[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Jedyną nutkę fantazji wnosiło do tego światka różowe dwudziestopiętrowe cudo umocowane
na szczycie pagórka. Autokar, do którego wsiadłem, przejeżdżał akurat obok budynku, dzięki
czemu mogłem go sobie dokładnie obejrzeć. Wystrój zewnętrzny imitował dość udatnie
fasady aren hiszpańskich. Stanowił rodzaj drugiego kolistego muru usianego licznymi
dziurami. Co dwadzieścia metrów kolumna wygięta na kształt obręczy wznosiła się ku
szczytowi konstrukcji. Otwory wybite w tych wieżyczkach pozwalały na obserwację
jeżdżących wind. Przez szerokie arkady widać było spory dziedziniec obsadzony drzewami i
kwiatami. Wielka tablica podawała nazwiska i adresy przedsiębiorców, ogłaszając
równocześnie wszem i wobec: Wielka Panorama. 630 apartamentów 2- i 3-pokojowych z
widokiem na rzekę. Kredyty PIC, PAC i PAP do dyspozycji P.T. Klienteli .
Kierowca obwieścił przystanek Pyramide. Dalbois polecił mi tu wysiąść, obejść dokoła
biurowiec, a następnie skręcić w lewo, w kierunku wieży ciśnień. Mieszkał w miasteczku
doświadczalnym, niejako na szczeblu pośrednim między masowym budownictwem a
prywatnymi willami. Te komórki do wynajęcia były zbite w sześciany rozrzucone w
zaprogramowanym nieładzie. Zadzwoniłem do drzwi nr 73. Otworzył mi sam gospodarz.
Witaj, Cadin. Już myślałem, że nawalisz.
Dałem mu do zrozumienia, że czuję się dotknięty podobnym posądzeniem.
Przedstawił mnie pani Giseli zajętej przygotowaniem kolacji. Zamknęła piec
mikrofalowy z elektronicznym programatorem i odwróciła się do mnie składając ręce na
fartuchu.
Proszę mi wybaczyć, nie zdążyłam się nawet przebrać.
Dalbois oprowadził mnie po wszystkich zakamarkach mieszkania, po czym przeszliśmy
do salonu. Włączył telewizor starannie redukując dzwięk do zera.
Co z twoim śledztwem? Posuwa się naprzód?
Zreferowałem mu swoją wyprawę do Belgii i rozmowę z matką Bernarda Thiraud. Kiedy
wspomniałem o odbitce, którą zrobili dla mnie technicy belgijskiej TV, zaczął strzyc uszkiem.
Masz ją przy sobie?
Położyłem zdjęcie na stoliku między naczyniem z kostkami lodu a butelkami rozmaitych
trunków.
Zdumiewająca historia...
Jeszcze raz przyjrzał się z bliska odbitce.
...Twój CRS-owiec wygląda na autentycznego. Brak mu tylko odznak rozpoznawczych.
Zgodnie z regulaminem powinien nosić numer swojej kompanii i swojego rejonu. Nie
uważasz?
Owszem, w czasie normalnej służby, ale nie tamtego wieczoru. Regulamin został wtedy
zawieszony. Wszystkie jednostki używały broni z rezerwy specjalnej, z bronią zaczepną
włącznie. Całkiem możliwe, że siły porządkowe otrzymały rozkaz zakamuflowania oznak.
Szukasz guza, Cadin! Wpakowałeś się w paskudną historię! Już raz ci mówiłem, a teraz
powtarzam: rzuć to w diabły! Prowadz dalej śledztwo w Tuluzie. Powolutku, po cichutku.
Nikt nie będzie miał do ciebie pretensji. Skończy się na umorzeniu śledztwa i odłożeniu
sprawy ad acta. Stracisz coś na tym? Nic! Na pewno trafi ci się jakieś morderstwo, nie tak
śmierdzące, odbijesz się na nim. Napijemy się?
Dziękuję, alkohol mi szkodzi w taki upał.
No to chodzmy do stołu. Sam wybrałem menu na pamiątkę naszego galerniczego
żywota w Strasburgu.
Pani Gisela Dalbois, krygując się i wdzięcząc, wniosła kamionkowy półmisek, na którym
wznosiła się piramida kwaszonej kapusty na gorąco z białą kiełbasą. Postawiła go na stole
między dwiema butelkami Gewursttraminera.
Zmiało na wroga, Cadin! Ciach go pałaszem! Przekonasz się, że Gisela zna się na
kuchni. To jest właśnie kapusta po strasbursku ze świątecznym przybraniem. Gisela
przyrządza ją według klasycznego przepisu, na godzinę przed podaniem wlewa do garnka
kieliszek kirchu. No i co powiesz? Smakuje ci?
Przepyszne! Dzieło prawdziwego talentu! Gratuluję pani!
Uporaliśmy się wkrótce z kapustą po strasbursku podlewając ją obficie alzackim winem.
Po obiedzie Gisela ulokowała nas na tarasie, żebyśmy się mogli napić kawy na świeżym
powietrzu. Dalbois pochylił się ku mnie i szepnął z tajemniczą miną:
Czy wiesz, Cadin, że należymy do zdecydowanej mniejszości?
Nie wytrzymał jednak długo w roli spiskowca.
...Rano ośmiu Francuzów na dziesięciu pije czarną kawę. W porze obiadowej liczba
topnieje do czterech. Po południu zostaje ich dwóch, a po kolacji pozwala sobie na kawę tylko
JEDEN. Otóż cała nasza trójka jest tym jednym Francuzem!
Spojrzał na zegarek udając zdziwienie.
...Musimy się spieszyć. Twój ostatni pociąg odchodzi za dwadzieścia minut. Chętnie
zatrzymałbym cię na noc, ale obawiam się, że nie zmieścisz się w dziecinnym łóżeczku.
Nie paliłem się do noclegu u Dalboisa. %7łycie rodzinne, nawet w wykonaniu osób
trzecich, nigdy nie miało dla mnie uroku. Odprowadzili mnie na dworzec. Po drodze
wręczyłem Dalboisowi zdjęcie przywiezione z Belgii.
Słuchaj to naprawdę moja ostatnia prośba. Spróbuj się czegoś dowiedzieć o facecie.
Wiem, że niełatwo go będzie wytropić, choćby dlatego, że pewnie już dawno poszedł na
grzybki. Jeżeli nic nie znajdziesz, zastanowię się nad twoją radą.
Schował zdjęcie do wewnętrznej kieszeni marynarki. Pociąg wjechał na dworzec.
Usiadłem przy oknie i, nie zważając na wszystkie tabliczki ostrzegawcze świata, opuściłem
szybę i wychyliłem się na zewnątrz. Dalbois wspiął się na palcach i powiedział przyciszonym
głosem.
Nic ci nie obiecuję na mur. Daj mi trochę czasu. Ze trzy, cztery dni. Powinno
wystarczyć na odnalezienie śladu. Możesz mi wierzyć, ten CRS-owiec jest niebezpieczniejszy
niż laska dynamitu. Chciałbym jednak jak najszybciej mieć sprawę z głowy i zapomnieć o
jego paskudnej gębie. Jak się czegoś dowiem, zatelefonuję do Tuluzy. Ciao.
Pociąg był pusty. Dojechałem samotnie do stacji Vincennes , gdzie do wagonu
wkroczyła, obejmując go w posiadanie, banda podmiejskich łobuzów. Jakiś pryszczaty
dryblas zbliżył się do mnie. Rozwalił się na przeciwległym siedzeniu i położył nogi na mojej
ławce, trącając mnie niemal butami w udo. W odpowiedzi odchyliłem prawą połę marynarki,
żeby mógł zobaczyć kaburę pistoletu z wystającą czarną kolbą. Dwie nogi natychmiast
znalazły się na ziemi. Dryblas wstał wyraznie zdeprymowany. Usłyszałem jak powiedział do
kolesiów: To gliniarz, ma spluwę . Wysiedli na następnej stacji Nation . Odzyskałem
upragniony spokój.
* * *
Nie była to największa niespodzianka mojego życia, skądże znowu... Jednakże serce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]