[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dotychczasowy zastępca nadkomisarza Parzydełko, komisarz Kolec, towarzyszyć miał nam
teraz stale, to znaczy do chwili schwytania nieborowskiego złodzieja.
Obiad upływał w milczeniu. Dopiero przy deserze odezwał się nagle malarz Borówko, ale
zrobił to tak jakoś dziwnie, jakby sam do siebie mówił czy też tłumaczył się przed sobą:
Trzeba się czołgać, żeby dojść do czegoś. Ze zwierząt tylko dwa mają własny domek,
dwa czołgające się: żółw i ślimak.
Eet! ziewnął Nataniel. Wszystkie reguły są nudne. Interesują nas dopiero wyjątki...
Równie jak inni milczący komisarz podniósł wzrok:
Interesuje więc państwa złodziej? A przecież jest nim ktoś spośród waszego grona...
Niech się tylko przyzna w porę, a wina będzie mu darowana w połowie! znacząco podniósł
palec.
Smutnie zwiesiliśmy głowy nad talerzami.
Tra-ta-ta, panowie zagdakał po chwili profesor Zann. Wszystko to nam obojętne
nieco, bo nie nasze kradną! Niech no by tylko złodziejaszki połakomiły się na samochody na
parkingu!
Na to stadko maluchów czy landarę pana Tomasza? parsknął Kostia.
A cadillac pana Nataniela? niewinnie a słodko uśmiechnęła się do mistrza Eleonora z
Kraszewskich.
Rzecz nabyta lekceważąco potraktował swój ukochany wóz poeta.
Ale jednocześnie usłyszałem trzykrotne stuknięcie o drewno. Mistrz odpukiwał!
Cóż, jeśli miłość bywa ślepa, to dlaczego nie mogłaby się okazać przesądna?
Nie minęło zresztą wiele czasu, gdy w palarni usłyszałem, jak Nataniel szepce do siebie:
Babskie gadanie. E, babskie gadanie...
Po chwili spojrzał na mnie z udręczonymi oczyma:
Wiesz, Tomaszu... z tym cadillakiem...
%7łal mi się zrobiło mistrza. Chciałem mu nawet powiedzieć o nieustającej warcie
Urwisów, ale przecież obiecałem im dotrzymać tajemnicy, rzekłem więc tylko:
Bądz spokojny, Natanielu! Cadillaca biorę na siebie...
Mistrz odpowiedział bladym uśmiechem. Ale humor mu się wyraznie poprawił, bo gdy
usłyszał jak wchodzący do palarni redaktor głosi zwariowaną teorię, że dzięki kradzieży
nieborowskie dzieła staną się być może dostępne wielu, a nie tylko wybrańcom, nie omieszkał
mu przyciąć:
Jest pan bardzo nowoczesnym filozofem! Dawniej filozofowie pragnęli świat objaśniać,
pózniej część z was głosiła, że chce go zmieniać... Ale do dziś nikt z waszej branży nam nie
objaśnił, czy świat zmienia się na lepsze czy na gorsze!
Drogi panie odparł zaatakowany z pogardą filozof szuka prawdy. Prawda jest w
winie, wino jest w piwnicy, w piwnicy panuje ciemność, a tam, gdzie ciemno... najłatwiej
złodziejom i głupcom!
Nataniel westchnął ciężko:
Przysłowie powiada: Mądry głupiemu ustąpi . Ale jak ciągle mądrzy będą głupcom
ustępować, to w jakiej głupocie świat się skończy?
Zaznaczyłem przed chwileczką, że prawdziwa mądrość polega na tym, aby umieć żyć
między głupcami odparł filozof.
Przepraszam, ale nie słyszałem lekko wzruszył ramionami poeta zresztą rzecz nie w
tym, ale w tym, że niejeden utracił rozum, gdy prędko chciał zostać mądrym powiedział
cicho.
Tamten przyglądał się mu przez chwilę z uwagą, zaczerwienił się i szybko wyszedł z
palarni.
Nataniel posłał za nim pełen pobłażania uśmiech.
Po południu, gdy w swej komnacie wieżowej mistrz wypoczywał na wygodnym szelągu, a
ja, spacerując wokół stołu, tłumaczyłem się, dlaczego zaniedbuję sprawy świątobliwych
opatów, ktoś zapukał delikatnie do drzwi.
Proszę! zawołał gospodarz i na progu stanął komisarz Kolec. Najpierw rozejrzał się
po komnacie, a następnie przyjrzał się, jakby z troską, naszym twarzom.
W odpowiedzi na zapraszający gest mistrza skłonił się lekko i usadowił na fotelu pod
oknem.
Bardzo mnie to cieszy, że spotykam panów obydwu powiedział z nieukrywanym
zadowoleniem. Czy mogliby mi panowie odpowiedzieć na pytanie: dlaczego to dziś rano
opuściliście pałac, łamiąc surowy, choć, przyznam, niewygodny dla jego mieszkańców zakaz?
Mistrz przeciągnął się ledwo dostrzegalnie na szezlągu:
Zauważyliśmy, że malarz Borówko, zachowując się nader podejrzanie, wybiega z
pałacu. Pośpieszyliśmy więc za nim, w celach jak najbardziej śledczych. Ba, planowaliśmy
nawet ujęcie go! Niestety, na próżno biegaliśmy po całym parku... Oranżerią, równie
bezskutecznie, zajęli się już panowie.
Tak skinął głową oficer. Najpierw jednak obserwowaliśmy bieganinę panów.
Natomiast mistrza Borówko nie widzieliśmy ani wcześniej, ani pózniej.
Dostrzegłem, jak Nataniel żachnął się na użyty przez Kolca w stosunku do malarza tytuł:
mistrz . Tak, w Nieborowie tylko jeden mógł być mistrz i on to siedział teraz naprzeciw
policjanta!
Czyżby nie ufał pan mym słowom? o ton podniósł głos Nataniel.
O, ja nikomu nie ufam. Taki już mam zawód westchnął ze smutkiem oficer i wstał z
fotela. Już przy drzwiach odwrócił się jeszcze i dodał:
A co do oranżerii, to pracujący w niej ogrodnik również nie widział malarza...
Borówko mógł przemknąć się pod ścianą mruknąłem ze złością.
Policjant opuścił komnatę machnąwszy ręką.
Nataniel ze smutkiem pokiwał głową:
Przysłowie powiada: Wołu strzeż się z przodu, konia z tyłu, a człowieka ze wszystkich
stron...
Ten Kolec jeszcze gotów nas aresztować! nie mogłem ochłonąć.
Za takie głupstwo? skrzywił się mistrz. Ale przysłowie mówi: Powiesić się
wstyd; utopić się zimno; zastrzelić się boli; więc trzeba cierpieć z Bożej woli!
Och jęknąłem, łapiąc się za głowę.
Aż tak przeraża, cię areszt? zdziwił się Nataniel.
Nie. Twoje przysłowia!
Cóż więc zamierzasz, Tomaszu? zatroszczył się Nataniel zupełnie serio.
Mistrzu! Idzmy wreszcie uspokoić nasze nerwy pięknem Anny Orzelskiej!
Jutro, kochany, jutro. Ale już dzisiaj myśl o mym cadillacu, jak obiecałeś...
Co było robić na takie dictum? Zatroszczyć się o cenne auto!
Gdy tylko zapadł zmrok, stanąłem w mym pokoju przy kontakcie i mrugając światłem
wysłałem ku zaroślom sygnał SOS. I zaraz odpowiedziała mi latarka, że przyjęto sygnał.
Mając za nic wszystkie zakazy wyszedłem z pałacu.
Urwisy już czekały w gąszczu:
Co się stało, druhu?!
Najpierw dajcie mi uspokajającej herbaty ziołowej jęknąłem.
Już się robi! Prosimy do naszego kącika! zawołał Piotr.
Pociągając gorące, wonne łyki z plastikowego Kubka opowiedziałem im pokrótce
przeżycia dnia dzisiejszego, kończąc relację żarliwym apelem o czuwanie nad pojazdem
mistrza.
Jasne! odpowiedział mi tak radosny i ochoczy trójgłos, że aż mnie to zdziwiło. Już
my się nim zajmiemy! Spokojna głowa, druhu!
[ Pobierz całość w formacie PDF ]