Niektórzy z nich
kroczyli osobliwymi ścieżkami, wytknęli sobie specjalne cele, przywiązani byli do
specyficznych poglądów czy obowiązków; znajdowali się pośród nich astrologowie i
kabaliści, nawet jakiś zwolennik Tołstoja, różni ludzie nieśmiali, urazliwi, zwolennicy
nowych sekt, wykonawcy ćwiczeń hinduskich, jarosze i inni. W istocie nic nas
duchowo z nimi wszystkimi nie łączyło prócz szacunku, jaki każdy okazywał
tajemnym snom innego o życiu. Niektórzy jednak byli bliżsi nas, ci mianowicie, którzy
śledzili poszukiwania przez ludzkość nowych bogów i nowych pragnień czy marzeń w
przeszłości, a których studia często przypominały mi mojego Pistoriusa. Przynosili ze
sobą książki, tłumaczyli dla nas teksty ze starych języków, pokazywali nam wizerunki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Hjortsberg William Harry Angel
    dr.kwasniewski.zywienie.optymalne
    H. Beam Piper Time Crime
    Christine Rimmer MaśÂ‚śźeśÂ„stwo na niby
    Clancy Thomas Leo (Tom) 5 Zwiadowcy 4 Walkiria
    CWIHP Bulletin nr 5 part 1 Germany 1953; Hungary 1956
    GRABARZE POLSKIEJ NADZIEI 1980 z
    P.C. Cast W krć™gu mocy Partholonu 02 Powrót Bogini. Czć™śÂ›ć‡ 1
    Robert Silverberg W dóśÂ‚ do ziemi
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ramtopy.keep.pl