[ Pobierz całość w formacie PDF ]
brylanty oddałam wyjeżdżając pod straż barona. Zadzwoniłam na Julię... Prawnik stał zaciekawiony
i osłupiały.
Gdzie moja szkatułka z brylantami?
Pani ją baronowi oddała... Adwokat się uśmiechnął.
Bież i dowiedz się, co się z nią stało.
Jaka była wartość tych precjozów? spytał prawnik.
Część ich tylko 50 000 guldenów kosztowała... reszta mogła przynajmniej połowę
jeszcze wynosić tej wartości...
Zdaje się rzekł wzdychając że nie ma co pytać o nie ani szukać. Słyszałem
opowiadanie, że baron chcąc się ratować od zaskarżenia jakieś klejnoty właśnie zastawił u jubilera i
50 000 guldenów chciał ofiarować pokrzywdzonym.
Julka wróciła z próżną szkatułką... Znalazła ją pod stołem... znikły moje brylanty...
Czy mogę się upomnieć o własność moją? zapytałam.
Niezawodnie uśmiechając się odparł prawnik ale musisz pani męża obwinić o
potajemne ich przywłaszczenie, co mu lat kilka ciężkiego więzienia przyczyni.
Józiu droga! już więcej pisać nie mogę, płacz ze mną... lituj się nade mną... przyjedz, jeśli
możesz... Ja, com zwątpiła o wszystkim, niechaj choć w przyjazń uwierzę.
Twoja Serafina...
WIEDEC 26 GRUDNIA
Odebrałam list twój nie potrzebujesz świadectw na to, że ci dziecię chore i że przyjechać
nie podobna wierzę ci, bo list twój przejęty jest miłosierdziem nade mną.
Dziś, dziś drugi dzień świąt Bożego Narodzenia. W wigilię, zamiast opłatkiem łamałam się
z ojcem boleścią... Zamiast wesołych pieśni u kolebki Chrystusa... słyszałam urągowiska pod
oknami... Chodzę jak obłąkana... Ojciec chory, ledwie się dzwiga... ja go już pocieszać muszę... a
któż mnie? Ja nie mam nikogo... Czasem głos jakiś wewnętrzny mówi mi: tyś winna , to znowu
los i fatalność obwiniam! Wieleż tych, co straszniej grzeszyło ode mnie, wyszły bezkarnie... z
aureolami u czoła a ja? Dlaczego ja jestem skazaną aż na hańbę za cudze winy?
Powiedz mi...
O! lękam się twej odpowiedzi... bo słyszę ją już choć nie z ust twoich... słyszę ją w
powietrzu szeleszczącą wyrokiem... Tamtym przebaczono, bo kochali, mnie potępiono
bom nie miała miłości w sercu!
Nieprawda! potwarz... kochałam Stasia!!!
A! Józiu moja, czuję, że mi się w głowie szał rodzi, że... po niej chodzą myśli pstre, dzikie,
czarne jak noc, ogniste jak błyskawice, cuchnące jak wyziew zgnilizny... Boję się oszaleć...
P.S. Nic nowego, Józiu moja wyjechać jeszcze nie mogę... klejnoty moje przepadły...
Prosiłam o rozwód. Jak tylko będę mogła, wyjeżdżam stąd natychmiast. Nie wiem, co ojciec zrobi z
sobą, ja się zamknę w Sulimowie albo w starej oficynie po wuju... nie chcę świata, ludzi nic!
nic! Zapłakać się i umrzeć...
WIEDEC 29 GRUDNIA
Moja droga Józiu... Obiecują mi nareszcie uwolnienie stąd rada bym uciec jednej
godziny... Ojciec się zwlókł z łóżka, chodzi już i stara się przed sobą samym i mną uniewinnić...
Powiada, że takie nieszczęście każdemu trafić się mogło i taki oszust, owoc terazniejszych czasów,
każdego uwieść był zdolnym. A! ja od pierwszego wejrzenia wstręt miałam do niego.
Znasz moje dzieje wiesz, że raz w życiu miałam słabość, miałam przywiązanie do
człowieka, o którym ci opowiadałam... W chwili, gdym owdowiała, znikł mi z oczów, potrzeba się
rozstać było... Aż do tej pory nigdy najmniejszej o sobie nie dał mi wiadomości.
Wszyscyśmy sądzili, że zginął, umarł, że nie powróci nigdy. Wczoraj, gdym moje
nieszczęśliwe graty pakowała, służący przypadł niosąc mi bilet.
Wyczytałam na nim Opaliński! W takiej chwili, zdało mi się, że go Opatrzność zsyła...
Kazałam prosić natychmiast. Z bijącym sercem, nieubrana, blada, wyszłam ku niemu...
Tak on to był ale świeży, rumiany, zdrów, odmłodzony, choć na twarzy miał trochę
smutku czy politowania.
Z uszanowaniem pocałował mnie w rękę.
Niech mi pani daruje rzekł nieśmiało że się odważam stawić przed nią. Nigdy bym
tego nie uczynił, gdyby nie przypadkowo pochwycona wiadomość o nieszczęściu, jakie panią
spotkało. Pomyślałem, że mogę jej być Użytecznym może.
Cóż się z panem stało! gdzie byłeś?
Pracowałem odparł cicho.
Gdzie?
Tu w okolicach Wiednia, na Morawie raczej, w majątku hrabiów...
I nie zgłosiłeś się pan do nas, nie dałeś znaku życia...
Nie miałem do tego prawa...
Nie będę ci powtarzać rozmowy... Na chwilę błysła mi jakby jakaś szczęścia, odrodzenia
nadzieja... krótko trwała, bo mi wyznał, że od roku jest żonatym...
%7łyczyłam mu szczęścia, z uśmiechem, na który zdobyć się musiałam, choć serce mi
pękało...
Nie żądałam nic od niego, podaliśmy sobie ręce... i pożegnali, tym razem pewnie na wieki...
We wszystkim tak byłam, tak jestem i zapewne będę szczęśliwą... do zazdrości! Prawda,
Józiu? Ale mnie jedno pociesza: wy może będziecie żałować życia, ja nie!
Twoja Serafina
[ Pobierz całość w formacie PDF ]