[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zgaszonej zieleni sukni jak wypolerowana miedz.
- Cóż, Adelio Cunnane, popatrz na siebie. - Uśmiech
nęła się z satysfakcją do odbicia w lustrze. - W Skibbereen
nie ma ani jednej osoby, która poznałaby cię w tej sukien
ce, nie da się zaprzeczyć. - Słysząc pukanie do drzwi,
wzięła leżący na toaletce klucz. - Już idę, stryjku Paddy.
Z olśniewającym uśmiechem otworzyła drzwi, ale za nimi
czekała ją niespodzianka. Zamiast stryja zobaczyła niewiary
godnie atrakcyjnego Travisa w ciemnym stroju wieczoro
wym. Jedwab jego koszuli odcinał się śnieżną bielą od cie
mnej opalenizny. Przez chwilę stali w milczeniu. Travis po
wiódł wzrokiem po Adelii, od lśniących włosów i zielonych
oczu do miękkich, zaokrąglonych kształtów, podkreślonych
dodatkowo przez przylegający dżersej.
- Cóż, trzeba przyznać, Adelio. że jesteś niezwykle
piękna.
Otworzyła oczy szerzej, zaskoczona tym komplemen
tem. Nerwowo zastanawiała się, co powinna na to odpo
wiedzieć.
- Dziękuję ci - wykrztusiła wreszcie. - Myślałam, że
to stryj Paddy.
- Paddy ze Steve'em czekają na nas na dole.
IRLANDZKA WR%7łKA * 125
Intensywność, z jaką poddawał ją dokładnym oględzi
nom, szybko pozbawiała ją z trudem zdobytego opanowa
nia. Pospiesznie powiedziała:
- Powinniśmy więc do nich dołączyć... będą się nie
cierpliwić.
Travis przytaknął bez słowa i lekko pochylił głowę.
Zrobiła krok w jego kierunku, ale zatrzymała się gwałtow
nie, bo nie wykonał żadnego ruchu, żeby ją przepuścić.
Uniosła oczy z wysokości gorsu jego koszuli na jego twarz
i otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momen
cie uświadomiła sobie, że w głowie ma kompletną pustkę.
Patrzył na nią przez kolejną denerwującą chwilę, po czym
wyciągnął zza pleców pojedynczą czerwoną różę.
- To od Majesty'ego. Podobno lubisz czerwone róże.
Jego żartobliwym słowom nie towarzyszył uśmiech.
Gorączkowo poszukiwała odpowiednich słów, by zniwe
lować napięcie.
- Nie wiedziałam, że rozmawiasz z końmi.
- Uczę się - odparł po prostu i przejechał palcem po jej
nagim ramieniu. - Moja nauczycielka jest prawdziwym
ekspertem.
Spuściła wzrok na trzymany w dłoni pąk, myśląc o tym,
że dwa razy w życiu otrzymała kwiaty, dwa razy pochodzi
ły od Travisa i w obydwu przypadkach były to czerwone
róże. Nabrała pewności, że widok czerwonych róż już
zawsze będzie przywodził jej na myśl Travisa.
- Dziękuję ci, że mi ją przyniosłeś. - Wspięła się na
palce i impulsywnie pocałowała go w policzek.
126 & IRLANDZKA WR%7łKA
Popatrzył na nią uważnie. Przez chwilę odnosiła wraże
nie, że w jego oczach dostrzega jakieś wahanie, jakieś
niezdecydowanie, po czym twarz mu się odprężyła i poja
wił się na niej uśmiech.
- Proszę bardzo. Dee. Wez ją ze sobą. Do twarzy ci
z różą. - Wyjął klucz z dłoni Adelii, wsunął go do kieszeni
i poprowadził dziewczynę do windy.
Uroczysta kolacja była dla Adelii nowym doświadcze
niem. Wytworna restauracja, potrawy, których nigdy w ży
ciu nie kosztowała, i pierwsze zetknięcie z szampanem
razem wzięte sprawiły, że czuła się jak na rauszu. Napięcie
wywołane krótkim sam na sam z Travisem minęło dzięki
jego swobodnemu, przyjacielskiemu zachowaniu w tra
kcie posiłku. Wydawało się, że intymność, która między
nimi zaistniała, nigdy nie miała miejsca.
Kolejny dzień w Maryland zastał Adelię znów w dżin
sach i czapce z daszkiem. Pilnie wypełniała swe obowiąz
ki, wyrzuciwszy z pamięci wytworne kolacje i modne suk
nie. Jej czas wypełniały długie godziny zabiegów wokół
koni, jazdy i szkolenia. Nie znajdowała wielu chwil, by
rozważać dziwne i nowe emocje, które wzbudził w niej
Travis. Konsekwentnie unikała reporterów, którzy często
kręcili się po torze i stajni, w obawie, że znów zostanie
zarzucona pytaniami. Nocami jednak znacznie trudniej
przychodziło jej bronić się przed marzeniami.
Dni przeszły w tygodnie, które spędziła głównie w staj
ni. Otaczała wszystkie konie miłością i czułością, ale jej
faworytem pozostał Majesty.
IRLANDZKA WR%7łKA & 127
- Nie zapominaj się tylko dlatego, że twoje zdjęcie
pojawiło się w kilku ilustrowanych czasopismach - upo
mniała go niezbyt surowym głosem po ukończeniu czysz
czenia.
Paddy, który właśnie wszedł do stajni, położył bratani
cy dłoń na ramieniu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]