[ Pobierz całość w formacie PDF ]
za życiem, George. Samo życie to wielki hazard z bardzo małą szansą wygranej.
Nie można próbować żyć bezpiecznie, nie ma czegoś takiego jak bezpieczeństwo!
A więc wysuń głowę ze skorupy i żyj pełnią życia! Liczy się nie jak, ale dokąd
dojdziesz. Obawiasz się pogodzić z faktem, że jesteśmy tu zaangażowani w na-
prawdę wielki eksperyment, ty i ja. Jesteśmy bliscy odkrycia i opanowania, dla
dobra całej ludzkości, całej nowej siły, całego nowego pola energii antyentropicz-
nej, sił życia, woli działania, czynienia, zmieniania!
Wszystko to prawda. Ale istnieje. . .
Co takiego, George? Był teraz ojcowski i cierpliwy, a Orr zmusił się do
kontynuowania, wiedząc, że na nic się to nie zda:
Jesteśmy w świecie, a nie przeciwko niemu. Nie można usiłować trzymać
się na zewnątrz i rządzić biegiem rzeczy w taki sposób. To po prostu się nie da, to
sprzeciwianie się biegowi życia. Istnieje droga, ale trzeba nią pójść. Zwiat istnieje
bez względu na nasze wyobrażenia, jaki powinien być. Trzeba iść razem z nim.
Trzeba zostawić go takim, jaki jest.
Haber przeszedł się po pokoju, zatrzymując się przed ogromnym oknem, któ-
rego framuga obejmowała widok na północ spokojnego i nie wybuchającego stoż-
ka góry Zwiętej Heleny. Pokiwał głową.
Rozumiem powiedział nie odwracając się do Orra. Całkowicie rozu-
miem. Ale pozwól, George, że powiem to trochę inaczej, i może zrozumiesz, o co
mi chodzi. Jesteś sam w dżungli, w Mato Grosso, i znajdujesz leżącą na ścież-
104
ce Indiankę umierającą od ukąszenia węża. Masz surowicę, mnóstwo surowicy
wystarczającej do wyleczenia tysięcy ukąszeń. Czy nie stosujesz jej, bo jest jak
jest , czy zostawisz ją, jaką jest ?
To by zależało odpowiedział Orr.
Od czego?
No. . . Nie wiem. Jeśli reinkarnacja jest faktem, to nie dopuściłoby się jej do
lepszego życia, skazując na nędzną egzystencję. Może po wyleczeniu pójdzie do
domu i zamorduje sześciu mieszkańców wioski. Wiem, że pan dałby jej surowicę,
bo ją pan ma i żal panu tej kobiety. Ale nie wie pan, czy taki czyn jest dobry czy
zły, czy może jednocześnie i dobry, i zły. . .
Dobrze! Racja! Wiem, jak działa surowica przeciw jadowi węża, ale nie
wiem, co czynię dobrze, chętnie kupię to na takich warunkach. Ale powiedz,
jaka w tym różnica? Przyznaję bez bicia, że w osiemdziesięciu pięciu procentach
nie wiem, co, do diabła, robię z tym twoim cholernym mózgiem, i ty tego też nie
wiesz, ale coś robimy, no więc może wezmiemy się do roboty? Jego męski,
jowialny zapał był przytłaczający. Roześmiał się, a Orr przywołał na usta słaby
uśmiech.
Jednak podczas przymocowywania elektrod zrobił ostatni wysiłek porozumie-
nia się z Haberem.
Po drodze widziałem Aresztowanie Obywatela w celu eutanazji powie-
dział.
Za co?
Eugenika. Rak.
Haber skinął głową, zaniepokojony.
Nic dziwnego, że jesteś przygnębiony. Nie zaakceptowałeś jeszcze w peł-
ni zastosowania kontrolowanej przemocy dla dobra społeczności i może nigdy
nie będziesz w stanie tego zrobić. Mamy tu do czynienia z twardym światem,
George. Realistycznym. Tak jak mówiłem, życie nie może być bezpieczne. To
społeczeństwo jest twarde i z każdym rokiem robi się coraz twardsze. Przyszłość
to usprawiedliwi. Potrzebujemy zdrowia. Nie mamy po prostu miejsca na nieule-
czalnie chorych, na nosicieli uszkodzonych genów, od których wyrodnieje cały
gatunek. Nie mamy miejsca na zmarnowane, bezużyteczne cierpienie. Mówił
z mniejszym entuzjazmem niż zwykle. Orr zastanawiał się, jak bardzo podoba się
Haberowi ten świat, który niewątpliwie stworzył. Posiedz tak, jak siedzisz. Nie
chcę, żebyś zasnął z przyzwyczajenia. Dobrze, wspaniale. Możesz się znudzić.
Chcę, żebyś po prostu przez chwilę posiedział. Nie zamykaj oczu, myśl, o czym
tylko chcesz. Pobawię się trochę z bebechami Maleństwa. No to zaczynamy.
Nacisnął biały guzik z napisem START na ściennej tablicy kontrolnej z prawej
strony Wzmacniacza, u szczytu kozetki.
Przechodzący Obcy potrącił lekko Orra w tłumie na promenadzie. Uniósł lewy
łokieć, aby przeprosić i Orr wymamrotał:
105
Przepraszam. Obcy zatrzymał się, prawie zagradzając mu drogę. Orr też
stanął, zaskoczony. Był pod wrażeniem trzymetrowej, zielonkawej, opancerzonej
niewzruszoności. Obcy sprawiał groteskowe wrażenie, zbliżając się do granicy
śmieszności jak żółw morski, ale jednocześnie tak jak żółw morski miał w so-
bie dziwne, ogromne piękno, piękno pogodniejsze od jakiegokolwiek mieszkańca
blasku słonecznego, jakiejkolwiek istoty stąpającej po ziemi.
Z ciągle uniesionego lewego łokciami wydobył się bezbarwny głos:
Jor Jor.
Po chwili Orr rozpoznał w tej barsoomskiej dwusylabie własne nazwisko i od-
powiedział z pewnym skrępowaniem:
Tak, jestem Orr.
Proszę, wybacz uzasadnione przeszkodzenie. Jesteś istotą ludzką zdolną do
iahklu, co zauważono poprzednio. To trapi osobę.
Ja nie. . . chyba. . .
My też jesteśmy różnie zaniepokojeni. Pojęcia krzyżują się we mgle. Per-
cepcja jest utrudniona. Wulkany wydzielają ogień. Oferuje się pomoc: odmownie.
Surowica przeciw ukąszeniu węży nie jest przepisana wszystkim. Przed kierowa-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]