[ Pobierz całość w formacie PDF ]
chodzi, a my się zastosujemy, ale bez wysłuchiwania tych wszystkich przemówień.
- Zupełnie słusznie - rzekł szybko Fermour, zanim doszło do nowej dyskusji - na miłość _
boską, przysięgnijmy i kładzmy się spać.
Zgodzili się zrezygnować z przywileju kłótni i z kapłanem na czele ruszyli między festonami
glonów. Tymczasem Marapper wyciągnął ogromny pęk magnetycznych kluczy. Po kilku metrach
natrafili na pierwsze drzwi. Zatrzymali się i kapłan zaczął próbować jeden po drugim klucze w
płytkim zamku. Complain poszedł dalej i po minucie usłyszeli jego głos.
- Tutaj są wyłamane drzwi! - zawołał. - Widocznie przechodził tędy jakiś inny szczep.
Zaoszczędzimy sobie kłopotów, jeśli wejdziemy tutaj.
Podeszli do niego rozgarniając szeleszczące gałęzie. Drzwi były otwarte na szerokość palca -
patrzyli na nie z niepokojem. Każde drzwi były niewiadomą, wejściem w nieznane, wszyscy znali
opowiadania o śmierci, która czaiła się za zamkniętymi drzwiami, a strach był w nich ugruntowany
od wczesnego dzieciństwa.
Unosząc paralizator Roffery kopnął drzwi. Otworzyły się. Dały się słyszeć drobne kroki, po
czym zapadła martwa cisza. Pokój był bardzo duży, ale ciemny; zródło światła zostało zniszczone -
jak dawno? Gdyby pokój był oświetlony, glony w swej niestrudzonej pogoni za światłem
sforsowałyby drzwi, ale ciemnych zakamarków nie lubiły jeszcze bardziej niż człowiek.
- Tu są tylko szczury - rzekł Complain oddychając z trudem. - Wchodz, Roffery. Na co czekasz?
Bez słowa Roffery wyciągnął latarkę ze swego tobołka i zapalił ją. Ruszył naprzód pierwszy,
pozostali tłoczyli się za nim. Pokój był wyjątkowo duży, osiem kroków na pięć, i całkiem pusty.
Nerwowe światło latarki Roffery'ego ujawniło kratę sufitu, nagie ściany i podłogę zawaloną
poniszczonymi przedmiotami. Zarówno krzesła, jak i biurka, których szuflady były powyciągane, a
zawartość rozrzucona wokoło, nosiły ślady gwałtownych uderzeń zadanych siekierą. Lekkie,
metalowe stelaże były pogięte i leżały w kurzu. Pięciu mężczyzn stało na progu rozglądając się
podejrzliwie i zastanawiając się, jak dawno miał miejsce ten akt barbarzyństwa, czując go niemal w
powietrzu, gdyż akty gwałtu w odróżnieniu od cnót przeżywają tych, których są dziełem.
- Możemy tu spać - rzekł krótko Marapper. - Roy, zajrzyj za te drzwi po drugiej stronie.
Drzwi, które wskazał, były otwarte do połowy. Odsunąwszy połamane biurko Complain pchnął
je i ukazała się mała łazienka. Porcelanowa umywalka była potłuczona, przewody doprowadzające
wodę wyrwane ze ściany, na której znać było ślad starej rdzy. Woda nie leciała już od dawna.
Complain oglądał łazienkę, gdy nagle brudny, biały szczur wyskoczył z rumowiska, zatoczył łuk i
uniknąwszy kopnięcia Fermoura schował się w gąszczu glonów.
- To wystarczy - powiedział Marapper. Teraz zjemy, a potem pociągniemy losy, kto będzie stał
na warcie.
Jedli, oszczędnie czerpiąc z zapasów, które mieli w torbach, i dyskutując w czasie jedzenia nad
celowością wystawiania straży. Ponieważ Fermour i Complain uważali to za konieczne, a Roffery i
Wantage za zbędne, głosy były idealnie podzielone, a kapłan nie zdradzał chęci rozstrzygania sporu.
Jadł w milczeniu, wytarł delikatnie ręce w szmatę i mając nadal pełne usta rzekł:
- Roffery, ty będziesz czuwał jako pierwszy, a Wantage jako drugi i w ten sposób będziecie
mieli od razu sposobność udowodnienia swojej racji. W czasie następnego snu czuwać będą i
Fermour i Complain.
- Mówiłeś, że mamy ciągnąć losy - powiedział gniewnie Wantage.
- Zmieniłem zdanie.
Powiedział to tak stanowczo, że Roffery instynktownie wycofał się z ataku.
- Sądzę, że ty, ojcze, nigdy nie będziesz stał i na straży? - zauważył.
Marapper rozłożył ręce, a na twarz przywołał wyraz dziecięcej niewinności.
- Moi drodzy przyjaciele, wasz kapłan czuwa nad wami cały czas, zarówno w czasie snu, jak i
jawy.
Zmieniając nagle temat wyciągnął z płaszcza jakiś okrągły przedmiot.
- Za pomocą tego przyrządu - rzekł od którego przewidująco uwolniłem Zilliaca, będziemy
mogli naukowo ustalić czas czuwania, aby żaden z was nie miał więcej obowiązków od drugiego.
Widzicie, że ma on po jednej stronie koło złożone z cyfr oraz trzy wskazówki. Nazywa się to zegar i
odmierza czas, także czas czuwania. Skonstruowali go w tym celu Giganci, co oznacza, że mieli także
do czynienia z szaleńcami i Obcymi.
Complain, Fermour i Wantage oglądali zegar z zainteresowaniem, Roffery, który stykał się z
takimi przedmiotami w czasie swojej pracy wyceniacza, siedział z wyniosłą miną. Kapłan odebrał
swoją własność i zaczął kręcić mały guzik znajdujący się z boku przyrządu.
- Robię to, aby działał - wyjaśnił łaskawie. - Z trzech wskazówek ta mała porusza się bardzo
szybko, możemy ją całkowicie pominąć. Dwie duże poruszają się z różną szybkością, ale nas
interesuje tylko ta wolniejsza. Widzicie, że dotyka teraz cyfry osiem. Będziesz czuwał, Ern, tak
długo, aż wskazówka dotknie cyfry dziewięć, potem obudzisz Wantage'a. Wantage, kiedy wskazówka
pokaże cyfrę dziesięć; obudzisz nas wszystkich i ruszymy w drogę. Jasne?
- Gdzie pójdziemy? - spytał posępnie Wantage.
- Będziemy o tym mówić, jak się wyśpimy - rzekł stanowczo Marapper. - Sen jest teraz
najważniejszy. Obudzicie mnie, jeżeli ktoś będzie się poruszał za drzwiami, ale bez fałszywych
alarmów. Bywam bardzo rozdrażniony, kiedy przerywa mi się sen.
Położył się w kącie, kopnął połamane krzesło, które mu przeszkadzało, i zaczął szykować się
do snu. Bez wahania wszyscy poszli w jego ślady, z wyjątkiem Roffery'ego, który przyglądał im się z
niechęcią.
Leżeli już wszyscy na podłodze, gdy Wantage odezwał się z wahaniem:
- Ojcze, ojcze Marapper - w jego głosie brzmiało błaganie. - Czy nie zechcesz pomodlić się o
całość naszej skóry?
- Jestem zbyt zmęczony, aby zajmować się czy jakąkolwiek skórą - odparł Marapper.
- Krótką modlitwę, ojcze.
- Jak sobie życzysz. Dzieci, przestrzeni dla naszego ja, módlmy się.
Leżąc na brudnej podłodze zaczął się modlić. Początkowo słowa nie miały większej siły, ale w
miarę jak się zapalał, modlitwa nabrała mocy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]