[ Pobierz całość w formacie PDF ]
magia pierwszego pocałunku poprzez moje prorocze łzy. Myślę o tej iskrze, która lśni w jego
oczach. Jego głos, jego dziecięcy grymas, jego zawsze opanowana złość. Już nie jestem w
zawieszeniu, w tym apartamencie z tymi wszystkimi naćpanymi ludzmi, czekając na powrót
do mojego łóżka i mojego smutku. Jestem w moim salonie, rok temu, i widzę zrozumienie w
oczach Andrei, zafascynowanego tą muzyką, której smutne echa przepowiadały nasz koniec.
Skrzypiec drżenie, jak serca bolesne wzdychanie.
Gaśnie światło.
Słońce się utopiło w swej krwi oceanie.
Wszedł właśnie Julian i zbliża się do mnie. Bierze mnie w ramiona, a ja myślę o
innych ramionach. Gdzie jesteś, mój ukochany? Czy śpisz jak dziecko w swoim dużym,
białym łożu? Czy są tam jakieś ramiona, które tak jak mnie, obejmują cię, i z których nie
możesz się uwolnić? Jakieś usta, które poszukują twoich, jakiś oddech, w którym usiłujesz
odnalezć mój? Zamykasz oczy i myślisz o mnie. Twoja twarz obok mojej, twoje rzęsy
muskające moje czoło. Odtwarzam po omacku twoje rysy, pieszcząc je delikatnie. Twój nos.
Twoje oczy. Twoje usta. Twoje usta... Nasze wargi, Å‚Ä…czÄ…ce siÄ™ w niewypowiedzianym
pocałunku. Coraz szybciej, coraz mocniej. Bierzesz mnie i unosisz ze sobą. Mam zamknięte
oczy, ale to mi nie przeszkadza odrywać guziki twojej koszuli, łamiąc sobie na nich
paznokcie. Jest jak zawsze... Odchylam głowę do tyłu i śmieję się, śmieję się z radości, ze
szczęścia bycia z tobą, przy tobie. Nasze splecione nogi, twoje wargi palące moją szyję. Jedna
ręka w twoich włosach, drugą dobiera się do twojego paska i wyrzuca go, z całą resztą, w
odległy kąt. Spieszę się i ty też. Nienazwane wygibasy, żeby pozbyć się moich dżinsów, nie
przestając cię całować. Mam wrażenie, że jeśli cię stracę na chwilę, stracę cię na zawsze.
Kocham cię , krzyczą moje mięśnie, naprężone wysiłkiem, byś osiągnął najwyższą rozkosz.
Posiadam cię całkowicie i jestem twoja, i jestem szczęśliwa.
Otwieram oczy. Twarz Juliana, dysząca dwa centymetry od mojej. Jego ręce na mnie.
SiedzÄ™ na brzegu jacuzzi, on stoi.
Spadaj! Spadaj! to ja krzyknęłam.
On nie rozumie. Zbiera swoje ciuchy i znika, zamykajÄ…c za sobÄ… drzwi. Jestem naga na
tym gównianym jacuzzi. Zasłony rozsunięte, widzę wschodzący świt. Mój rozbity sen
wypełnia mi gardło, palące łzy zalewają mi twarz. Nie wiem, jak długo tu zostanę, płacząc w
ciszy, rozpamiętując moją rozpacz. Wyciągam zwitek z kieszeni dżinsów, muszę go czymś
roztrzaskać. Obok umywalki jest coś w rodzaju lancetu. Wystarczy, że wyciągnę rękę. Moje
palce zaciskają się na ostrej blaszce, trzonek jest gruby. Kładę zwitek i miażdżę go z całych
sił. Pęka. Taki nic nieznaczący biały pył. Ból rozluznia moje skurczone palce, narzędzie spada
na ziemię z metalowym brzękiem. Nacięłam wnętrze dłoni, mam krew tak czerwoną jak
suknia od Valentino. Krople kapią i tworzą wzdłuż mojego przedramienia szkarłatną
arabeskę. Czerwone promienie słońca plamią mój nieskalany towar. Widzę w tym znak. Nie
ma rurki. Jakaś szuflada pełna zielonych papierków. Delikatnie zwijam jeden z nich. Tyle
razy braliśmy razem. To trochę jakbym z nim była. Wsuwam rurkę do lewej dziurki nosa,
potem do prawej. Pózniej znów do lewej... Biorę wszystko. Wszystko... Z odrobiną szczęścia
zdechnę od tego. Siadam z powrotem. Jedna sekunda. Jedna sekunda, podczas której czuję się
tak dobrze. Tylko jedna. Sytość. Zapomnienie. Podnoszę głowę. Lustro naprzeciwko mnie. Ta
dziewczyna o błędnych oczach, porzucona na jacuzzi, w ręce jakiś zmięty papierek, na
podbródku ślady koki, rozrzucone włosy... I moje łzy, które nie przestały płynąć. Dziewczyna
wstaje, wkłada dżinsy, zapina nabity ćwiekami pasek, ubiera się, zapala papierosa. Chwieje
siÄ™ na niepewnych nogach. Opuszcza pomieszczenie.
Przechodzę przez pokój. Lidia, leżąc cały czas w tym samym miejscu, usnęła.
WyglÄ…da jak dzieciak. Krzyki rozkoszy. Victoria... i Chris. Albo Mirko. Otwieram drzwi do
drugiego pokoju. Obaj.
Moja torebka została w salonie. Biorę ją. Słyszę cały czas moją piosenkę. Gardło mam
jak z marmuru i metalu. Moje kroki po parkiecie robią potworny hałas. Trzaskają drzwi. Jest
winda. Hol, recepcja, drzwi. Jestem na zewnątrz. Nikogo nie ma. Szukam taksówki. Taksówki
nie ma. Zwit jest lodowaty. Dzwoni moja komórka. Mam wiadomość. Czego może chcieć
Gabriella o tej porze? Strach ściska mnie za gardło. Zdrętwiałe z zimna palce nie są zdolne
nacisnąć na ten kurewski przycisk. Wreszcie wyświetla się wiadomość. Jedno zdanie. Tylko
jedno. Czytam je. Czytam je jeszcze raz. Za dużo przepłakałam, już nie mogę.
Padam na ziemiÄ™. Na placu Vendôme o siódmej rano. Dziewczyna na kolanach, która
gryzie swoją zakrwawioną dłoń. I która krzyczy. Krzyczy jakąś niezrozumiałą skargę. Jakby
rozpacz przybrała formę. Formę krzyku. Krzyczę o końcu jakiegoś marzenia, krzyczę o końcu
świata. Krzyczę o końcu człowieka, którego kocham, a który się rozbił jak kretyn, wychodząc
z dyskoteki, w swojej bryce za pięćset tysięcy franków, która nawet nie było w stanie go
ochronić. Zmierć na miejscu. Zmierć. Krzyczę o okrutnej rzeczywistości tego gównianego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]