[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Rebeka schyliła się i objęła starszą panią z uśmiechem. Sylvia
pachniała lawendą; była pulchna, choć niewielkiego wzrostu, sięgała jej
zaledwie do podbródka. Za to pan Fulton był wysoki i chudy jak tyczka.
- Dziękuję za telefon wtedy wieczorem i przepraszam. Nie chciałam,
żebyście się o mnie martwili.
167
R S
- Wiesz, pomyśleliśmy z mężem, że musiało się stać coś okropnego.
Wyjechałaś w takim pośpiechu. - Położyła jej rękę na ramieniu i zniżyła
głos. - Mam nadzieję, że nikt nie umarł?
- Nie, skąd - zapewniła Rebeka. - Nic z tych rzeczy.
- Całe szczęście. Nie cierpię, gdy takie nieszczęścia przytrafiają się w
czasie świąt.
- Ja też nie - włączyła się do rozmowy Marti Vincent. Podeszła do
reszty kobiet i uściskała Rebekę. - Ale muszę przyznać, że my też
pomyśleliśmy o najgorszym. Po tym, jak Ed zobaczył cię w sklepie, uznał,
że to musi być coś poważnego. Powiedział, że płakałaś. Słyszeliśmy, że
chodziło o jakieś problemy rodzinne. Mam nadzieję, że to nic poważnego.
Moja siostra rozstała się kiedyś z mężem w Zwięto Dziękczynienia. To
było okropne. - Cofnąwszy się o krok, przyjrzała się z aprobatą strojowi
Rebeki.
- Wyglądasz świetnie - stwierdziła, dając do zrozumienia, że nie chce
drążyć osobistych tematów. Przesunęła wzrokiem po kakaowobrązowym
wełnianym półgolfie, sięgającej do pół łydki kraciastej spódnicy i
wysokich butach. Całości dopełniał szeroki skórzany pasek i złote
kolczyki. - Ralph?
- Zgadza się. Masz świetne oko, Marti.
- Mamo, możemy trochę zjeść? - Siedmioletnia córka Angeli
wypatrzyła na stole misę z oliwkami. Jak na komendę pojawiły się za nią
inne dzieciaki.
- Przed chwilą jadłyście marchewki. Będziecie potem marudzić przy
obiedzie.
Z salonu rozległy się pokrzykiwania i gwizdy kibiców, które
skutecznie uniemożliwiły dalszą rozmowę. Molly przegoniła dzieci z
168
R S
kuchni i podeszła do lodówki. Wyjęła z niej cztery puszki i podała je
mężowi, który przyszedł po nowy zapas napojów. Adam uśmiechnął się do
obu kobiet i zniknął za drzwiami.
- Mogłabyś zanieść to naszym fanom piłki nożnej? - Molly zwróciła
się do koleżanki, wręczywszy jej tacę z przekąskami.
Wchodząc do pokoju, Rebeka stwierdziła, że są już właściwie
wszyscy zaproszeni goście. Zaabsorbowani rozwojem wypadków na
boisku, zauważyli jednak jej nadejście i oderwali się na moment od
telewizora, żeby się przywitać.
Kiedy wróciła do kuchni i stanęła wśród znajomych kobiet,
uświadomiła sobie z całą mocą, że sąsiedzi naprawdę interesują się jej
losem. Nawet nie spostrzegła, jak to się stało, ale została włączona do
wspólnoty. Nareszcie czuła się częścią większej społeczności i było jej z
tym bardzo dobrze. Być może dlatego zdecydowała się podejść i nawiązać
rozmowę z jedyną osobą, która trzymała się od niej z daleka.
Zoey stała przy kuchence, mieszając w garnku. Zauważyła ją od
razu, ale nie odezwała się ani słowem.
Uśmiechnąwszy się zdawkowo, zabrała dzieci i wyszła z nimi do
jadalni.
- Cześć - zagadnęła Rebeka, znajdując ją przy niskim stoliku
nakrytym specjalnie dla maluchów.
Niania dzieci Jacka uniosła na moment oczy znad książeczki do
kolorowania i spojrzała na nią przelotnie.
- Cześć - odpowiedziała zwięzle.
Miała kasztanoworude włosy, była o kilka lat młodsza i nieco
bardziej zaokrąglona niż Rebeka. Na pierwszy rzut oka sprawiała wrażenie
typowej kury domowej. Z pewnością jednak nie można jej było odmówić
169
R S
inteligencji i posiadania własnego zdania. Fakt, że nie przepadała za
niedoszłą dziewczyną swojego ukochanego, nikogo specjalnie nie dziwił.
Każda kobieta na jej miejscu okazywałaby w tej sytuacji nieufność. Pewnie
nadal traktowała Rebekę jak rywalkę.
- Nie mogę nigdzie znalezć Jacka. Mówił ci, że byłam u niego w
biurze?
- Tak, mówił.
Chyba nie ma sensu liczyć na zachętę, pomyślała Rebeka i
zaczerpnęła głęboko powietrza.
- A mówił ci, po co przyszłam?
- Tak. Wiem też o Russelu - odezwała się wreszcie Zoey, używając
konspiracyjnego tonu. - Prosił, żebym na razie z nikim o tym nie
rozmawiała.
Na razie? Wydawało się, że nowa dziewczyna Jacka nie jest w stanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]