[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Oniemiałam, widząc, że wino leje się strumieniami. O jedzenie było trudno, a zdobycie wina graniczyło z cudem. Słyszałam, że
Niemcy rekwirowali tysiące butelek szampana i że piwnicę moich rodziców doszczętnie opróżniono. Dla mnie jedna butelka była
niewyobrażalnym luksusem. Tymczasem tutaj wina byto w bród. Na własne oczy przekonałam się, jak bardzo różni się życie
zwycięzców od życia przegranych.
Siedząc na balkonie, uważnie przypatrywałam się biesiadnikom. Na pierwszy rzut oka wyglądali jak zwykli goście na eleganckim
balu. Ale wystarczyło przyjrzeć się bliżej, aby dostrzec, że wielu z nich przypominało anioła, którego tak niedawno widziałam w
jaskini. Byli szczupli i kanciaści, o wysokich kościach policzkowych i szerokich, kocich oczach, podobni, jak ulepieni według tego
samego wzorca. Blond włosy, przezroczysta skóra i nadzwyczajny wzrost wyróżniały wśród gości nefilimów.
Gwar głosów uniósł się aż po balkon, kiedy kelnerzy przeciskali się przez tłum, rozdając kieliszki z szampanem.
- Właśnie to - odezwał się doktor Raphael, wskazując za setki zgromadzonych gości - miałaś zobaczyć.
Raz jeszcze wpatrzyłam się w tłum. Czułam, że za chwilę dostanę mdłości.
- Taka zabawa, kiedy Francja głoduje.
274
40
- Kiedy głoduje Europa - poprawił mnie doktor Raphael.
- Skąd mają jedzenie? - spytałam. - Wino, wytworne stroje, tyle par butów?
- Widzisz - powiedział doktor Raphael z lekkim uśmiechem - chciałem, żebyś zrozumiała, czemu służy nasza praca, co jest w niej
stawką. Jesteś młoda. Być może trudno ci zrozumieć, z czym się mierzymy.
Oparłam się o lśniącą, mosiężną poręcz, zimny metal palił mi nagie ramiona.
- Angelologia to nie jakaś teoretyczna partia szachów - ciągnął Raphael. - Wiem, że na początku studiów, kiedy człowiek siedzi
po uszy w pismach Bonawentury i Augustyna, może się tak wydawać. Ale nasza praca nie sprowadza się do debat nad
hilemorfizmem i kreślenia taksonomii aniołów stróżów. - Wskazał na zebrany poniżej tłum. - Swoją pracę wykonujesz tutaj, w
prawdziwym świecie.
Raphael przemawiał z pasją, a jego słowa przypomniały mi ostrzeżenie doktor Seraphiny, którego udzieliła mi w Diabelskim
Gardle: Mamy obowiązki względem świata, w którym żyjemy i do którego musimy wrócić".
- Musisz wiedzieć - mówił Raphael - że to nie jest walka między garstką bojowników ruchu oporu i armią okupanta. Ta wojna,
która zaczęła się przed wiekami. Zwięty Tomasz z Akwinu twierdził, że ciemne anioły upadły w dwadzieścia sekund po stworzeniu -
ich diabelska natura niemal natychmiast wypaczyła doskonały wszechświat, wprowadziła rozłam, podział na dobro i zło. Przez
dwadzieścia sekund świat był czysty, idealny, nieskażony. Wyobraz sobie, jak w tych dwudziestu sekundach musiało wyglądać życie
- bez strachu przed śmiercią, bez bólu, bez wątpliwości, które stale nas nękają. Tylko pomyśl.
Zamknęłam oczy i próbowałam wyobrazić sobie taki świat. Nie potrafiłam.
- Dwadzieścia sekund doskonałości - powiedział doktor Raphael, sięgając po kieliszek szampana dla mnie i dla siebie z tacy
kelnera. - My dostaliśmy resztę.
Pociągnęłam łyk zimnego, wytrawnego szampana. Smakował wybornie, ale mój język aż się cofnął, jakby w bólu.
- W naszych czasach triumfuje zło - ciągnął Raphael - ale my wciąż walczymy. W każdym zakątku świata są nas tysiące przeciwko
tysiącom, a może setkom tysięcy wrogów.
- Są tak potężni - zdziwiłam się, myśląc o ostentacyjnym bogactwie w sali poniżej. - Trudno mi uwierzyć, że nie zawsze tak było.
- Ojcowie założyciele angelologii delektowali się planowaniem eksterminacji wrogów. Wiemy jednak, że przecenili swoje
możliwości: zakładali, że walka zakończy się błyskawicznie. Nie przewidzieli, że natura czuwających i ich dzieci okaże się tak
podstępna, nie domyślali się ich upodobania do matactw, brutalności i zniszczenia. Czuwający są istotami anielskimi, przez co
zachowują niebiańskie piękno swojego pochodzenia, ale ich dzieci zostały skażone przemocą. Wkrótce zatruły wszystko, czego
dotknęły. - Doktor Raphael zamilkł, jakby namyślał się nad rozwiązaniem zagadki. - Pomyśl - powiedział wreszcie - jaką desperacją
wykazał się Stwórca, kiedy nas zabijał. Wyobraz sobie ból ojca mordującego swoje dzieci, zastanów się, jak skrajne podjął środki.
Miliony stworzeń utonęły, zaginęły cywilizacje, a jednak nefilimowie przetrwali. Chciwość, niesprawiedliwość społeczna, wojny - oto
jak manifestuje się zło w naszym świecie. Okazało się, że zagłada planety nie wyeliminowała zła. Czcigodni ojcowie wykazali się
mądrością, ale akurat tych aspektów nie zgłębili. Nie byli gotowi do walki. Dziś wiemy, że angelolodzy nie mogą ignorować historii.
Inkwizycja przyniosła ogromną szkodę naszej działalności, ale odrobiliśmy straty - ciągnął Raphael. - Dziewiętnasty wiek też nie był
dobrym okresem, bo teorie Spencera, Darwina i Marksa urobiono na systemy manipulacji społecznej. Do tej pory udawało nam się
odzyskiwać stracony grunt, za to obecna sytuacja coraz bardziej mnie martwi. Tracimy siły. Nasz gatunek ginie w obozach śmierci.
Rękami Niemców nefilimowie odnieśli potężne zwycięstwo. Długo czekali na taką okazję.
Wreszcie mogłam zadać pytanie, które już od jakiegoś czasu chodziło mi po głowie:
- Czy hitlerowcy to nefilimowie?
- Niezupełnie - odparł Raphael. - Nefilimowie pasożytują na ludzkiej społeczności. Są w końcu mieszańcami - pół aniołami, pół
ludzmi - a to zapewnia im pewną elastyczność. Mogą przenikać do naszej cywilizacji i w dowolnej chwili się ulatniać. Na przestrzeni
dziejów włączali się w szeregi takich grup, jak hitlerowcy - promowali je, wspierali finansowo i militarnie i wykorzystywali do
własnych celów. To bardzo stara i bardzo skuteczna praktyka. Nefilimowie dopinają swego, po cichu dzielą łupy i znów skrywają się
w cieniu.
- Ale mówi się na nich sławni" - zauważyłam.
- Owszem, i wielu z nich faktycznie cieszy się sławą, ale bogactwo zapewnia im ochronę i prywatność - wyjaśniał dalej Raphael. -
Dziś wieczór zebrało się ich bardzo wielu. Chciałbym ci zresztą przedstawić pewnego wpływowego dżentelmena.
Doktor Raphael wstał i wymienił uścisk dłoni z wysokim blondynem w przepięknym jedwabnym fraku; mężczyzna - nie wiedzieć
czemu -wydał mi się znajomy. Możliwe, że gdzieś się wcześniej poznaliśmy, bo przyglądał mi się, a właściwie mojej sukni, z
równym zainteresowaniem.
- Herr Reimer - odezwał się blondyn. Poufałość, z jaką wymówił lalszywe nazwisko doktora Raphaela, świadczyła o tym, że nie
ma pojęcia, kim naprawdę jesteśmy. Rozmawiał z nim, jakby byłi kolegami. -W zeszłym miesiącu rzadko widywałem pana w Paryżu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]