[ Pobierz całość w formacie PDF ]
innych mężczyzn jego pokroju.
- Nie bardzo - przyznała.
- Właśnie. Nie próbuj się do niego zbytnio
przywiązywać.
Uniosła brwi, słysząc to żądanie.
- A niby czemu nie?
Nachylił się gwałtownie, aż jego twarz znalaz
ła się tuż przy jej twarzy.
- Bo jesteś moja - oznajmił twardo.
Nim zdążyła wymyślić jakąś ciętą odpo
wiedz, wstał i chwycił ze stołu oba rachunki.
Josette zaczęła szukać w portmonetce drobnych
na napiwek, a kiedy wsunęła je pod swój spodek,
Brannon wziął ją pod ramię, zaprowadził do
kasy, gdzie szybko zapłacił za nich oboje, nic
słuchając żadnych protestów. Dosłownie wycią
gnął Josette na opustoszały parking, puścił do-
Diana Palmer 267
piero przy drzwiach od strony pasażera, stanął
tuż przed nią i oparł dłonie o samochód po obu
stronach jej głowy.
- Brannon... - zaoponowała zmienionym
głosem i zupełnie wbrew swojej woli położyła
dłonie na torsie Marca. Właściwie same tam
zawędrowały.
Zapadło pełne napięcia milczenie. Josette
czuła gorące wypieki na policzkach, oddychała
szybko, bezwiednie rozchyliła wargi.
Chciwie popatrzył na jej miękkie usta.
- Dobrze, zrobimy to po twojemu - oświad
czył. - Kwiaty. Czekoladki. Bilety na koncerty
symfoniczne.
- C-co? - Aż się zająknęła z zaskoczenia.
Pochylił głowę, pocałował ją lekko.
- Uwielbiam cię całować, .Tosie - wyznał.
- Zawsze lubiłem.
I jak ona miała się oprzeć komuś, kto miał tak
duże doświadczenie w tych sprawach, a w dodat
ku potrafił być też nieskończenie czuły? Za
mknęła oczy, z błogością przesunęła dłońmi po
umięśnionym torsie.
- Zostaniemy zaaresztowani za obrazÄ™ moral
ności w miejscu publicznym -jęknęła cichutko.
- Prawo nie zakazuje pocałunków.
To powiedziawszy, przylgnął do niej całym
ciałem, więc mogła poczuć, jak bardzo jej
pragnął. Naprawdę bardzo. Z trudem uniosła
268 Szczęśliwa gwiazda
powieki, a wtedy ujrzała ściągnięte brwi Bran-
nona oraz wyraz jego twarzy, świadczący o tym,
że naprawdę nie zmyślał, mówiąc o tym, jak lubi
się z nią całować.
- Marc - szepnęła. - Ktoś przyjechał i zapar
kował obok.
Popatrzył na nią półprzytomnie zupełnie za
mglonymi oczami, a potem zamrugał, starając
się oprzytomnieć. Kiedy uniósł głowę, z prze
ciwnej strony dżipa dobiegło rozbawione:
- A ona powiedziała, że nie będziesz miał nic
przeciw temu, że ze mną pójdzie. Ha! - Grier
obrócił się na pięcie i pomaszerował do zajazdu,
nim którekolwiek z nich zdążyło odpowiedzieć.
- Naprawdę tak mu powiedziałaś? - spytał
cicho.
- Tak - przyznała. - Ale... ale tobie rzeczy
wiście to przeszkadza! - wykrzyknęła w nag
łym olśnieniu.
Pogładził ją po włosach.
- Spędziłem pół życia w organach ścigania,
lecz muszę przyznać, że Grier robił rzeczy,
o których nawet mnie się nie śniło. - Wzruszył
ramionami. - Nie cierpi kobiet, a jednak ono
ciągną za nim, tak zafascynowane jak kurczęta
zafascynowane spojrzeniem węża.
On był zazdrosny! Czemu wcześniej nie zdała
sobie z tego sprawy?
Spiorunował ją wzrokiem.
Diana Palmer 269
- Nie jestem zazdrosny - zapewnił dobitnie,
trafnie odczytawszy jej spojrzenie. - Po prostu
uważam, że nie powinnaś chodzić w różne
dziwne miejsca w towarzystwie Griera, bo to
zbyt niebezpieczne.
Przyjrzała mu się bardzo uważnie, bez po
spiechu - od falujących jasnobrązowych wło
sów, malowniczo spalonych słońcem, przez po
ciągłą, smagłą twarz, po szalenie męskie usta,
które potrafiły doprowadzić kobietę do szaleńst
wa - i aż się roześmiała.
- Moim zdaniem jesteÅ› bardzo przystojny
wyznała. - Ale ty tak o sobie nie myślisz, prawda?
Przestąpił z nogi na nogę, wyraznie zażeno
wany.
- Wygląd nie jest najważniejszy.
- Byłbyś seksowny i atrakcyjny nawet wte-
dy, gdybyś miał wielki nochal i uszy jak patelnie.
Uniósł brwi.
- NaprawdÄ™?
Ponieważ nie powiedział tego kpiąco, lecz
z prawdziwą niepewnością, Josette postanowiła
mu udowodnić, jak bardzo jej się podobał, więc
impulsywnie otoczyła go zdrowym ramieniem,
przyciągnęła do siebie i pocałowała czule. Wy
dawał się zaskoczony, lecz odpowiedział równie
słodko.
- Jedyny problem z tobą to ta porywczość.
Przy tobie Grier wydaje siÄ™ Å‚agodny jak baranek.
270 Szczęśliwa gwiazda
Zaśmiał się cicho.
- Za kilka lat złagodnieję.
- SkÄ…d wiesz?
- Podobno dzieci bardzo człowieka zmieni
ją pod tym względem.
- Dzieci? - powtórzyła ze zdziwieniem.
Spojrzenie szarych oczu spoczęło na jej pła
kim brzuchu.
- Porozmawiamy o tym kiedy indziej,
razie spytam cię o co innego. Chcesz iść w sob
tÄ™ wieczorem na koncert do filharmonii?
Zawahała się.
- Prowadzimy poważne śledztwo...
- Zwietnie. Przesłuchamy dyrygenta i pierw
szego skrzypka. To główni podejrzani. Osobiś
cie sporzÄ…dzÄ™ raport.
- Brannon!
- Detektywi od czasu do czasu też mają
prawo zrobić sobie wolne. Zarezerwuj dla mnie
sobotę wieczorem. - Pocałował ją po raz ostatni
otworzył drzwi dżipa i pomógł jej wsiąść.
Dopiero wtedy zauważył, że nieopodal stoi
przyczepa kempingowa, z której obserwują ich
z wielkim zainteresowaniem uśmiechnięte na
stoletnie dziewczyny. Kiedy obszedł samochód
zauważyły jego kapelusz i odznakę, a wtedy ich
uśmiechy stały się jeszcze szersze i jeszcze
bardziej wymowne. Prawie się zaczerwienił
a obserwująca to wszystko Josette zaśmiała się
Diana Palmer 271
cicho, ale przy tym sama spłonęła rumieńcem.
Marc wsiadł do samochodu i zerknął na nią.
- Rumienisz siÄ™? W twoim wieku?
- I co z tego? Ty też.
- Ja? Ja nigdy się nie rumienię - skwitował
i zapuścił silnik.
Gdy przejeżdżali obok zaparkowanej przed
zajazdem przyczepy, jedna z dziewczyn zagwiz
dała niedwuznacznie, wbijając wzrok w Bran-
nona. Usłyszał chichot Josette, lecz nie spojrzał
w lusterko wsteczne. Nie, nie zaczerwienił się.
Nigdy się nie czerwienił. Nigdy.
Co ze skrytkÄ… bankowÄ… Dale'a? - zagad
nęła, kiedy znalezli się z powrotem pod budyn
kiem prokuratury. - Sprawdziłeś ten trop?
Tak, ale prowadzi donikÄ…d. %7Å‚aden bank
w całym mieście nie ma skrytki na nazwisko
Jennings.
Zastanowiła się nad tym.
A jeśli skrytka została założona na nazwis-
ko tej kobiety, która była dla niego ważna?
Niewykluczone, lecz to nam niewiele da,
gdyż wciąż nic o niej nie wiemy oprócz tego, że
raczej nie chodzi o SandrÄ™ Gates.
Grier mógłby się dowiedzieć, na kim tak
bardzo zależało Dale'owi - rzekła impulsywnie.
On chyba ma niezłe dojścia do tego podziem
nego światka.
272 Szczęśliwa gwiazda
[ Pobierz całość w formacie PDF ]