[ Pobierz całość w formacie PDF ]
-Ja nie... - Zacisnela wargi. Reilly zauwazyl, ze na skutek deszczu jej wlosy po raz pierwszy
nie byly rozwiane, lecz przylegaly do twarzy. Znowu miala na sobie znane mu spodnie oraz
obszerny i najwyrazniej bardzo stary plaszcz nieprzemakalny, ktory pasowal na nia jak, nie
przymierzajac, namiot.
Lecz to nie mialo najmniejszego znaczenia. Brenna Donnegal moglaby wlozyc worek na
kartofle i wygladalaby pieknie.
-Wcale pana nie sprawdzalam - zaczela jeszcze raz, rozgniewana. - Pani Murphy
powiedziala mi, ze widziala Shannon, idaca do szpitalika, wiec pomyslalam... wiedzialam, ze
nie poznal pan Mackafeech, wiec pomyslalam, ze bedzie lepiej...
-Sprawdzic, jak sobie poradze - zakonczyl za nia Reilly.
-No dobrze. Skoro tak to pan ujmuje. I dobrze sie stalo. Pan nie moze rozumiec czlowieka
takiego jak Harold Mackafee...
-Mialbym zrozumiec brutala, ktory bije zone i nie dba o to, by jego dzieci byly odpowiednio
ubrane i odzywione? O, nie. Ma pani racje, to niemozliwe. - Reilly podszedl do Willow,
klaczy Brenny, i nastawil reke.
-Rodzina Mackafeech od pokolen przynosi wstyd mieszkancom Lyming. Harold Mackafee,
tak samo jak jego ojciec i dziad, pedzi bimber, ale nigdy nie sprzedaje swojej whisky,
poniewaz wszystko wypija sam. Klusuje na ziemiach lorda Glendenninga i hrabia mu na to
pozwala, bo w przeciwnym wypadku dzieci Harolda nie mialyby co jesc. Kosciol i
mieszkancy wioski usiluja pomoc, zanoszac im zywnosc i odziez, ale poza tym nie da sie nic
zrobic. Harold Mackafee nie zmieni sie, chocby go sprac nie wiem ile razy. To, co pan tutaj
zrobil, Reilly, moze sprawilo, ze poczul sie pan lepiej, ale nie zdalo sie na nic wiecej. I
dlaczego trzyma pan reke w taki sposob?
-Zeby pani pomoc wsiasc na konia - odparl z godnoscia.
Brenna wzniosla oczy do nieba i, rezygnujac z pomocy, samodzielnie dosiadla swojej
klaczy. Znalazlszy sie w siodle, ujela dlon Reilly'ego i odwrocila wierzchem do gory, by
obejrzec zakrwawione knykcie.
Cmoknela z dezaprobata i wypuscila mokra od deszczu reke.
-Moj ojciec - powiedziala powaznie - zawsze bil Harolda Mackafeego w brzuch. Twierdzil,
ze w ten sposob oszczedza knykcie.
Zaskoczony Reilly zaczal cos mowic, ale mu przerwala.
-Jesli pan chce, opatrze rane - zaproponowala.
To rzeklszy, zawrocila konia i odjechala szybkim klusem, nawet sie nie obejrzawszy, czy
Reilly za nia podaza.
Ale on, oczywiscie, podazyl. Bo czyz mogl postapic inaczej?
17
Co ja wyprawiam?Chyba zwariowalam, myslala.
Proponujac, ze zabandazuje okrwawione knykcie Reilly'ego Stantona, musiala postradac
rozum.
Po incydencie w sali balowej lorda Glendenninga postanowila trzymac sie mozliwie najdalej
od pana doktora. Miala przeciez swoja prace, a poza tym nie bylo najmniejszego powodu,
by sie spotykac ze Stantonem, w kazdym razie nie sam na sam.
W tym stadium swoich badan nie mogla pozwolic na to, by cos ja odciagalo od
eksperymentowania. A zwlaszcza na to, by niezwykle przystojny mlody lekarz z Londynu
wyrabial z nia takie - och takie! - rzeczy...
Dobrze wiedziala, ze Stanton wroci do Londynu, gdy tylko udowodni sobie - i swojej
narzeczonej - ze jest pelnym poswiecenia, blyskotliwym lekarzem.
Dlatego lepiej go unikac.
I az dotad doskonale sie jej to udawalo. Dopoki Reilly tkwil w szpitalu, a ona nie opuszczala
Burn Cottage, nie mieli szansy na spotkanie, zwlaszcza ze ona, oczywiscie, nie uczeszczala
do kosciola, nie chcac sie narazac na jeszcze jeden wyklad wielebnego Marshalla i jego
zony. Dzieki lordowi Glendenningowi wiedzieli oni nie tylko o tym, ze Brenna mieszka w
Burn Cottage sama i bez przyzwoitki, lecz takze o tym, ze kilka miesiecy temu oklamala
cala swoja rodzine. Wielebny Marshall byl czlowiekiem, ktory mogl napisac do jej rodzicow i
doniesc im, co zamierza ich corka...
Dlatego wlasnie owe dziesiec szylingow, ktore zaplacila Stubenowi za to, by zatrzymywal
wszystkie listy pastora i pokazywal jej przed wywiezieniem ich do Lochalsh, uznala za
udana inwestycje: znalazla i zabrala zdradzieckie pismo, po czym uroczyscie spalila je w
swoim kominku. Wielebny mogl sie teraz zastanawiac, dlaczego nie otrzymal odpowiedzi,
lecz z pewnoscia byl zbyt urazony tym lekcewazeniem, aby napisac jeszcze raz.
Gdybyz sprawa z Reillym Stantonem dala sie zalatwic rownie latwo! Bo choc rozsadek
podpowiadal jej, ze nalezy o doktorze zapomniec, z przerazeniem stwierdzala, ze wciaz
powraca myslami do owego pocalunku. Trudno jej bylo wyrzucic doktora z pamieci. Czesto,
zamiast w pelni oddac sie pracy, wspominala oczy Reilly'ego Stantona lub, co gorsza, jego
dlonie...
Te same dlonie, nad ktorymi teraz sie pochylala, starannie je obmywajac. Rana na
knykciach byla gleboka i, jak sie domyslala, bolesna. Z takimi obrazeniami doktor nie bedzie
mogl przez jakis czas przeprowadzac zadnych powazniejszych operacji.
A szkoda, poniewaz Reilly Stanton byl wedlug niej doskonalym chirurgiem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]