[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pomożesz, jakby jaki kłopot się trafił, to pomyślałam...
Młynarzówna kiwnęła głową zachęcająco.
- Jak obiecałam, to obiecałam - zapewniła. - Ale widzę, że to potrwa, a ja naprawdę
nie mam czasu. Jeśli to nie pilne, przyjdz pózniej.
- Dobrze - zgodziła się Franciszka, ucieszona, że Natalia się nie wykręca. - Może
wieczorem zajdę. Bo w dzień to roboty tyle, a spokojnie chciałam porozmawiać...
- Przyjdz wieczorem - zgodziła się Wudkiewiczówna. - Usiądziemy i spokojnie
porozmawiamy. To jakaś ważna sprawa, co?
Franciszka, zawstydzona, zaczęła tłumaczyć, że może nie aż tak ważna i tak pilna, ale
przecież dobra rada zawsze jest potrzebna. Natalia z zadowoleniem potwierdziła swoją chęć
pomocy.
- Zatem wieczorem - powtórzyła i pobiegła. - Tylko na pewno przyjdz, bo nie lubię,
jak mnie kto zwodzi.
Przed domem młynarza Franciszka nie zastała nikogo. Drzwi jednak nie były
zamknięte, zawołała, weszła do środka. Słyszała jakieś głosy i wiedziała, że Natalię powinna
zastać na miejscu.
Otworzyła drzwi po lewej stronie. W niedużym pokoju o przysłoniętych oknach spał
w pościeli jakiś mężczyzna, mamrocząc coś i fukając. Franciszka dopiero po dłuższej chwili
poznała Wudkiewicza - był cieniem dawnego młynarza, suchym i czarnym na twarzy. Z
zaskoczeniem patrzyła na sąsiada, którego nie widziała od kilku miesięcy, zdziwiona, jak
bardzo zmienił się przez ten czas. Natalia mówiła wprawdzie, że ojciec jest chory, ale
Franciszka nie spodziewała się zobaczyć go aż w tak złym stanie.
Przymknęła drzwi i wycofała się. Głosy, które słyszała, dochodziły z drugiej części
sieni, nacisnęła klamkę wiodących tam drzwi. Tu jej zdziwienie było jeszcze większe,
zamurowało ją w progu. Natalia Wudkiewicz siedziała na łóżku, zupełnie nie ubrana, z
rozpuszczonymi włosami, głową podniesioną wysoko i rękami zaplecionymi na karku.
Kołysała się miarowo w górę i w dół, a jęki, jakie wydawała, świadczyły o przeżywaniu
wielkiej rozkoszy.
Franciszka odruchowo zanotowała, że Natalia rzeczywiście miała powody do
chlubienia się swoją urodą. Jej ciało było niezwykle kształtne, skóra biała i czysta, bez
żadnych skaz czy plamek.
Tego, co zobaczyła, Franciszka jednak się nie spodziewała. Zaskoczyło ją zwłaszcza,
na kim siedziała młynarzówna. Był to bowiem Ignaś Kalinowski. Leżał na plecach z
zamkniętymi oczami, ramiona miał rozrzucone, a dłonie zaciśnięte w pięści. Z jego
otwartych ust wydobywało się ciche, urywane westchnienie.
Franciszka poczuła silne uderzenie krwi do głowy, z zawstydzenia, a może także z
podniecenia, zawróciła w miejscu i wyszła natychmiast, pamiętając jednak o zachowaniu
ciszy, aby nie zdradzić swojej obecności. Na palcach przebiegła przez sień, wydostała się na
podwórze, tu odetchnęła głęboko. Natalia? Natalia robi takie rzeczy z synem Michała? Po
kryjomu, ale prawie na oczach jej ojca? Franciszka nie wiedziała, jak to powinna ocenić, ani
jak teraz się zachować.
Po chwili uspokoiła się, zanuciła coś pod nosem i idąc ponownie do drzwi domu
umyślnie ciężko stawiała kroki, głośno stukała i głośno wołała do młynarzówny.
- Natalia! Przyszłam już! Jesteś tam, Natalia? To ja, Franka.
Nie weszła jednak do sieni, a i z wnętrza domu nie napłynęło zaproszenie. Po chwili
głowa młynarzówny pokazała się zza drzwi.
- A, to ty, Franka... - powiedziała niby zaskoczona.
- Ja - odpowiedziała Franciszka, starając się nie patrzeć w oczy przyjaciółki. - Miałam
przyjść się ciebie poradzić...
Natalia poprawiła włosy ręką. Nie wychyliła się zza drzwi, dając do zrozumienia, że
nie jest ubrana.
- Zapomniałam - odpowiedziała z typowym dla siebie tonem lekkiej wyższości. - Ale
już mi się przypomniało. Usiądz pod domem, zaraz do ciebie przyjdę.
Franciszka z ulgą, że niczego nie musi tłumaczyć, usiadła na ławce. Ta stała pod samą
ścianą i Franciszka usłyszała przez niedomknięte okno rozmowę w pokoju.
- To twoja macocha - powiedziała Wudkiewiczówna.
Franciszka nie wyczuła w głosie Natalii ani zaskoczenia, ani też zawstydzenia.
Młynarzównę wydawała się nawet bawić ta sytuacja. W podobnie lekkim tonie odezwał się
Ignaś.
- Dobrze, że trochę wcześniej nie przyszła - zaśmiał się. - Za darmo miałaby
widowisko.
- Cicho, głupi! - strofowała go dziewczyna. - Chciałbyś, żeby nas widziała po nagu?
- Czemu nie? - zaśmiał się Ignaś. - I tak nie powiedziałaby nikomu. Jakaś taka
strachliwa jest. Ciekawym, czy ojciec...
Franciszka nie dosłyszała reszty i omal nie uciekła ze swojej ławki.
- Siedz tu cicho - odezwała się znowu Natalia. - Musisz poczekać, aż ona pójdzie.
Pośpij sobie, odpocznij. Jak już się jej pozbędę, to może do ciebie wrócę...
Natalia wyszła przed dom i z westchnieniem usiadła na ławce obok Franciszki. Była
ubrana dość niedbale, dopiero teraz dopinała guziki bluzki.
- Gorący dzień - powiedziała. - Tak się zgrzałam, że po domu to prawie bez ubrania
chodzę...
Franciszka, zawstydzona tym co widziała niedawno, nie wiedziała, jak zacząć
rozmowę. Przyszło jej do głowy, że młynarzówna mogła jednak zauważyć jej obecność w
izbie, ale nie chciała się w tym upewnić.
- No, mów - zachęciła gospodyni. - Co to za sprawę masz?
Franciszka, nieco kulejąc, wyłuszczyła swój problem. %7łe chce jechać do Zabłudowa,
ma gospodarskie sprawunki do załatwienia, ale boi się, żeby nie zostać oszukaną przy
zapłacie.
- Ja wcale się nie znam na pieniądzach - przyznała się. - Michał dał ich całą garść, jak
za dużo wydam, będzie się gniewał i miał za głupią. Nie wiem, czy mogę prosić, ale jakbyś
ze mną pojechała, to...
Natalia skinęła zachęcająco.
- Pokaż, zaraz policzymy.
Franciszka sięgnęła w zanadrze, wyjęła zwitek i wręczyła go przyjaciółce. Ta
przejrzała zawartość i pokiwała głową.
- Siedem rubli - podsumowała. - Taki znowu bardzo hojny to ten twój Michał nie jest.
- Tyle dał - odpowiedziała Franciszka. - Mówił, że wystarczy.
Wudkiewiczówna wzruszyła ramionami.
- Wszyscy mężczyzni są tacy sami, ale i kobiet głupich niemało. Tyle dał! Pewnie,
każdy chciałby dawać jak najmniej. Lepiej wyjdziesz, jak gdy cię będzie kiedy pytał, ile na
co potrzebujesz, powiesz więcej niż trzeba.
- Rozumiem - zapewniła Franciszka.
- Mężczyzni to skąpiradła - ciągnęła Natalia. - Im się wydaje, że samą urodą człowiek
może wyżyć. A tu potrzeba czegoś więcej...
Nagle poklepała rozmówczynię po nodze.
- No, nie miej takiej smutnej miny, Franka. Jakoś sobie poradzisz. To czego ode mnie
chcesz? %7łebym z tobą pojechała, tak?
Franciszka uśmiechnęła się z wdzięcznością.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]