[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tylko kurczaki, czy może masz na farmie jeszcze inne
medalowe zwierzęta?
Rusty, miotając złe spojrzenia, wyszła z pokoju.
- Trent - Harvey zacierał ręce - zimno mi.
- Ureguluję termostat. - Trent wstał z krzesła.
- Trent, zimno mi. - Harvey uniósł brwi i ruchem głowy
pokazał kominek. - Z pewnością paniom też jest zimno.
Kominek zionął pustką.
- W takim razie trzeba rozpalić ogień - rzekł Trent z
udaną skwapliwością, a Harvey podziękował uszczęśliwionym
uśmiechem.
- Wspaniale - przyjęła z radością tę decyzję Agnes. Trent
wszedł do kuchni, akurat gdy Rusty uderzała pięścią w
ekspres do kawy.
- Co ty robisz? Odwróciła się gwałtownie, wyraznie
zmieszana.
- Usiłowałam wydobyć trochę kawy z tej maszyny.
- Masz nauczkę, bo nie uważałaś na lekcji. Poprawił
położenie koszyczka na kawę, nacisnął guzik i w jednej chwili
syk oznajmił dopływ wrzątku.
- Dzięki - powiedziała. - Dokąd idziesz?
- Narąbać trochę drewna. Harvey uważa, że mogłaś
zmarznąć.
Na jej twarzy pojawił się uśmiech zachwytu.
- O, tak. - Przytupując nogami, zacierała ręce. - Brrr...
Zmarzłam. Ale nie jesteś zły, prawda? To męska praca,
według twoich zasad. Pamiętasz? Mężczyzna zaopatruje,
kobieta prowadzi dom. - Uśmiechnęła się z wyraznym
zadowoleniem.
- A tak, rzeczywiście. - Zatrzymał się z dłonią na klamce.
- Zapewniam cię, że jak skończę rąbać drewno, będę miał
apetyt na coś naprawdę odżywczego... i oczekuję czegoś
więcej niż przypalone ciasteczka.
Zanim wyszedł z domu, z satysfakcją dostrzegł, że
uśmiech zadowolenia zniknął z twarzy Rusty.
ROZDZIAA 4
- Rusty, obudz się. Otworzyła oczy i w szarym świetle
świtu zobaczyła stojącą koło łóżka babcię.
- O co chodzi?
- Musisz się pospieszyć i iść do kuchni. Rusty starała się
dobudzić.
- Pachniesz boczkiem.
- Trochę się nadymiło.
- Ale nic nie spaliło? Babcia pokręciła przecząco głową.
- Nic ważnego.
- Wobec tego śpię dalej. - Rusty położyła się z powrotem.
- Nie, musisz się ubrać. - Agnes szperała w stosie ubrań,
leżących na krześle. - Nie ma wiele czasu.
- Wynosimy się stąd? Po kryjomu? - Rusty odrzuciła
przykrycie. Dzień jednak zapowiadał się obiecująco.
- To nie może być twój szlafrok. - Agnes trzymała w ręce
welurowy łaszek, powycierany na łokciach.
- Obiecuję, że nie włożę go w samolocie. - Rusty już
wiązała pasek swego ulubionego stroju.
- Nie wyjeżdżamy. Chcę, żebyś się ładnie ubrała. Masz ze
sobą coś czerwonego?
- Czerwonego? - spytała zdumiona.
- Tak. - Agnes odgarnęła wnuczce grzywkę z czoła i
przyjrzała się jej uważnie. - Pasowałoby do twych
zaczerwienionych oczu.
- Jeżeli pozwolisz mi jeszcze pospać, zaczerwienienie
minie.
Agnes nie okazała współczucia.
- Gdybyś wczoraj wieczorem poszła wcześniej do łóżka,
nie byłabyś teraz taka śpiąca.
- Musiałam popracować, a przecież wyszłyśmy z kuchni
dopiero około wpół do jedenastej. Co cię podkusiło, żeby
zaproponować im przekąski przed snem?
- Tyle przynajmniej należało się drogiemu Trentowi za
porąbanie stosu drewna.
Drogi Trent ledwo się ruszał po przywleczeniu do domu
tylu polan. Rusty się uśmiechnęła. Prawie zapomniała, jak ją
samą bolały plecy od długiego stania. Jak to się dzieje, że
babcia potrafi funkcjonować już bladym świtem?
Agnes popchnęła wnuczkę w kierunku łazienki.
- Zrób makijaż i biegiem do kuchni. Zniadanie prawie
gotowe.
- Zrobiłaś śniadanie? - Myśl o śniadaniu o tak wczesnej
porze napawała ją niesmakiem.
- Tutaj, na wsi, mężczyzni jadają wcześnie i często -
oznajmiła Agnes.
- Pomogłabym ci - powiedziała Rusty z wymówką. Albo
próbowałaby babcię przekonać, żeby poczekały choć z
godzinę.
- Teraz to nie ma znaczenia. Pospiesz się, bo wszystko
zepsujesz. - Agnes jeszcze raz ją szturchnęła.
To myśl o filiżance kawy spowodowała, że Rusty,
włożywszy dżinsy i luzny sweter, powlokła się do kuchni.
- Nie mogłabyś umalować trochę ust? A, wszystko jedno.
Trent pewnie woli styl zdrowej, wiejskiej dziewczyny.
Rusty zrobiła półobrót.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]