[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obok niej była sucha plama, co mogło oznaczać, że zmieniła pozycję. Czy spała?
- Zjeżdżaj z tej cholernej ławki - odezwał się do niej niezbyt grzecznie Newman.
- Zabieraj się stąd, miejsce jest potrzebne dla Pauli.
To podziałało. Oburzona Sophie skoczyła na równe nogi i odeszła z miną jak
gradowa chmura. Newman łagodnie ułożył Paulę. Wyglądał na przerażonego i czuł
się winny.
Składając głowę na oparciu, rozprostowała nogi i poruszyła nimi. Działały
normalnie. To samo powtórzyła z rękami. Dzięki Bogu z takim samym skutkiem.
- Wszystko w porządku? - spytał Newman ochryple.
289
- Przeżyję - powiedziała miękko. Zaschło jej w gardle.
- Na Boga, przepraszam - sapnął Newman. - Miałem kłopot z zapaleniem papierosa.
To przez ten wiatr. Odwróciłem się do ciebie tyłem, a miałem cię pilnować.
Skopałem robotę. Przepraszam.
- Nie bądz głupi - zachrypiała. - To nie twoja wina. Ktoś zepchnął mnie z
peronu.
- Kto? - Jego twarz zmieniła się w maskę gniewu. Gdyby ktoś teraz podał mu
nazwisko, była pewna, że bez zastanowienia natychmiast by zabił.
- Nie mam pojęcia. Strasznie chce mi się pić. Ciężko mi mówić.
W tym momencie do ławki podeszli funkcjonariusze; niektórzy ciągle ubrani na
biało. Jeden z nich sięgnął do tylnej kieszeni i wyciągnął piersiówkę.
- Co to takiego? - burknął Newman. - Jej potrzeba wody.
- To woda - odpowiedział strażnik spokojnie. Wyjął czystą chusteczkę, przetarł
nią szyjkę butelki i wręczył Newmanowi.
- Popij - polecił Newman. - No dalej. Inaczej możesz się dławić.
Kilka minut wcześniej po przeciwnej stronie peronu zatrzymał się ekspres z
Lugano do Mediolanu. Tweed, który nie usłyszał krzyków Strauba, stał obok niego.
Wysiadło kilku pasażerów, a wśród nich Marienetta.
- Witamy w Chiasso - powitał ją ironicznie.
- Dobrze pana widzieć. - Objęła go i mocno uścisnęła. - Nie przyjechałam od
razu, ale potem zmieniłam zdanie. Pomyślałam, że lepiej się upewnić, czy Roman
dobrze wykonuje zadanie. -Puściła go, uśmiechając się mile. - Ile trucizny już
znalezli?
- Nic. Zupełnie nic.
- Durnie ci Szwajcarzy. O Boże! - zakryła usta ręką, widząc podbiegającego
Becka.
- Chodz ze mną - powiedział Beck gwałtownie. - Pauli omal nie przydarzył się
śmiertelny wypadek. Ale wszystko z nią dobrze - dodał szybko, widząc wyraz
twarzy Tweeda.
Pobiegli wzdłuż peronu, mijając specjalistów, którzy zaczęli zdejmować białe
kombinezony. Kolejarze wózkami widłowymi przewozili skrzynie z butlami. Tweed
pędził jak na skrzydłach. Newman odsuwał od ławki tłoczących się ludzi. Paula
stanęła obok niego. Przechadzała się teraz tam i z powrotem, sprawdzając
sprawność nóg i obracając rękami.
290
- Mam już tego dość - powiedziała, gdy zobaczyła Tweeda.
- Wszystko z tobą w porządku? - spytał, pochylając się nad nią z niepokojem na
twarzy. - Słyszałem, że miałaś poważny wypadek.
- Mogło zle się skończyć! - wybuchnęła. Opróżniła całą pier-siówkę strażnika i
jej głos wrócił do normy. - Stałam na skraju peronu, obserwując przetaczanie
wagonów. I wtedy ktoś podszedł do mnie z tyłu i zepchnął mnie tuż przed
nadjeżdżający wagon. Nie mogłam się ruszyć. Koło zapewne odcięłoby mi głowę, ale
Rob uratował mnie w ostatniej chwili.
- Pokaż mi dokładnie, gdzie to się stało - polecił Beck. Paula zaczęła wstawać,
lecz Newman przytrzymał ją za ramię.
Oznajmił, że on może to zrobić. Po obejrzeniu miejsca zdarzenia Beck wrócił,
krocząc jak generał. Podsunął odznakę pod nos strażnika kolei.
- Nikt nie odjedzie tym ekspresem, dopóki nie sprawdzę wszystkich pasażerów.
Strażnik ruszył do roboty, a Beck spojrzał na kręcącego się w pobliżu Strauba.
Podszedł do niego.
- Gdzie pan był, gdy usiłowano popełnić morderstwo?
- Pan wie, kim ja jestem - odparł Straub wyniośle.
- A pan wie, kim ja jestem - odparował Beck, trzymając swój identyfikator przed
nosem wiceprezydenta. - Więc gdzie pan był?
- Sądzę, że na drugim końcu tego zakrzywionego peronu!
- Sam? Zwykle Ed Danvers jest z panem. Ochrona osobista.
- Na pewno sam - odparł Straub bez zastanowienia. - Rozważałem następne
posunięcie w mojej kampanii wyborczej po powrocie do Stanów.
- To prawda - rozległ się głos Danversa stojącego z tyłu za kilkoma
funkcjonariuszami kolei. - Woli być wtedy sam. Nim mnie pan zapyta, powiem, że
gdy nadjeżdżał ekspres, byłem niedaleko na peronie.
- Jeżeli pan Beck nie ma więcej pytań, to możecie obaj panowie odejść -
powiedział Newman.
Obok Pauli usiadła Marienetta. Jedną ręką zaciskała kołnierz futra wokół szyi,
drugą delikatnie dotknęła Pauli i ściszyła głos.
- Chyba czujesz się już lepiej po tej strasznej przeprawie?
- O wiele lepiej, dziękuję ci.
- Czy wiesz, gdzie była Sophie, gdy to się stało?
Paula pomyślała, że to dziwne pytanie. Spojrzała na Marienet-tę, która
wpatrywała się w nią z powagą. Dlaczego tak się interesuje Sophie?
291
- Nieco wcześniej zostawiłam ją na tej ławce. Powiedziała, że chce się
zdrzemnąć.
- Rozumiem.
- Pora uciekać z tej wilgoci - rozległ się głos Romana, który stał za Danversem.
- To była farsa. Właśnie nadjeżdża pociąg z Lugano. Wkrótce będzie wracał.
Powinniśmy wsiadać - powiedział i klepnął Marienettę po ramieniu. - Chodz.
Ruszajmy.
Widząc, że Arbogastowie jak poprzednio wybrali pierwszy wagon, Tweed z Paulą i
Newmanem wsiedli do drugiego. Odprężona Paula padła na siedzenie, jak zwykle na
miejscu przy oknie. Miała dość Arbogastów i więcej niż dość Chiasso. Już nigdy
więcej tu nie przyjedzie.
Gdy pociąg przejechał przez most nad jeziorem, spojrzała na puste miejsce przed
sobą. Lśnienie świateł Lugano przestało ją pociągać. Siedzący po drugiej stronie
przejścia Tweed zauważył ten zanik zainteresowania. W tym momencie jednak
otworzyły się drzwi i w ich wagonie pojawiła się Marienetta. Newman pokręcił
głową w jej stronę. Skinęła, uśmiechnęła się i znikła.
- Nie mogę odgadnąć, kto próbował wepchnąć mnie pod koła - powiedziała Paula
nagle.
- Liczba podejrzanych jest ograniczona - odparł Newman. -Czy masz ochotę na
obiad po powrocie?
- Tylko na butelkę wody mineralnej i pójście do łóżka.
- Więc tyle jaśnie pani dostanie.
- Przepraszam, jeżeli wcześniej byłam nietowarzyska. Teraz mam ochotę mówić.
- Jeżeli tak - odezwał się Tweed z drugiej strony przejścia -może powiesz mi
dokładnie, gdzie znalazłaś ten bloczek hotelowy.
- Leżał na zewnątrz, przy moim samochodzie, niedaleko drzwi kierowcy. Bez trudu
go zobaczyłam po strzeleniu do tego widma we mgle, kimkolwiek ono było. Dlaczego
pytasz?
- Dopiero teraz doszedłem do wniosku, że chciano, abyś go zobaczyła i podniosła.
Ktoś to dobrze zaplanował. To daje do myślenia.
- I co z tego myślenia wynika?
- Jeszcze nic. Nadal obracam to w głowie na wszystkie strony.
- Tajemniczy diabeł z ciebie - droczyła się.
Dzięki temu Tweed uświadomił sobie, że wraca do pełni sił po szoku. Odetchnął z
ulgą. Gdy po kilku minutach spojrzał w jej
292
stronę, miała głowę opartą na ramieniu Newmana i zamknięte oczy. Szybko usnęła.
W Lugano Newman musiał ją obudzić. Ostrożnie ruszyli do drzwi wagonu i Tweed
pierwszy stanął na peronie. Gestem pokazał, by szli za nim. Na parkingu było
ciemno, że oko wykol, ale z daleka widzieli Romana wsiadającego do prowadzonej
przez szofera limuzyny. Za nim ruszyła Sophie z walizami, a pózniej Marienetta.
- Sophie musi być bardzo silna - zauważyła Paula. - I niezależna.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]