[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prędko, jakby chciał .nie dopuścić do siebie żadnej myśli. - A teraz zjadł Rączka jako królika.
153
- Bogożeroo, Bączkożeroo - podniósł się z tapczanu blady, z oczami wyogromnionymi jakimś
cierpieniem - pozwól, że ci przedstawię podchorążego Bogorię, jednego z twórców
Powstańczego Porozumienia Demokratycznego, które chce się dogadać z Lublinem, skąd
słuchaliśmy tej miłej audycji... No, czego patrzysz na niego, jakbyś był w dodatku jeszcze
ludożercą...
Kryska stała przy oknie. Bała się patrzeć na pokój. Nie rozumiała jeszcze niczego, ale czuła
jakiś grozny koniec.
Upiłam się, strasznie się upiłam... - myślała patrząc przez łzy na niewysoką, świeżą mogiłę
usypaną widocznie rano przez ludzi z owego śmiesznego konduktu z walizkami.
W zbliżającym się mroku rozpalał tam ktoś, bezdomny czy obłąkany, ognisko.
Nie, nie obłąkany... Na ramieniu świeżo osadzonego krzyżyka kołysał się przygotowany do
gotowania czajnik.
Wody jest w nim mało... - myślała spiesznie Kryska. - Wiatr nim porusza... Trudno o
wodę... - zagadywała w sobie przerażającą potrzebę spojrzenia na Ola. Poczuła się nagle jak
człowiek śmiertelnie spragniony, który wie, że już nigdy nie dotknie wargami wody.
Pusty... chyba jest pusty - oceniła głęboki wychyl czajnika nad mogiłą w nowym powiewie
wiatru.
IX
Straszna powstańcza nuda. Wrogie spojrzenia cywilów w piwnicach.
Uwaga, obstrzał! - napis jest spłukany przez deszcz, ale w bramie, po drugiej stronie ulicy,
leży podługowaty, nieruchomy kształt okryty płaszczem.
Napis jest aktualny.
Placówka, szara, nudna, beznadziejna jak zakurzony stary numer Barykady szeleszczący
pod nogami wśród gruzów, pod miałką mączką sproszkowanego wapna, gruzu i tynku. Olo
leży na stanowisku strzeleckim. Uformowane z cegieł, podsypane ziemią, świadczy o tym, że
ludzie mają czas. Powstanie już nie ginie w łomocie walki, zmaga się z nieuchronną śmiercią
z ran, wyczerpania.
- Szkopy bezczelne. Ty widzisz i nie grzmisz... - Jerzy ogląda stanowisko ogniowe
erkaemu, z którym nosi się teraz Olo. Na framugach okien Muzeum Narodowego, w którym
ufortyfikowali się Niemcy, widzi ułożone systematycznie pomidory.
- Aha, dochodzą na słońcu... - pokwitował uwagę Olo i spojrzał pytająco na Jerzego.
- Daj no na chwilę lornetkę.
Sam zdjął rzemyk z szyi kolegi i jął łapczywie wpatrywać się w okna.
- Nadają się na sałatkę. Wal... - zachęcił Jerzy.
154
Oczy Ola zachodziły łzami z wysiłku: ubzdurał sobie, że przez ośmiokrotne szkła zorientuje
się, jakich to eksponatów użyli tamci przy formowaniu strzelnicy.
Książki, grube, szarawe księgi, ale jakie?
- Wal - powtórzył Jerzy.
Olo potrząsnął głową i naraz zrobiło mu się wstyd. Cóż go obchodzą te książki czy księgi?
Dziś, zaraz, zniknąć może cały świat. Głupi nałóg studencki - zgromił się, oddał lornetkę i
wyciągnął wstecz rękę.
- Jagiełło, daj no swego kabeka...
Głośna radość podniosła się na placówce przy pierwszym celnym strzale.
- Pan podchorąży Czarny robi szkopom sałatkę z pomidorów - anonsował Jagiełło.
Kilku ludzi zwlokło się leniwie ze swoich stanowisk. Po drugim celnym strzale Niemcy
otwarli ogień z karabinów maszynowych.
- O te pomidory zacznie się wojna - prorokował któryś ponuro, podciągając na biodrach
opadające spodnie. - Panie poruczniku, łączniczka - zaalarmował dowódcę.
Jerzy szybko zszedł po wypalonych schodkach. Stanowiska ich półplutonu znajdowały się na
pierwszym piętrze zrujnowanej kamienicy.
Olo oderwał zmrużone oko od szczerbinki karabinu i zastygł tak z opuszczoną głową. W
czarnych ramach zwęglonych futryn widział przez puste okno małą z oddalenia Kryskę.
Mówiła coś do Jerzego wręczając mu meldunek czy rozkaz. W tej chwili nieprzyjacielski
cekaem posunął celniej, jakiś pocisk władował się w strzelnicę, zrykoszetował, odbił kawał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]