[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnóstwo ziemi oddał pod owce. to i młody Tom zajął się morzem.
- Jak mu się wiedzie?
Róża poczerwieniała, ale Woolf czekał na odpowiedz.
- Nasz Tom lubi wypić - powiedziała. - Ma kompanię, pan rozumie.
Kiedy już Woolf pożegnał Różę chwaląc urodę dzieci i wino, zza domu wychynął Asada.
- Strzecha wymaga wymiany, krowa nie ma mleka. Tylko ogród zdrowy, chwastów nie
widać - oznajmił kręcąc głową.
- A jej brat zadaje się z miejscowymi przemytnikami dodał Woolf.
Kiedy zajęli miejsca w dwukółce i wydostali się na polną drogę, zwrócił się do Taryn:
- Wyglądasz, jakbyś miała wybuchnąć, moja mała. Zacznij mówić, zanim trafi cię
apopleksja.
Nie potrzebowała specjalnej zachęty.
- Jak mogłeś przyjąć poczęstunek? Ledwie starcza jej dla dzieci, a my mogliśmy się bez
tego obyć. I to wypytywanie! Czy wyobrażasz sobie, jak ona się czuła?
- Chciała rozmawiać, Taryn, a uprzejmość i duma kazały jej nakarmić nas. Daj pokój.
- W ten sposób mnie przepraszasz?.
- Nie przepraszam, tłumaczę - powiedział spokojnie, - Gdzie teraz? _ Na fermę świń, do
Solly'ego - burknęła. - Jeśli chcesz, możesz którąś pocałować.
Uśmiechnął się do niej, ale bez czułości, pobłażliwie. Ona zaś przez dalszą drogę
zastanawiała się, jak by tu zranić tego pozbawionego uczuć, nieznośnego człowieka.
Woń świń powitała ich na długo, zanim zobaczyli rozpadający się budynek, wokół
którego rozlokowane były zagrody; byle jak łatane płoty z trudem grodziły zwierzętom drogę
do wolności. Solly podszedł do drzwi zagniewany, jednak kiedy ujrzał Woolfa, jego długa twarz
rozpogodziła się.
- Lord Kingsford! - ryknął. - Uczynił mnie pan szczęśliwym człowiekiem i o pół kwarty
bogatszym, bo jakem zobaczył pana na stypie, stawiałem w Gęsi" zakłady, że się pan tu we
wszystkim dobrze rozezna. - Zdarł z głowy starą, sukienną czapkę i walił nią po nodze, nieomal
tańcząc z radości. - Proszę za mną - nalegał. Taryn skuliła się na swym siedzeniu ze wstrętem,
Woolf zaś ze śmiechem przyjął zaproszenie.
Chociaż bardzo chciała, nie mogła zatykać nosa chusteczką, bo zachowałaby się gorzej
niż Woolf u Róży. Za wieprzowinę, którą Kucharcia tu zamawiała, pieniądze wysyłała zawsze
przez chłopca stajennego. Solly uprawiał i kopcił własny tytoń, w który zaopatrywał całą
wioskę. Jęknęła głośno.
- Przestań, Taryn - poradził cicho Woolf. - W Indiach wąchałem gorsze zapachy i to na
głównych ulicach. Tam czczą krowy, że przeklęte bestie włóczą się po całym kraju,
wypróżniając się gdzie im przyjdzie ochotą. - Skinęła odważnie głowa wchodząc na
zachwaszczone podwórko. Oddychała tak płytko, że nie mogła mówić.
- Powinnaś była odwiedzić Portugalię kilka dni po bitwie..' Piekło, przy którym
przedmieścia Londynu pachną niby samo niebo - mówił uśmiechając się na widok jej
przerażonej miny.
Barbarzyńca, myślała Taryn, przesuwając dłonią po nosie, jakby chciała zetrzeć z twarzy
ów narząd dokuczliwego teraz zmysłu. Wystarczy posłuchać jego słów. O jakich to niegodnych
rzeczach opowiada damie! Mimo to szła za nim, nie chcąc dawać mu powodów do krytyki.
- Mam winko agrestowe własnej roboty i brandy z importu bez cła, lordzie Kingsford -
zaproponował Solly. Panienka Taryn z pewnością woli wino, ale co pan powie na kieliszek
brandy?
Woolf zgodził się nie pytając Taryn. Popijała wino z zadowoleniem, jako że zapachy stały
się mniej dokuczliwe.
Woolf wypytywał Solly'ego o kondycje farmy, a Taryn czuła się jeszcze bardziej
niezręcznie niż u Róży. Solly nigdy nie rozmawiał z nią o swoich kłopotach i teraz miała
wrażenie, że wysłuchując opowieści o tak intymnych detalach, popełnia nietakt wobec
gospodarza.
- Radzę sobie - mówił Solly. pocierając brudną ręką kilkudniowy zarost. - Zwinie
chorują, musimy je izolować, ale panna Taryn zawsze na czas przysyła nam zapłatę. Moja
nieboszczka żona była aniołem, tak jak panienka Taryn. Teraz żyję sam, niewiele mi trzeba -
Oparł się o ścianę; siedział na ławce, brudną kanapę odstąpił gościom.
- Dzięki za odwiedziny, panno Taryn - powiedział szelmowsko; w jego oczach zabłysła
przekora. - Słyszałem, że panicz Giles zwiózł do domu całą kompanię z miasta.
- Tak - odrzekła, uświadamiając sobie, że pozostawiła Kucharcię samą. - Lubimy
towarzystwo.
Solly patrzył to na Woolfa, to na nią, uśmiechając się do własnych myśli.
Na szczęście Woolf pospieszał i kiedy znowu znalezli się na polnej drodze, wciągnęła w
płuca powietrze pachnące teraz niczym ambrozja.
- Akuratna jesteś, Taryn. - To było wszystko, co powiedział Woolf.
Jechali do farmy Bittersby. Plon tego miejsca stanowiła gromada dzieciaków. John
Spaulding, pomocnik dawnego rządcy Kingsford, siedział na ganku z płaczącym wnukiem na
kolonach. Po chwili rozmowy z córką gospodarza Woolf przysiadł koło pana Spauldinga;
bardzo dobrze go pamiętał. Po chwili ostrożnej rozmowy Spaulding zadziwił Taryn oferując
nowemu lordowi swoje rady.
- Kingsford jest zaniedbane - stwierdził. - Będzie panu potrzebny ktoś. kto to naprawi;
Zważ pan. nie chodzi tylko o ziemię, ale o ogólne rozplanowanie gospodarki we włościach;
zgłaszam się do pracy na ochotnika.
Taryn przyglądała się staremu człowiekowi, zasmucona, że pytania Woolfa wywołamy w
Spauldingu podobne mrzonki.. Z pewnością nie powinien przyjąć tej propozycji; staruszek
siedział sobie wygodnie na ganku.
Zdziwiła ją poważna odpowiedz Woolfa.
- Nie podjąłem jeszcze ostatecznych planów względem posiadłości, Spaulding, ale kilka
spraw wymaga natychmiastowej troski. Daj mi kilka dnu rozejrzę się we wszystkim. Przyjdz
potem do Dworu, wtedy cię Wysłucham.
Asada, dotąd przechadzający się po gospodarstwie, przystanął, żeby posłuchać
rozmowy. Uśmiechnął się do Woolfa tak, jakby ten dokonał właśnie czegoś wielkiego. Wrócili
do powozu.: Kiedy ujechali kawałek, Taryn nie wytrzymała i podzieliła się refleksją:
- Przecież w tydzień wykończysz go taką pracą. Jak się będziesz wtedy czuł?
Asada parsknął śmiechem.
- Oto bezstronny osąd. Woolfesan. Trzeba nająć kogoś młodszego, a praca zostanie
wykonana szybciej i może nawet za mniejszą zapłatę.
- Asada, przecież zawsze wygłaszasz kazania na temat szacunku dla starszych - odciął się
Woolf.
- Ach! - Asada mrugnął do Taryn, - Bądz więc ostrożny, inaczej powrót do domu uczyni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]