[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dzieć tylko to, że jestem prawnikiem, który zmusił Legislaturę do ustanowienia praw
robotów.
Więc?
Co jest dla ciebie ważniejsze, mamo? %7łebym został wybrany do Legislatury czy
żebym poświęcił się walce w twojej sprawie?
To drugie, oczywiście odpowiedziała natychmiast Mała Miss.
W porządku zgodził się George. Chciałem się tylko upewnić, czy dobrze się
rozumiemy. Będę wobec tego walczył o prawa obywatelskie robotów, jeżeli tego chcesz.
Ale to będzie koniec mojej kariery politycznej, zanim w ogóle się zaczęła. Musisz zda-
wać sobie z tego sprawę.
Oczywiście, że zdaję sobie z tego sprawę, George. Może się okazać, że to błąd. Ale
już tak nie sądzę... Chyba nie jesteś... W każdym razie, chcę uchronić Andrew przed ko-
lejnym brutalnym incydentem. O to mi właśnie chodzi.
Cóż, zatem dopilnuję, żeby tak się stało. Możesz na mnie liczyć, mamo.
George od razu rozpoczął swoją kampanię. To, co początkowo było sposobem na za-
łagodzenie strachu starej kobiety, szybko stało się walką o życie.
George Charney nigdy nie pragnął miejsca w Legislaturze. Tak więc z łatwością zre-
zygnował z tego pomysłu i został, zgodnie z wolą matki, bojownikiem o prawa robotów.
Jako prawnik był zafascynowany nowym wyzwaniem, gdyż sprawa wymagała dogłęb-
nej i starannej analizy prawniczej.
Jako główny udziałowiec kancelarii Feingold i Charney, George zajął się przygoto-
waniem całej strategii, a resztę pracy pozostawił młodszym partnerom. Swego syna,
Paula, który został pracownikiem firmy trzy lata wcześniej, uczynił szefem działu, któ-
ry zajmował się bieżącymi sprawami. Paul był odpowiedzialny również za raporty, któ-
re każdego dnia przygotowywał dla swojej babci. A Mała Miss z kolei omawiała postę-
py kampanii z Andrew.
Andrew również zaangażował się głęboko w całą sprawę. Rozpoczął pracę nad swoją
książką na temat robotów cofnął się aż do samego początku, do Lawrence a Robert-
sona i założenia korporacji Amerykańskie Roboty i Mechaniczni Ludzie, lecz odłożył
na bok swoje przedsięwzięcie i spędzał czas nad rosnącymi stertami dokumentów. Cza-
sem nawet przedstawiał własne propozycje.
95
Tego dnia, gdy zaczepili mnie ci dwaj młodzieńcy, George powiedział mi, że lu-
dzie obawiają się robotów rzekł Andrew do Małej Miss. Choroba rodzaju ludzkie-
go, tak to nazwał. Od kiedy się tym zajęliśmy, mam wrażenie, że sądy nie zajmą się spra-
wą robotów. W końcu roboty nie mają władzy politycznej, a ludzie tak. Czy nie powin-
no się zatem zrobić czegoś ze stosunkiem ludzi do robotów?
Gdybyśmy tylko mogli...
Musimy spróbować. George musi...
Tak zgodziła się Mała Miss. Próbuje, czyż nie?
Gdy Paul zajmował się sprawą w sądzie, George reprezentował ją na arenie publicz-
nej. Poświęcił się całkowicie kampanii o publiczne prawa robotów, poświęcał temu cały
swój czas i energię.
George zawsze był dobrym mówcą; mówił językiem prostym i nieoficjalnym i stał
się bardzo popularną postacią na zebraniach prawników, nauczycieli i wydawców ho-
lowizyjnych. Zgodnie z powszechną opinią jego elokwencja stawała się z każdą chwilą
coraz bardziej wyrafinowana i doskonalsza.
Im więcej występował publicznie, tym bardziej stawał się swobodny i władczy. Zno-
wu zapuścił bokobrody i zaczesał swe białe włosy do tyłu w imponująco bujną fryzurę.
Uległ nawet nowemu stylowi mody, któremu poddawali się również najsławniejsi pre-
zenterzy wideo, zwanego z powodu swej swobody draperią . Sprawiał on, że George
czuł się niczym grecki filozof lub członek senatu rzymskiego.
Tato, uważaj, żebyś się nie potknął na scenie powiedział Paul Charney, który
był bardziej konserwatywny od swego ojca.
Spróbuję odparł George.
Jeżeli na mocy Drugiego Prawa Robotyki argumentował w swych wystąpie-
niach nakazujemy jakiemukolwiek robotowi nieograniczone posłuszeństwo pod
wszelkimi względami, wyłączając wyrządzenie krzywdy człowiekowi, wówczas jakakol-
wiek osoba ma potężną władzę nad tym robotem. W szczególności, ponieważ Drugie
Prawo ma pierwszeństwo przed Trzecim Prawem, każdy człowiek może wykorzystać
przymus posłuszeństwa, by unieważnić prawo umożliwiające robotowi ochronę swe-
go istnienia. Może rozkazać mu również, by z jakiegokolwiek powodu lub po prostu dla
kaprysu uszkodził się, a nawet zniszczył.
Ale zostawmy na razie sprawę praw dla robotów, choć przecież nie należy ona do
trywialnych, i zajmijmy się zwykłą ludzką przyzwoitością. Proszę sobie wyobrazić, że
ktoś rozkazuje napotkanemu przypadkowo robotowi, by dla zabawy zdemontował swo-
je kończyny lub uszkodził się w jakiś inny sposób. Albo wyobrazmy sobie, że sam wła-
ściciel w chwili rozgoryczenia lub nudy wyda taki rozkaz...
Czy to właściwe? Czy potraktowalibyśmy tak zwierzę? Zwierzę może przecież w osta-
teczności się obronić. A nasze roboty są niezdolne, by podnieść rękę na człowieka.
96
Nawet martwy obiekt, który dobrze nam służy, zasługuje na nasze względy. A robot
nie jest przecież nieczuły. Nie jest zwykłą maszyną i nie jest też zwierzęciem. Potrafi my-
śleć, rozmawiać, wyciągać wnioski i żartować. Ci z nas, którzy pracują z robotami przez
całe życie, uważają je za przyjaciół, a nawet członków swych rodzin. Szanujemy je, da-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]