[ Pobierz całość w formacie PDF ]
na słonice. - Niektóre są nawet całkiem wyrośnięte.
Ledwo drzwi przyczepy zatrzasnęły się za gośćmi, Pete chwycił
Talę w ramiona i uniósł wysoko nad ziemią.
- Nie wiem, co bym zrobił, gdyby im się coś stało!
- Ale nic się nie stało, i to dzięki twoim dziewczętom. Zrobiły to
dla ciebie, bo cię kochają.
Pete zza jej ramienia zerknął na swoją trzódkę.
- Chyba nareszcie mnie zaakceptowały, i to w znacznej mierze
dzięki tobie. Dzięki tobie i dzięki twoim dzieciom. Vertie też chyba
mnie polubiła, a nawet Irene jakby zaczęła mnie tolerować. Dzięki
tobie kocham i chyba jest we mnie dość uczucia, żeby nim obdarować
innych ludzi. Ty nauczyłaś mnie kochać świat. - Pocałował ją czule, a
potem postawił na ziemi, nie wypuszczając z objęć. - A teraz muszę ci
coś wyznać, zanim się do reszty speszę.
- No, słucham...
- Wiesz, ja nie mam pojęcia o tym, jak postępować z dziećmi.
- Twój goryl też nie wiedział, i jakoś się nauczył - przypomniała
mu.
Pete skrzywił się.
- Niby tak, ale ja mam więcej lat niż Millie i jestem facetem. Ale
gdyby tak się udało przekonać twoje dzieci, że nie jestem groznym
potworem i nie zjem ich na śniadanie, a przy okazji szepnąć Irene, że
postaram się zapewnić ci godziwe życie, to... czy byś wtedy za mnie
wyszła? Tala szeroko otworzyła oczy.
- Mówisz poważnie? I wiesz, co mówisz?
- Chyba tak. Kiedy zrozumiałem, że Rachel i Cody wpadli w
łapy Oxleya, przeraziłem się tak samo jak wtedy, kiedy zobaczyłem
tego lamparta za twoimi plecami. Nigdy nie będę ich ojcem, ale
bardzo bym chciał być częścią ich życia. I twojego, jeśli się na to
zgodzisz.
Tala zarzuciła mu ręce na szyję.
- Zgadzam się! Tak! Tak! Tak!
Całował ją bardzo długo, a potem odsunął się od niej.
- Musimy do nich iść. Furda czekolada, ale przecież mieliśmy z
tatą zapolować na tygrysy!
Rozdział 19
Tydzień pózniej szeryf Craig zasiadł przy stole Irene w saloniku
rodowej rezydencji Newsome'ów.
- Jestem państwu winien kilka słów wyjaśnienia - oznajmił,
nakładając sobie na talerzyk drugi kawałek słynnego cytrynowego
ciasta Lucindy. - Dotyczą one okoliczności, w jakich zginął Adam.
Vertie, Irene i Tala usiadły naprzeciwko i zawisły wzrokiem na
jego ustach. Pete położył ramię na oparciu krzesła Tali.
- Oxley stanie przed sądem - mówił dalej szeryf - oskarżony o
zabójstwo drugiego stopnia. Jego adwokaci uprzedzili go, że żaden
sąd w Ameryce go nie uniewinni, jeśli wypłynie sprawa tych
nieszczęsnych polowań, które organizował.
Irene poruszyła się na krześle.
- Ma bardzo zdolnych adwokatów - powiedziała z sarkazmem w
głosie.
- Oxley przysięga, że zastrzelił Adama przypadkowo, ale
wszystkie okoliczności sprawy i zeznania Billy'ego Joe pozwolą na
oskarżenie go o morderstwo z premedytacją. Wszystko wskazuje na
to, że Oxley spędzi w więzieniu około dwudziestu lat.
Tala ujęła dłoń Irene. Bardzo chciała, by szeryf skończył swoją
opowieść przed powrotem dzieci ze szkoły. Rachel i Cody nie
powinny słyszeć wszystkich szczegółów dotyczących śmierci ojca.
Sama im powie to, co uzna za stosowne.
Craig sięgnął po filiżankę z herbatą.
- Do tego dojdzie jeszcze kłusownictwo, posiadanie broni bez
zezwolenia, porwanie, bezpośrednie zagrożenie życia dzieci... Jest
tego tyle, że nie mam czasu ani siły przytaczać tu wszystkiego.
- Ale dlaczego? Po co on to wszystko robił? - zapytała Vertie. - O
ile wiem, jest bardzo bogaty. Jego dziadek i ojciec mieli mnóstwo
pieniędzy, przynajmniej raz w roku jezdzili na safari do Afryki.
Szeryf zmrużył oko.
- Przez co uszczuplili nieco rodzinny majątek i Oxley
odziedziczył mniej, niż się spodziewał. Odziedziczył natomiast
wspaniałą oryginalną strzelbę, z którą jego dziadek polował w Afryce
na grubego zwierza, na słonie i nosorożce... Oxley też miał ochotę
zapolować na coś większego, ale przy okazji chciał zarobić i nie miał
ochoty fatygować się w tym celu aż do Afryki. Postanowił sobie
dobrać kilku kompanów o podobnych potrzebach i tak właśnie
powstało Międzystanowe Safari. Oxley zapewniał klientom trofeum
myśliwskie za jedyne dwadzieścia tysięcy dolarów.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]