[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Miraklesa, ale istotą ze świata rzeczywistego. Zatrzymamy się wkrótce na placu publicznym przed
zamkiem królewny Chryzeidy i tam wobec całej ludności ogłoszę wieść radosną.
Plac, o którym mówił młodzieniec, znajdował się tuż w pobliżu. Przystanęliśmy obok zamku Chryzeidy,
gdzie piętrzyła się wysoka dzwonnica. Młodzieniec pochwycił oburącz sznur od dzwonu i targając nim
usilnie, zadzwonił, aby zwołać ludność grodu.
Plac natychmiast napełnił się tłumem błękitno ubranych postaci 2 królewną Chryzeidą na czele.
Dzwon zamilkł. Wówczas wśród ciszy usłyszałem szmer śpiewny, który dobywał się z ust obecnych.
Usta te nieustannie i nieprzerwalnie szeptały:
- Smutno nam!... Tęskno nam!... Dziwno nam!... Młodzieniec głosem donośnym zawołał:
- Cieszcie się i weselcie, i radujcie, albowiem wpośród nas znajduje się człowiek, który ma w zanadrzu
kwiat płomienny, kwiat ocknienia! Człowiek ten przyszedł tu w tym celu, aby zbudzić króla Miraklesa i
obdarzyć nas możnością rozwiania się i zniknięcia z powierzchni tej ziemi, jak to czynią sny innych
ludzi.
- Niech przemówi do nas! - zawołały tłumy. - Nie mogąc ujrzeć jego postaci pragniemy posłyszeć jego
głos! Niech powie nam, jak mu na imię?
- Nazywam się Sindbad! - zawołałem. - Kwiat ocknienia żarzy mi się na piersi, w zanadrzu. Namyślam
się jednak nad tym, czy mam tym kwiatem dotknąć śpiącego króla i obudzić go z cudownego snu!
Jesteście zbyt piękni, abym chciał przyczynić się do waszego zniknięcia!
- Smutno nam!... Tęskno nam!... Dziwno nam!... - szeptał boleśnie tłum wyśnionych istot. Szept tłumu
wzruszył mię do głębi serca.
- Ludzie zaklęci, ludzie wyśnieni! - zawołałem znowu. - Chętnie spełnię wasze odwieczne życzenie, o ile
potwierdzi je piękna królewna Chryzeidą. Czy słyszycie mnie?
- Słyszymy!.... Słyszymy!... Słyszymy!... - zaszeptał tłum. Królewna Chryzeidą wyciągnęła dłonie w
stronę mego głosu:
- Sindbadzie - rzekła - uczyń to, o co cię błaga ludność tego grodu. Jesteśmy zbyt zmęczeni długim
snem króla Miraklesa i naszą ślepotą na wszelką rzeczywistość. Pragniemy zniknąć i rozwiać się, i
przestać śnić się naszemu królowi! Nie widzę ciebie, Sindbadzie, lecz słyszę głos twój śpiewny i kocham
cię za śpiewność twego głosu. Chętnie bym poślubiła ciebie, niewidzialnego, lecz spieszno mi do
rozwiania się w nic i do zniknięcia, i do spoczynku!
- Spieszno nam!... Spieszno nam!... Spieszno nam!... - szeptały tłumy.
Stałem oczarowany pięknością królewny Chryzeidy. Zbliżyłem się do niej, ująłem ją za rękę i rzekłem:
- Opamiętaj się, piękna królewno! Czemuż chcesz pozbyć się swego trwania na ziemi? O, pozwól
królowi Miraklesowi, aby śnił nadal swój cudny sen!
- Poniechaj swych próśb, niewidzialny cudzoziemcze! - odrzekła królewna. - Spełnij życzenie moje i
mego narodu. Idz za mną na brzeg morza, gdzie śpi od wieków król Mirakles, i dotknij go kwiatem
płomiennym!
Królewna zwiewnym krokiem pobiegła naprzód, wlokąc mię za rękę, której nie wypuszczała ze swej
dłoni. Tłum falując błękitnymi szatami sunął w ślad za nią i za mną.
Dotarliśmy do północnego brzegu wyspy. Na brzegu owym leżał pogrążony we śnie król Mirakles. Był
tak olbrzymi, że robił wrażenie żywego wzgórza, które przez sen poruszało się z lekka od westchnień.
Tłumy przezeń wyśnione wzdychały, gdy wzdychał - przecierały oczy, gdy on je dłonią przecierał -
płakały, gdy on przez sen płakał.
- Wyjmij kwiat z zanadrza! - rzekła królewna. Wyjąłem kwiat, który płomieni! się na swej łodydze.
- Zbliż się do króla! - rzekła znowu królewna.
- Zbudz go!... Zbudz go!... Zbudz go!... - zawołały tłumy.
- Królewno! - zawołałem. - Pomyśl, co cię czeka! Przestaniesz istnieć i już cię nigdy nie będzie! Kocham
cię i chcę cię poślubić! Wprowadzę cię do świata rzeczywistego, do rzeczywistych pałaców, do
prawdziwych ogrodów, gdzie kwitną prawdziwe kwiaty i śpiewają prawdziwe ptaki!
- Oczy moje są ślepe na wszelką rzeczywistość - odparła królewna - nie zobaczę tych cudów, które mi
obiecujesz. Czyż nie rozumiesz, co to za męka - płakać w chwili, gdy król Mirakles przez sen płacze, i
wzdychać, gdy on wzdycha, i uśmiechać się, gdy on się na widok swych zmór uśmiecha! O pozwól nam
rozwiać się i zniknąć, i przestać być snem tego króla!
- Zbudz go!... Zbudz go!... Zbudz go!... - zaszeptały znowu tłumy.
W tej chwili właśnie król Mirakles przez sen zapłakał. Gromadny płacz wstrząsnął całym tłumem i
zwiewnym ciałem królewny. Nigdy nie słyszałem takiego płaczu! Dopiero teraz pojąłem całą rozpacz i
mękę tych istot dziwacznych. Postanowiłem raz na zawsze przerwać ten płacz i tę mękę. Zbliżyłem się
do olbrzymiego króla i uderzyłem go w twarz płomiennym kwiatem, który znikł w tej chwili z mej dłoni.
Jednocześnie królewna Chryzeida i tłumy, i cały gród zaklęty - rozwiały się w nic i znikły z oblicza ziemi.
Król Mirakles poruszył się, przetarł oczy i powstał na nogi. Był tak olbrzymi i wysoki, że nie zauważył
nawet mojej obecności.
- Jakże długo spałem! - rzekł sam do siebie. - Znił mi się jakiś sen błękitny, lecz kędy się podział ów
sen? Gdzie jest królewna Chryzeida? Gdzie są pałace błękitne? Wszystko znikło bez śladu!
Pośpiesznie oddaliłem się od ocknionego olbrzyma, gdyż właśnie spostrzegłem okręt, który płynął tuż
koło brzegu. Dałem znak dłonią i okręt zatrzymał się natychmiast.
Wbiegłem szybko na pokład i poradziłem kapitanowi, aby niezwłocznie odbił od brzegu, bałem się
bowiem olbrzymiego króla. Odpłynęliśmy już dość daleko, gdym posłyszał nagle głos króla Miraklesa,
który znowu mówił sam do siebie:
- Położę się na brzegu swej wyspy i zasnę innym snem. Po śnie błękitnym chcę mieć sen purpurowy!
Król Mirakles ziewnął i znowu położył się na brzegu wyspy. Zapewne zasnął natychmiast, gdyż z
pokładu okrętu i ja, i kapitan, i marynarze ujrzeliśmy nagle, że na wyspie powstaje kolejno i stopniowo
[ Pobierz całość w formacie PDF ]