[ Pobierz całość w formacie PDF ]
śliczne zatoki otoczone palmami, turkusowa woda, bia
Å‚y piasek, zachwycajÄ…ce krajobrazy, nieprzebyte deszczo
we lasy. W żyznej czerwonej glebie wulkanicznej wszystko
rozwijało się błyskawicznie. Bezchmurne niebo nad głową
miało niezmiennie kobaltowy kolor aż do czasu, gdy przy
wysokich temperaturach w pełni lata powietrze stanie się
parne i przytłaczająco wilgotne, a od Morza Koralowego
nadejdzie pora deszczowa Bywały lata, kiedy towarzyszy
ły jej cyklony. Ileż to razy z fascynacją i strachemOlivia
podziwiała tropikalne burze! Niebo rozrywały imponują
ce błyskawice, pioruny waliły z trzaskiem, na ziemię leciał
grad wielkości piłek tenisowych.
A potem nagle burza odchodziła, woda wysychała, nie
bo w cudowny sposób odzyskiwało swój kolor. I znów
wracało olśniewające słońce. Busz rozkwitał fantastyczny
mi kwiatami, a plantacje trzciny cukrowej i czerwona zie
mia pół, które leżały odłogiem, tworzyły piękną mozaikę.
Dzień był tak piękny, że powoli zaczęła zapominać o nę
kającym ją niepokoju. Po przejechaniu kilometra znalazła to,
czego szukała Dotarła do olbrzymiej kotliny, gdzie Jason za
łożył plantację owoców tropikalnych. Już to wystarczyło, by
wzbudzić jej szacunek. Havilah zrobiła na niej nawet więk
sze wrażenie niż dawniej. Nie było wątpliwości, że każdy akr
ogromnej posiadłości został właściwie wykorzystany.
A teraz wszystko należało do niej. Olbrzymie pieniądze
poważne obowiązki. Musiała teraz nauczyć się, jak tym
wszystkim zarządzać albo znalezć człowieka, który będzie
to robić za nią, podczas gdy ona wróci do pracy.
Chyba już wiem, co począć, pomyślała.
Havilah była jej domem. Kiedy Liv patrzyła na cuda na
tury, czuła, że znalazła Boga.
Jechała rdzawą przecinką między małymi drzewkami,
na których rosły nieznane czerwone jagody. Między pier
siami czuła strużki potu. Mimo upału przejażdżka przy
niosła jej uczucie wyzwolenia. Chociaż na chwilę zapo
mniała o smutku i problemach, które z pozoru wydawały
się nie do przezwyciężenia.
Za sadem rozciągał się dziewiczy busz.Olivia nie była
pewna, czy to również ziemia Harryego. Puściła się galo
pem w tamtym kierunku i ze zdumieniem dostrzegła Ja
sona, który wyłonił się spośród drzew. Za rękę prowadził
swoją córeczkę. Tali szła w podskokach, na jedwabistych
czarnych lokach miała wianek z zielonego pnącza ozdo
bionego drobnymi białymi kwiatkami, które wyglądały jak
gwiazdki.
- Cześć, Liwy! - zawołała Tali.
- Cześć, Tali! - odkrzyknęła, wstrzymując konia. Z przera
żeniem uświadomiła sobie, że gdzieś w głębi duszy liczyła na
to, że spotka Jasona Wystarczyło, że raz na niego spojrzała,
by w jej mocnym postanowieniu powstała wyrwa.
Kiedy podeszli bliżej, Jason spojrzał na nią z rozba
wieniem.
- Już się zastanawiałem, kiedy wyruszysz na inspekcję.
- Wyciągnął rękę, żeby pomóc jej zsiąść z konia.
W milczeniu zsunęła się na ziemię, nie przyjmując je
go pomocy.
- Nie przyjechałaś powiedzieć, że mamy się stąd wyprowa
dzić, prawda? - spytała Tali swoim dzwięcznym głosikiem.
Nie wiedziała, co na to odpowiedzieć. Jej policzki po
kryły się rumieńcem.
- Czy tak ci powiedział tatuś? - spytała, patrząc z uko
sa na Jasona.
- Nie, babunia. - Buzia Tali była wyraznie zaniepokojo
na. - Powiedziała, że na pewno będziesz chciała, abyśmy
się wynieśli.
- Jeszcze nie podjęłam decyzji, Tali.
- Idziemy do domu na lunch - poinformowała Tali. -
Tak bym chciała, żebyś poszła z nami. - Uśmiechnęła się
do Olivii, odsłaniając świeżą szczerbę.
- Jesteś bardzo kochana, Tali, ale powinnam już wracać
do domu - wyjaśniła uprzejmie. Za nic nie zraniłaby uczuć
dziewczynki.
- Bardzo cię proszę. Nie chcesz zobaczyć, gdzie mieszka
my? - Chwyciła O1ivię za rękę.
- Wiem, gdzie mieszkacie - odparła Olivia, gorączkowo
zastanawiając się, jak mogłaby się wykręcić.
- Daj dziecku szansę - wtrącił Jason.
- To szantaż? - spytała Olivia , odwracając wzrok.
- Co to jest szantaż? - Pytanie Tali wprawiło ją w zaże
nowanie.
- Po prostu żartuję sobie z twoim tatą, kochanie - od
parła, żałując, że użyła tego słowa w obecności dziecka.
- Czy to prawda, że wiele lat temu mieliście się pobrać?
- Tali nie spuszczała zachwyconego spojrzenia z Olivii -
Babcia mówiła, że kiedyś tatuś był do szaleństwa...
- Tatuś zaraz będzie wściekły jak diabli - przerwał jej
ostro Jason. - Lepiej zostaw tÄ™ sprawÄ™ w spokoju. A z bab
cią będę musiał porozmawiać.
- Znasz moją babcię, prawda? - Tali pociągnęła Oli-
vię za rękę. - Jest niesamowita. Mówi się, że jest stara, ale
w ogóle nie ma zmarszczek.
- Włosi to bardzo piękny naród - odrzekła Olivia. -
Twój tata odziedziczył jej śniadą karnację.
- Tatuś jest bardzo przystojny - przytaknęła Tali, kiwa
jąc główką. - A ja umiem mówić po włosku - oznajmiła
nagle i płynnie wygłosiła kilka melodyjnych zdań.
Olivia odruchowo odwróciła się do Jasona. Wciągnął
głęboko powietrze, kiedy ogarnęła go fala niewyobrażal
nej tęsknoty. %7łeby zyskać na czasie, spojrzał na Tali i odpo
wiedział jej w tym samym języku. Dopiero potem odważył
się zwrócić do Olivii.
- Jak sama słyszysz, Tali jest dwujęzyczna. Błaga, żebyś
nas odwiedziła. To sens jej wypowiedzi.
- Możesz jechać na swoim ślicznym koniu - powiedziała
dziewczynka, podnosząc uszczęśliwioną buzię. - My poje
dziemy samochodem. To niedaleko.
-To nasz dom! - Tali wybiegła na spotkanie Olivii
Wzięła ją za rękę i poprowadziła po schodkach na weran
dę. - Tatuś wszystko pomalował. Chcesz zobaczyć?
Kiedy weszły do środka,Olivia natychmiast spostrzegła,
że Jason wyburzył ścianę i teraz kuchnia i frontowy pokój
tworzyły jedno duże otwarte pomieszczenie. Zadziwiające,
jak zmieniło to wygląd bungalowu. Kolory, które widziała
na zewnątrz, powtarzały się także tutaj: żółty, biały i szaro
zielony. Bardzo korzystna zmiana, myślała, wspominając
dawne dzieje.
- No to może coś zjemy? - spytał Jason. Uśmiechał się
z rezygnacją, widząc, jak Tali z radosną buzią i błyszczący
mi oczami zajmowała się gościem.
- Mną naprawdę nie musisz się przejmować - zaopono
wałaOlivia . - Wystarczy filiżanka kawy, jeśli oczywiście
masz kawÄ™.
Uniósł brwi.
- Czy mam? Zapomniałaś, Liv, że w moich żyłach pły
nie włoska krew?
- Zapewniam cię, że wszystko pamiętam - odparła, nie
kryjÄ…c specjalnie sarkazmu.
- Tatusiu, zrób kanapki - zaproponowała Tali. - Wiesz,
Liwy, tatuś zawsze mnie karmił, bo mama zwykle o tym
zapominała. Nie znosiła gotowania. Nigdy do nas nie przy
jeżdża.
01ivia odczuła prawie fizyczny ból, słysząc to smutne
wyznanie. Delikatnie dotknęła ramienia dziecka.
- Tak mi przykro, Tali. Pewno za nią tęsknisz?
Dziewczynka uśmiechnęła się szeroko.
- Ani trochę! - krzyknęła z uczuciem. - Często dawała
mi klapsy, bardzo mocne. I nazywała mnie zawsze choler
nym bachorem.
- Dość, Tali. - Jason przeszedł z kuchni i rzucił córce
ostrzegawcze spojrzenie. -Olivia nie chce tego słuchać.
- Myślałam, że chce - powiedziała Tali, robiąc zdziwio
ną minę. - Babcia powiedziała, że Liwy powinna wiedzieć
o wszystkim. Mówiła mi też, że moja mama wykradła ci ta
[ Pobierz całość w formacie PDF ]