[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nierówne pismo. Mieli je zawiezć do Rodasu.
No to się zgadza. Przecież Darher nie żyje od
dawna. Podniósł na nią zmęczony wzrok. Na dzisiaj
miał już dość sprawdzania papierzysk. Rozbolała go
głowa, a cyfry skakały przed oczami niczym wygłodniałe
pchły na chudym psie.
Od siedemnastu lat. Lyanna popatrzyła znacząco,
przesuwając kałamarz i wyjmując pióro z palców
mężczyzny. Kyla ma około siedemnastu lat.
Eryk odchylił się na krześle, prostując pod stołem
nogi, i zamyślił się ze wzrokiem wbitym w niewielki
portret stojący na blacie. Widniejący na nim mężczyzna
miał długie jasne włosy, swobodnie opadające na
ramiona, i stał w zwycięskiej pozie nad upolowanym
niedzwiedziem. Jasne, niebieskie oczy patrzyły śmiało
przed siebie.
Sądzisz, że to ona...? Spojrzał pytająco na żonę,
łapiąc jej rękę i ściskając lekko palce. Odwzajemniła
uścisk, patrząc na niego z czułością.
Jestem tego prawie pewna odparła. Gdybyśmy
tylko zdobyli jakiś przekonujący dowód. Zsunęła się
zwinnie ze stołu.
Eryk nie raz wypominał sobie w duchu, że nic nie
zrobił, aby odnalezć ukochaną brata bądz dowiedzieć się
czegoś o jej losie.
Podobno Kyla pochodzi z Vinrydu zauważył.
Kerna mieszkała w Metllasie.
Jest bardzo do niego podobna upierała się
Lyanna, przechadzając się szybkim krokiem po komnacie.
Stanęła przy oknie, marszcząc czoło i zastanawiając się
nad czymś.
Wyślij kogoś do Vinrydu, niech popytają
zaproponował.
Wysłałam Treva i Willa. Opiekunowie wpadli
niemal w zachwyt, kiedy dostali złoto. Reszta już ich nie
obchodziła oburzyła się. Zapewne równie chętnie
sprzedaliby ją handlarzom niewolników, gdyby tylko
dostali odpowiednią zapłatę.
Opiekunowie? zdziwił się.
Tak o nich mówiła, więc poleciłam naszym
chłopcom dowiedzieć się czegoś więcej. Rebeka i Garth
nie są jej rodzicami. Podobno to wujostwo. Jakiś młokos
przywiózł ją do nich, gdy była malutka. Przez pewien czas
opiekowali się jeszcze jakimś chłopcem, starszym od niej.
Podobno odszedł z wioski, dołączając do grupy
zbrojnych. Mętnie to tłumaczyli.
Dowiedzieli się czegoś o nim? zainteresował się
Eryk.
Lyanna pokręciła przecząco głową.
Nikt nic nie wiedział bądz nie chciał powiedzieć
odparła.
Wyślę tam Morhta zdecydował. Każdego zmusi
do mówienia. Zaśmiał się cicho.
* * *
Kyla wędrowała samotnie po ciemnych korytarzach
zamku. Niepostrzeżenie przeszła środkowe skrzydło i
znalazła się w prawym, gdzie swoje kwatery mieli
najemnicy. Dostrzegła niewielki wyłom w murze, a za
nim kamienne schody prowadzące w dół. Czyżby było to
jedno z miejsc, których się obawiała? Jak długo jednak
można ulegać strachowi? Skoro inni chodzili po zamku
bez obaw, czemu jej miałoby się coś stać?
Ostrożnie postawiła bose stopy na pierwszym
stopniu. Umocowane na ścianach pochodnie rozjaśniały
nieco panującą tutaj ciemność. Wąski korytarz, w którym
się znalazła, zdawał się nie mieć końca. Po jednej jego
stronie znajdowały się pozamykane na głucho drzwi.
Dotykając opuszkami palców zimnego, chropowatego
muru, ruszyła przed siebie. Ciało okryte tylko koszulą, na
którą narzuciła cienką suknię, zadrżało od chłodu.
Oderwała palce od kamiennej ściany i roztarła dłońmi
nieco zmarznięte ramiona. Mimo chłodu uparcie szła
naprzód.
Na końcu korytarza zauważyła niewielkie, drewniane
drzwi. Pchnęła je, a gdy uchyliły się z cichym
skrzypieniem, dostrzegła kolejny korytarz, skąpo
oświetlony jednym łuczywem, wiodący schodami w dół i
skręcający w prawo. Wyjęła pochodnię z uchwytu,
oświetlając sobie drogę, i ruszyła przed siebie. Wreszcie
ukazały się kolejne drzwi. Sygnet zawieszony na szyi
zaczął promieniować ciepłem, zupełnie tak samo jak kilka
dni temu w lesie. Zaskoczona ujęła go w palce i obejrzała
uważnie. Lśnił srebrnym blaskiem, jak wtedy gdy
pierwszy raz trzymała go w dłoni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]