[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Meg patrzyła zdegustowana na swój talerz. Hamburgery nie były zrobione z
wołowiny, ich szumna nazwa Buffalo-burger nieudolnie maskowała twardość i
podły smak mięsa.
Niestety Red miał rację: może jej się tu przydarzyć coś niemiłego, jeśli
natychmiast nie spróbuje zjeść czegoś gorącego. Przysunęła hamburgera bliżej.
Dzięki Bogu, nadpłynęła nowa szklaneczka burbona, pomagając zabić przykry
smak mięsa.
Pierwszą rzeczą, jaką zrobię po powrocie do domu powiedziała to pójdę
do Georgetown Hotel i zamówię największy, najgrubszy i najbardziej soczysty
stek.
No to zamów także jeden dla mnie, dziecinko.
Powiedział to tak zwyczajnie, wkładając do ust kolejny kawałek mięsa.
Naprawdę nie było powodu, aby te słowa podziałały na nią jak pchnięcie noża. A
przecież... przez dwa lata pobytu tutaj miała jedno szczególne marzenie
wyłożony pluszem, nowocześnie urządzony pokój hotelowy, wielkie łóżko z
szorstkimi białymi prześcieradłami i obsługa gotowa na każde skinienie. Przede
wszystkim to właśnie sobie wyobrażała.
Jakaś kostka utkwiła jej w gardle, wypluła ją. Do licha, on przypuszczał, że to
rzeczywiście może się zdarzyć!
To będzie wiosną w Waszyngtonie, gdy zakwitną wiśnie powiedział nagle.
Walczyła z ogarniającym ją uczuciem. Byłoby głupio wyprzedzić jego reakcje.
Przez najbliższy miesiąc z pewnością nie zakwitną. Jest dopiero marzec i
czeka nas jeszcze dużo chłodnych dni.
Ja też tak myślę. Dawno nie byłem w centrum kraju i wielu prawidłowości
przyrody już nie pamiętam. Wciąż wybierasz się na Hawaje?
Jeszcze jedno marzenie. Zalana słońcem plaża, zapach kokosowego mleka,
obnażone ciało na plażowym ręczniku i pieszczota słońca na piersiach... Mógłby to
być ich miodowy miesiąc. Czy całe jej życie upłynie na marzeniach, które nigdy się
nie spełnią?
Tak odpowiedziała i z determinacją wbiła zęby w swojego hamburgera.
Mam jeszcze sporo rzeczy do zabrania. Powinnam spędzić jakąś godzinkę w biurze
na posegregowaniu ich. W czasie tej pracy będę mogła błądzić myślami gdzieś po
południowym Pacyfiku.
Wciąż czuła na sobie jego wzrok i zastanawiała się, czy pamięta. Nie wiedziała,
co może się stać, gdy nadal będzie tak patrzeć w jego oczy, więc z zakłopotaniem
spuściła głowę.
Zapadła cisza. Meg przełknęła ostatni kawałek hamburgera i stwierdziła:
Znów to robisz.
Co?
Uporczywie gapisz się na mnie.
Och, przepraszam. Odwrócił wzrok i nadal sączył piwo. Myślałem, że
powinnaś sprawić sobie jakieś nowe ubrania.
Oczywiście nie o tym myślał, jednak Meg była mu wdzięczna za to kłamstwo.
Odsunęła talerz.
Jeśli będę dłużej patrzeć na tego hamburgera, to z pewnością zwymiotuję.
Maudie, czy jest szarlotka?
Nie ma dziś szarlotki, niestety, mam tylko dwie ręce. Maudie chciała zabrać
talerze, ale Red walczył jeszcze z ostatnimi frytkami. Jeśli chcesz szarlotkę, to
przyślij mi tu tę zwariowaną dziewczynę do pomocy.
Dancer?
Wciąż się spóznia.
Jestem pewna, że przyjdzie dzisiaj.
Maudie parsknęła.
Myślisz, że jestem głupia? Z pewnością przytula się teraz do jakiegoś faceta,
zamiast wziąć się do pracy! Mam tylko trochę bananowego chleba, ale jest
wczorajszy.
Gdzie dostaliście banany?
Maudie spojrzała na nią, jakby Meg była największą idiotką na świecie.
Zrobiony z prasowanej mieszanki, czy chcesz kromkę?
Dzięki. Meg usiłowała się nie skrzywić.
Maudie odwróciła się z kolejnym parsknięciem.
Jak tam ostatnia prognoza pogody? zapytał Red.
Wygląda na to, że zbliża się potężna burza odpowiedziała Meg. W Little
Falls wichura spowodowała wiele uszkodzeń i zamknięto siedemdziesiątą drugą
autostradę. W czasie ostatniej godziny przybyło pół metra śniegu.
Można będzie ulepić niezgorszego bałwana powiedział Red. Słysząc to Meg
uśmiechnęła się mimo woli.
Chciała to ukryć, więc zwróciła się do Maudie:
Jak tam zaopatrzenie?
Red przywiózł trochę żywności dziś rano. Myślę, że to wystarczy.
Możemy jej sporo potrzebować, zanim ta burza się skończy.
Nie martw się, jeśli zapłacisz, to dostaniesz odburknęła Maudie.
Za odpowiednio wyższą cenę szepnęła Meg.
Maudie puściła to mimo uszu.
Jeśli będziesz tak narzekać, to możesz nie dostać niczego.
Twarz Meg przybrała przepraszający wyraz.
Czy mogę zajrzeć do twojej spiżarni?
Po co? Maudie spojrzała podejrzliwie.
Chciałabym zobaczyć, co dostałaś, może mogłabym coś kupić.
Maudie patrzyła sceptycznie, wreszcie zdecydowała niechętnie:
Red ci pokaże. Wie, gdzie leży towar.
Czy myślisz, że mam zamiar coś ukraść?
Red ci pokaże powtórzyła stanowczym głosem.
No, trzeba zapłacić mruknęła Meg. Nigdy nie spotkałam bardziej
nieprzyjemnej kobiety.
Red pchnął pieniądze w kierunku Maudie i wstał.
Jestem dziś przy forsie, to mój atut. Chodz, zobaczmy tę spiżarnię.
Rozdział 4
Red objął ją ramieniem.
Czego potrzebujesz? zapytał, szerokim gestem wskazując dwoje drzwi,
które prowadziły do kuchni. Zwieża żywność czy mrożona?
Skierowała się do drzwi na lewo.
Skąd wiesz, gdzie się co znajduje? spytała.
Rozładowywałem większość tych skrzyń osobiście.
Obrzuciła go nieufnym spojrzeniem.
Mnie nigdy nie pomagałeś przy czymś takim.
Ty nie jesteś nieszczęśliwą kobietą.
Zciany magazynu od dołu do góry zastawione były puszkami konserw,
pozostała przestrzeń zawalona najprzeróżniejszymi kartonami.
Dobry Boże powiedziała cicho Meg zgromadziła tyle tego wszystkiego,
że mogłaby tu przeżyć trzecią wojnę światową.
Taka jest właśnie Maudie zgodził się z ochotą lubi się zabezpieczyć.
Meg przeciskała się między stertą wojskowych koców a stosem kartonów
wypełnionych serwetkami. Red szedł za nią, czuła, że coraz bardziej się zbliża.
Czy myślisz, że powinniśmy powiedzieć jej o tych kocach? Jeśli chłopcy będą
[ Pobierz całość w formacie PDF ]