[ Pobierz całość w formacie PDF ]

natychmiast ugrzązł w rozmokłym gruncie. Daremnie próbował się wydostać; ani kroku w tył
czy naprzód. Ryczał z bezsilnej wściekłości i zdrową nogą kopał dokoła, ale tylko zapadał się
coraz bardziej. Kiedy wyciągnęliśmy na brzeg naszą łódz, tkwił ju\ tak mocno w bagnie, \e
dopiero zarzuciwszy nań grubą linę zdołaliśmy wyciągnąć go i przywlec do burty jak wielką
rybę. Obydwaj Smithowie, ojciec i syn, siedzieli nachmurzeni w motorówce, wyszli jednak
pokornie na nasz rozkaz. Samą  Aurorę przyholowaliśmy do naszej łodzi. Na jej pokładzie stała
mocna \elazna skrzynka hinduskiej roboty. Bez wątpienia była to ta sama skrzynka, która
zawierała złowró\bny skarb Sholtów. Nie miała klucza, była jednak bardzo cię\ka, tote\
ostro\nie przenieśliśmy ją do naszej małej kabiny. Wracając powoli w górę rzeki kierowaliśmy
światło reflektora na wszystkie strony, ale nigdzie nie dostrzegliśmy śladu wyspiarza. Gdzieś w
ciemności na dnie Tamizy le\ą kości tego dziwnego przybysza.
 Spójrz  rzekł nagle Holmes wskazując na klapę w pokładzie  w samą porę u\yliśmy
pistoletów.
Tu\ za miejscem, gdzie staliśmy obaj z Holmesem, tkwiła w desce jedna z morderczych strzał,
które tak dobrze znaliśmy. Musiała przelecieć między nami w chwili, kiedyśmy strzelali. Holmes
uśmiechnął się tylko, wzruszając niedbale ramionami, ja jednak, przyznaję, poczułem zimny
dreszcz na myśl o strasznym niebezpieczeństwie, które przeszło tak blisko obok nas tej nocy.
XI.
SKARB AGRY
Więzień siedział w kabinie naprzeciw skrzyni, na której zdobycie tak długo czekał i tak wiele
się natrudził. Był to człowiek o niespokojnych oczach, a jego twarz spaloną na mahoń pokrywała
sieć zmarszczek i bruzd, świadczących, \e musiał cię\ko pracować na świe\ym powietrzu.
Mocny zarys szczęk widoczny mimo brody wskazywał, \e niełatwo go odwieść od obranego
celu. Mógł mieć jakieś pięćdziesiąt lat lub więcej, bo jego czarne, kręcące się włosy
przyprószone były gęsto siwizną. Teraz, gdy był spokojny, nie wyglądał specjalnie
nieprzyjemnie, chocia\ gdy popadł w gniew, gęste brwi i agresywny podbródek nadawały mu
charakter okrucieństwa, co sam niedawno stwierdziłem. Siedział z zakutymi w kajdanki rękami
na kolanach, a głową zwieszoną na piersi i spoglądał błyszczącymi oczami na skrzynię, dla której
tyle złego dokonał. Zdawało mi się, \e widzę więcej zmartwienia ni\ gniewu na jego
nieruchomej, opanowanej twarzy. Raz nawet spojrzał na mnie jak by rozbawiony.  No, có\,
Jonathanie Small  rzekł Holmes zapalając cygaro  bardzo mi przykro, \e do tego doszło.
 I mnie tak\e  przyznał szczerze.  Myślę jednak, \em nie zasłu\ył sobie a\ na stryczek.
Przysięgam panu na Biblię, \e nie podniosłem nawet ręki na pana Sholto. To ten diabli pomiot,
ten pokurcz Tonga, puścił na niego swoją przeklętą strzałę. Ja nie brałem w tym udziału, proszę
pana. Takem się tym zgryzł, jak by mi zabił jakiego krewniaka. Wychłostałem nawet potem tego
małego diabła końcem liny, ale co się stało, tego nie dało się ju\ odrobić.
 Zapalcie no  rzekł Holmes  a łyk z mojej flaszki te\ dobrze wam zrobi, bo jesteście
zupełnie przemoczeni. Lecz jak mogliście przypuścić, \e ten czarny karzeł będzie miał dość siły,
aby obezwładnić i przytrzymać pana Sholto podczas waszej wspinaczki po linie?
 Tak pan mówi, jak by pan tam był! Prawdę powiedziawszy, spodziewałem się zastać pokój
pusty. Dobrze znałem tryb \ycia pana tego domu, a to była właśnie godzina, w której zawsze
schodził na dół na kolację. Nie będę nic ukrywał, najlepszą moją obroną będzie, jak wyznam całą
prawdę. Gdyby chodziło o starego majora, to co innego, ani bym się nie zawahał. Wsadziłbym
mu nó\ między \ebra tak samo chętnie jak teraz to cygaro w zęby! Ale jak będę zesłany za tego
młodego Sholto, do którego nie miałem nigdy najmniejszej urazy, to diablo głupio.
 Jesteście pod nadzorem pana inspektora Jonesa ze Scotland Yardu. Przyprowadzi was do
mego mieszkania, bo chciałbym usłyszeć szczegółowo o całej tej sprawie. Musicie mi
powiedzieć całą prawdę, bo przypuszczam, \e będę wam mógł coś pomóc. Prawdopodobnie
zdołam udowodnić, \e ta trucizna działa natychmiast i zanim zdołaliście się wdrapać do pokoju,
pan Sholto ju\ nie \ył.
 Bo tak i było naprawdę, proszę pana. Nie pamiętam, \ebym kiedy prze\ył taki wstrząs jak
wtedy, kiedym się wdrapał przez okno do pokoju: ta wykrzywiona na ramię głowa! Byłbym
chyba zabił Tongę na miejscu, ale uciekł. Mówił, \e to wtedy właśnie zgubił swój kij i strzały i
one na pewno naprowadziły pana na nasz ślad. Chocia\, dalibóg, nie rozumiem, jakim cudem pan
tego śladu nie zgubił. Ja tam zresztą nie mam do pana \alu o to, \e pan mnie złapał. Ale czy to
nie dziwne  dodał z gorzkim uśmiechem  \ebym ja, co mam prawo do pół miliona funtów,
musiał spędzić jedną połowę \ycia przy budowie falochronu na Andamanach, a drugą pewnie na
kopaniu drenów w Dartmoor. Przeklęty dzień, kiedym pierwszy raz ujrzał kupca Achmeda i
zetknął się ze skarbem Agry, bo on jak dotąd sprowadzał tylko przekleństwo na swoich
posiadaczy. Achmedowi przyniósł krwawą śmierć, majorowi Sholto strach i winę, mnie wreszcie
do\ywotnią niewolę.
W tym momencie Jones wsunął głowę do kabiny:
 Piękna scenka rodzinna  zauwa\ył.  Pozwoli pan, panie Holmes, pociągnąć z flaszki?
No więc, moim zdaniem, mo\emy sobie wzajemnie pogratulować. Szkoda, \e nie udało się nam
schwytać tego drugiego \ywcem. No, ale nie było wyboru. Trzeba przyznać, panie Holmes, \e
pan to bardzo ładnie rozwiązał. Nie mogliśmy nic więcej zrobić, jak dopędzić motorówką.
 Wszystko dobre, co się dobrze kończy  rzekł Holmes.  Nie miałem jednak pojęcia, \e
 Aurora jest a\ tak szybka.
 Smith twierdzi, \e to jedna z najszybszych motorówek na rzece i \e gdyby miał jeszcze
jednego człowieka do pomocy przy kotle, nigdy byśmy nie zdołali go dogonić. Przysięga, \e nie
miał najmniejszego pojęcia o aferze w Norwood.
 I mówi prawdę  wykrzyknął nasz więzień  nie wiedział ani słowa. Wybrałem jego
łódz, bo wiedziałem, \e jest taka szybka. Nie powiedzieliśmy mu nic, ale zapłaciliśmy dobrze i
miał jeszcze dostać sowitą nagrodę w Gravesend po przybyciu do naszego statku  Esmeraldy ,
która odpływa do Brazylii.
 No, je\eli istotnie nie uczynił nic złego, to i my się postaramy, aby mu sięnic nie stało.
Działamy szybko, aby schwytać, kogo trzeba, ale tak od razu człowieka nie skazujemy.
Zabawne było widzieć, jak zadufany w sobie Jones ju\ zaczynał przybierać górne tony dzięki
udanemu pościgowi. Z lekkiego uśmiechu na twarzy Holmesa odgadłem, \e i on pomyślał to
samo.
 Dopływamy teraz do mostu Vauxhall  powiedział Jones  i tutaj wysadzimy pana,
doktorze, razem ze szkatułką. Nie będę ukrywał, \e biorę na siebie kolosalną odpowiedzialność.
To bardzo nieprzepisowe, ale trudno, umowa jest umową. Muszę jednak w myśl przepisów [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Zelazny Roger Amber 08 Znak Chaosu
    Hellbound Fury Mark Ellis(1)
    hume dav
    Aristotle Nicomachean Ethics (Trans W D Ross), 1999
    02 Ryszard Abramowicz Odeskie katakumby
    00000264 śąeromski Wierna rzeka
    FM Busby Long View 8 Rebels Seed
    Morey Trish SpeśÂ‚nione marzenie
    132. Title Elise Mimo twoich wad
    Gordon R. Dickson The Last Dream
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • excute.opx.pl