[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie było nikogo. Ale za to ciężka żelazna furta była zamknięta.
 Poszedł  mruknął Teodor.
 I zamknął drzwi. . .
 No, tego się można było spodziewać.
 Co robimy?
 Musimy skorzystać z chwili odprężenia i próbować się wydostać drugim końcem
korytarza.
 Biegiem!  zakomenderował Kwass.  Tylko pośpiech może nas ocalić.
329
Rzucili się co sił w nogach naprzód w kierunku gwiazdzistego skrzyżowania kory-
tarzy, potykając się w ciemności o wyrwy w chodniku i wpadając jeden na drugiego.
Teodor zabronił zaświecić latarki.
Nagle poczuli, że uderzają o coś twardego.
 %7łelazne pręty!  krzyknął detektyw.
 Cicho, na miłość boską, wystrzelają nas!
Odruchowo przypadli do ziemi. Dookoła jednak panowała cisza. Teodor błysnął na
moment latarką. Zobaczył tylko żelazną kratę.
 Zamknęli nas  jęknął Kwass.
 Z dwóch stron.
 Jesteśmy w pułapce.
Teodor gorączkowo grzebał wśród pęku kluczy, przymierzając wybrane do zamka
żelaznej furty. %7ładen nie pasował.
 Tak myślałem  rzekł zrozpaczony detektyw  klucze od furtek korytarzowych,
czyli tak zwane klucze alarmowe, mają tylko strażnicy i dyżurny. Bosmann nie mógł
mieć tych kluczy.
330
 Nie ma co medytować  rzekł zimno Teodor  cofamy się na pozycję koło celi
Marka. Tam jest najbezpieczniej. To jedyna mądra rzecz, którą możemy w tej chwili
zrobić. Tu lada chwila może się zjawić Zezowaty albo dyżurny.
Bez słowa wycofali się w miejsce wskazane przez Teodora.
Wszyscy milczeli, ale ogarniało ich przerażenie i rozpacz. Byli odcięci na pięćdzie-
sięciu metrach chodnika, kilkanaście metrów pod ziemią. Lada moment przed nimi i za
nimi wróg może otworzyć ogień. Pozostanie im tylko cofnąć się do celi, gdzie wię-
ziono Marka, i bronić dostępu jedynym pistoletem. Lecz co będzie, jeśli bandyci użyją
granatów?
Detektyw Kwass ukrył twarz w dłoniach.
 Prowadziłem wiele spraw w moim życiu, lecz nigdy jeszcze nie byłem w takiej
kropce. I to wszystko dlatego, że jednemu synkowi zachciało się wagarować.
 Bardzo mi przykro  wykrztusił czerwony ze wstydu Marek  ja. . . ja nie
chciałem. . . ja nie wiedziałem. . . to. . . dlatego, że ja mam strasznego pecha. Przecież
tylu chłopców chodzi na wagary, a nikogo nie spotykają żadne straszne rzeczy, tylko
mnie musieli od razu porwać.
331
 Nie narzekaj, mój chłopcze, na pech  odrzekł smętnie detektyw Kwass.  Ty
przynajmniej nauczyłeś się tutaj odrabiać lekcje i na pewno będziesz miał odtąd same
piątki ze wszystkich przedmiotów, a ja stracę nie tylko moje dobre imię niezwyciężo-
nego detektywa, ale zapewne i głowę.
 Pan za to wytropił centralę największej i najniebezpieczniejszej szajki złodziej-
skiej w Warszawie. . .
Detektyw Kwass westchnął ciężko i potrząsnął głową.
 Niestety, mój chłopcze, tym razem większa część zasługi znajduje się po stro-
nie naszego przyjaciela Teodora i jego chłopaków. Lecz spójrz na niego. I on nieborak
ma niewyrazną minę. Bo cóż z tego, mój chłopcze, że zdemaskowaliśmy najniebez-
pieczniejszą szajkę złodziejską w naszej drogiej stolicy, kiedy zdaje się, że przyjdzie
nam to przypłacić gardłem. Nie. . . nie myśl, że żałuję siebie, jestem już dość stary, mój
chłopcze, i przeżyłem wystarczająco dużo chwały, by móc odejść z tego padołu z poczu-
ciem dobrze spełnionego obowiązku. %7łal mi natomiast naszego przyjaciela Teodora. To
straszne, że tak wspaniale uzdolniony, tak dzielny chłopiec, który mógłby być kontynu-
332
atorem mojego dzieła i dorównać mi kiedyś w sławie, będzie musiał zginąć w piętnastej
zaledwie wiośnie swego żywota.
Detektyw Kwass rozczulił się w tym miejscu i z jego srogich i nieustraszonych oczu
po raz pierwszy od niepamiętnych lat zaczęły spływać łzy.
Chłopcom zrobiło się bardzo nieswojo na widok płaczącego detektywa, już zaczęli
pociągać nosami i sięgać do kieszeni po chustki, jeszcze chwilka, a w lochach roz-
brzmiałby jeden powszechny płacz, gdyby nie Teodor.
 Poświećcie mi szybko tutaj  mruknął.
Pochlipując pod nosem, Nudys i Pikolo wydostali z kieszeni latarki i oświetlili Teo-
dora.
 Zwariowaliście!  rozzłościł się Teodor.  Zwiećcie na mur.
Na klęczkach zaczął oglądać ściany.
 Pan widział to miejsce, panie Hippollicie?  zwrócił się do detektywa pokazując
mu kawał otynkowanej ściany.
333
Detektyw przestał szlochać, otarł oczy wielką kraciastą chusteczką, przeczyścił so-
bie przy sposobności nos, wyjął z kieszeni spodni wielki detektywistyczny reflektor
podręczny i skierował snop światła w ścianę.
 Istotnie, mój chłopcze. Istotnie. . . Masz rację. . . zastanawiające.
Marek Piegus i pozostali chłopcy patrzyli na detektywa i Teodora ze zdziwieniem.
Nie rozumieli, co ciekawego mogli oni zobaczyć na ścianie. Zciana jak ściana. Pusta,
biała, pokryta surowym, nie wygładzonym tynkiem.
Tymczasem detektyw Kwass wyjął z kieszeni nóż, który odebrał Chryzostomowi
Cherlawemu, i zaczął gwałtownie zdrapywać tynk ze ściany.
 Doskonale, mój chłopcze. . . doskonale. . .  sapał ocierając czoło  tak, masz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    66. Przygody Hana Solo IV Mroczne Gry
    00000013 Leśmian Przygody Sindbada Żeglarza
    Edmund Niziurski SiĂłdme wtajemniczenie
    P90X Classic Lean Doubles
    Moretti 2 Taming the Playboy
    Alexander, Lloyd Chronicles of Prydain 01 The Book of Three
    Swiadkowie_Jehowy_od_wewnatrz
    Higgins Clark_WhereAreYouNow
    Douglas Lindsay [Barney Thomson] The Wormwood Code (retail) (pdf)
    C 2005 Wprowadzenie
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • ramtopy.keep.pl