[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Pominęła przy tym drobny fakt, że nigdy nie miała romansu z żonatym
mężczyzną i nie chciała go mieć. Po cóż więc tak zmyślała?
- Nie wiem, czemu uważasz, że Carl jest sztywny i nudny - ciągnęła. -
Albo że moje życie może być nudne.
- Interpretuję pewne znaki - wyjaśnił. - Czy widziałaś kiedyś bardziej
ponury gabinet? A twój ubiór?
- Mam pod dostatkiem pewnych siebie mężczyzn, którym się wydaje, że
są upoważnieni do krytykowania mego wyglądu, więc oszczędz sobie tych
uwag - odparła ostro. - Zdaje się, że nie przyszedłeś tu, żeby rozmawiać o
moim stroju ani o Carlu, prawda?
Coś takiego, jeszcze ma czelność się uśmiechać, pomyślała z
oburzeniem.
- Po prostu nie mogę nie dostrzec, że jestem jego dokładnym
przeciwieństwem.
Powiedział to pełnym wyższości tonem, wynikającym z przekonania o
swej przewadze nad innymi przedstawicielami męskiego rodu. Faktycznie,
Carl nie miał przy nim żadnych szans. Był dużo niższy, gorzej zbudowany,
a w dodatku łysiał. Lori nie pamiętała wprawdzie, czy go lubiła, ale
poczuła się urażona w jego imieniu.
- Och, nie wątpię, że dałbyś mu radę w zapasach - zirytowała się. -
Tylko że Carla nie interesują takie rzeczy, on jest mózgowcem, jak sam
słusznie zauważyłeś.
Sugerowanie, że Haze jest tylko i wyłącznie górą mięśni, a rozumem nie
grzeszy, było wyjątkowo niesprawiedliwe, ale Lori poczuła złośliwą
radość; gdy zobaczyła, że trafiła tym stwierdzeniem w jego czuły punkt.
- Zastanawiałem się wiele razy, czemu na początku sprawiałaś wrażenie,
jakbym ja... - Mówił powoli, wyraznie, jakby myślał głośno. - Nie byłem
za bardzo w twoim typie, miałem długie włosy, ale przecież wydawałem ci
się interesujący...
- Wielkie nieba. - Lori przewróciła oczyma. - Czy istnieje na świecie
mężczyzna, który nie uważa, że jest interesujący?
- Nie znałaś nikogo takiego jak ja - ciągnął, jakby nie słyszał, co przed
chwilą powiedziała.
- Rzeczywiście - prychnęła. - Nigdy nie spotkałam faceta, który w jednej
chwili rozłupuje nożem orzech kokosowy, a w drugiej zaprasza kobietę na
kolację.
- Od samego początku byłaś mną zafascynowana. Ciągle gapiłaś się na
moje włosy, potem nie mogłaś oderwać wzroku od tatuażu...
- Twoja wyobraznia jest równie żywa, jak kolory twej kurtki - odcięła
się, rumieniąc się po same uszy.
Haze podszedł do niej blisko, po czym nie odrywając wzroku od jej
twarzy, oparł dłonie na ścianie po obu stronach jej głowy.
- Przyznaj, kusiła cię perspektywa przygody ze mną - wycedził przez
zęby. - Byłem dla ciebie czymś nowym, nieznanym. ..
Lori wciągnęła głęboko powietrze w płuca. Miała ogromną ochotę
uderzyć go, żeby przestał wreszcie opowiadać takie rzeczy. Uniosła rękę,
lecz on był szybszy. Chwycił ją za nadgarstek i przysunął się jeszcze
bliżej, tak że całym ciałem przyciskał ją do ściany. Widać było, że z
trudem panuje nad wściekłością.
- Ale w końcu stchórzyłaś. Poszłaś do swego hotelowego apartamentu i
obmyśliłaś dla mnie inne zastosowanie.
- Nieprawda - zaprotestowała słabym głosem. Było jej gorąco, nie mogła
oddychać, a w dodatku jego bliskość odbierała jej zdolność logicznego
myślenia. - Mówisz tak, jakbym była okropną materialistką, a ja nie...
- Nie jesteś? - warknął. - To dlaczego przysłałaś mi tę cholerną
intercyzę? Czyżbyś się obawiała, że wezmę z tobą rozwód i wniosę sprawę
o alimenty?
- To nie ja - broniła się. - Mówiłam, że to nie jest konieczne, ale wuj
Clark się uparł, by ją przygotować. Nawet nie wiedziałam, że ci ją posłał.
Haze przysunął się jeszcze bliżej.
- A może ja też mam coś do dodania do tej umowy, moja oddana żono? -
uśmiechnął się cynicznie. - Bądz co bądz muszę bronić swych praw, czyż
nie? A co będzie, jeśli w pewnym momencie usłyszysz tykanie zegara
biologicznego i zechcesz mieć dziecko? Oświadczam ci, że tego typu
usługi wymagają dopłaty.
Lori krzyknęła z wściekłości i oburzenia, po czym kopnęła Haze'a z
całej siły w kostkę.
- Auu... Do diabła! - ryknął, zaciskając z bólu oczy.
- Mam nadzieję, że cię to dobrze zabolało, ty podły draniu. Nie obawiaj
się, jeśli mój zegar biologiczny zacznie tykać, na pewno nie zgłoszę się do
ciebie po twoje... twoje... - Urwała, nie wiedząc, jak to nazwać.
- Moje usługi? - podsunął, otwierając jedno oko.
Lori zarumieniła się, ponieważ nieposłuszna wyobraznia podsunęła jej
obraz, oddający ze szczegółami naturę tych usług.
- Przepraszam cię, ale mam dużo pracy - powiedziała w końcu, próbując
wyrzucić sprzed oczu ów realistyczny obraz.
Spokój, powtarzała sobie w duchu. Spo - wdech - kój - wydech. Zawsze
się tak relaksowała, tylko jakoś tym razem nie pomagało.
Haze nie odsunął się od niej ani na milimetr, ale z zainteresowaniem
obserwował jej wysiłki, mające na celu jako takie uspokojenie się.
- Proszę, proszę, z pełnej pasji kobiety przeistaczasz się w zimnego
robota i to na moich oczach - skomentował z drwiną w głosie.
- Wam, mężczyznom, nie sposób dogodzić - nastroszyła się. - Jeśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Major_Ann_ _Szalenstwo_01_ _Szalenstwo_Honey
    Krentz Jayne Ann (Quick Amanda) PrĂłba Czasu
    Krentz Jayne Ann Harlequin Satine Poszukiwacz skarbĂłw
    Redwood Pack 3 Trinity Bound Carrie Ann Ryan
    Ann Roberts Brilliant [Bella] (pdf)
    D261. Major Ann Gwiazdkowe podarunki
    Elizabeth Ann Scarborough Last Refuge
    Major Ann Dwa różne światy
    Major_Ann_ _Wroc_do_mnie
    Montgomery Lucy Maud Pat ze srebrnego gaju 02 Pani na srebrnym gaju
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • girl1.opx.pl