[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA 8
TAJEMNICA SALI KONGRESOWEJ
Godzinę pózniej pałaszowali big burgery, popijając coca-colę.
- Szkoda, że obsługa nie chciała nas wpuścić do Sali Kongresowej - Jupe nabrał
na widelec sałatkę z kapusty. Przyglądał jej się z lekkim niedowierzaniem.
- Sprawdziłem plan sali koncertowej - Bob miał czerwone uszy. Pewnie z zimna.
- Wisiał w holu. Jeśli dostaniemy wejściówki, jeśli ubraniem niezbyt będziemy się
różnić od członków zespołu i jeśli cały czas będziemy głośno gadać po angielsku, to...
Jupiter przestał męczyć kapustę. Nie smakowała mu.
- To ochrona pomyśli, że jesteśmy częścią zespołu, tak?
- Właśnie.
Wrócili na Pragę w nieco lepszych nastrojach. Trochę się jednak pogubili wśród
podwórek. Zaniedbane kamienice na Białostockiej wyraznie kontrastowały z
odnowionymi domami obok i blokami z wielkiej płyty naprzeciwko. Ale w końcu
trafili. Ciotka Urszula, zaniepokojona, krążyła od okna do okna.
- Dobrze, że jesteście zdrowi i cali!
Monika wycierała mokre ręce, stojąc w drzwiach kuchni.
- Ależ, mamo! Nic im nie grozi. W biały dzień?
Chłopcy zostali zapędzeni do nakrytego stołu. Pomimo zjedzonych
hamburgerów wciąż mieli wilczy apetyt.
- Jak było? - Monika nakładała pieczone kartofle.
Jupiter wciągnął nosem zapach duszonej wołowiny.
- Całkiem dobrze. Załatwiliśmy prawie wszystko z waszym LOT-em.
Wymieniliśmy pieniądze i kupiliśmy ciepłą czapkę dla Boba. Marznie biedaczek. A
Crenshaw poznał Agatę.
Monika lekko uniosła brwi.
- Kto to?
Pete posłał jej rozbrajający uśmiech.
- Okularnica z LOT-u. Ma chłopaka pracującego w hotelu. Znajomość pierwsza
klasa.
Monika uśmiechnęła się. Miała drobne, białe zęby, jak u myszki.
- Jutro już nie idę do szkoły - powiedziała. - Wakacje aż do Zwiąt Bożego
Narodzenia. Zostaniecie na Zwięta? Będzie choinka, prezenty. Tato obiecał, że was
zabierze na prawdziwy kulig, jeśli tylko dopisze śnieg.
- Co to: kulig? - zainteresował się Pete.
- Noc, śnieg, sanie zaprzężone w konie i sztuczne ognie!
Bob potrząsnął głową. Sama myśl o wywrotce w głęboki zimny śnieg wcale mu
się nie uśmiechała.
- Obiecaliśmy rodzicom, że wrócimy do Rocky Beach. Do domu. My też mamy
choinkę, prezenty, ciepłe morze i drzewka cytrynowe. Jest inaczej...
Monika spuściła głowę.
Wieczorem zebrali się na naradę. Mały pokój pokryły papiery, plany miasta i
przeróżne grafiki. Monika przyniosła ciasto i filiżanki z herbatą malinową.
- Podsumujmy całość - zaproponował Jupiter.
Pete wyciągnął się na wersalce. Jego długie nogi w grubych skarpetach
wystawały na zewnątrz.
- Dobrze. Patrycja zjeżdża jutro z ekipą i biżuterią w przenośnym sejfie.
Bob lubił konkrety.
- Skąd wiesz, że wozi sejf? Raczej wynajmie go w hotelu.
Jupiter niecierpliwie zamachał dłońmi.
- To nie są, chwilowo, ważne szczegóły. Chodzi o to, jak przyjrzeć się
naszyjnikowi z bliska!
- W tym może nam pomóc wmieszanie się w ekipę techniczną albo hotelowy
detektyw, czyli chłopak Agaty.
- I co to da? - zdziwiła się Monika. - %7ładen z was nie ma najmniejszej szansy, by
wziąć naszyjnik do ręki. Jak więc sprawdzicie znaki wyryte na zameczku?
Jupiter zamyślił się skubiąc wargę.
- Pierwsze prawo detektywa brzmi: niczego nie można z góry przewidzieć. Jeśli
dostaniemy się w pobliże Patrycji, wszystko jest prawdopodobne.
- Czy ona wie o skarbie? O znakach? Układzie pereł?
- Dobre pytanie! - powiedział Pete. - Tego nie wiemy. Ale sądzimy, że tak.
Wskazuje na to kolekcja zdjęć poprzednich właścicielek naszyjnika i karteczka z
tajemniczymi cyframi.
- Wiecie, co oznaczają?
Bob wzruszył ramionami.
- Jeszcze nie. Ale się dowiemy.
- Sądzę, że mają związek z perłami - Jupiter połykał ciasto - dlatego muszę je
zobaczyć na własne oczy! Policzyć czarne, policzyć białe...
Bob znów szeleścił papierami.
- Kiedy wy zmagaliście się z portierami w Sali Kongresowej, ja odpisałem z
afisza skład zespołu Patrycji. Wiecie, kto jest wśród muzyków?
Jupiter zmrużył oczy.
- No, kto?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]