[ Pobierz całość w formacie PDF ]

się córka, która odkłada każdy grosz na harleya i nosi krótkie włosy, żeby nie
zawracać sobie głowy układaniem fryzury.
Och, i w dodatku ciągle wdaje się w bójki, i kocha się w chłopaku, który jest
pod opieką kuratora.
Biedna mama.
Tata mi uwierzył. Uwierzył we wszystko. Mama nie.
Słyszałam z góry, jak się kłócą. Bo oczywiście wysłali mnie do mojego
pokoju, żebym  przemyślała to, co zrobiłam . Miałam się również zastanowić, w jaki
sposób zwrócę Karen Sue koszt leczenia (dwieście czterdzieści dziewięć dolarów za
jazdę na pogotowie. Nie musieli jej nawet zakładać szwów). Pani Hankey zagroziła,
że zaskarży mnie z powodu strat moralnych, na jakie naraziłam jej córkę. Owe straty,
zdaniem matki Karen Sue, były warte jakieś pięć tysięcy dolarów. Nie miałam akurat
pięciu tysięcy dolarów. Po szale zakupów w centrum handlowym Michigan City
został mi jakiś tysiąc dolarów w banku.
Miałam siedzieć w pokoju i kombinować, skąd wytrzasnąć cztery tysiące
dwieście czterdzieści dziewięć dolarów.
Zamiast tego poszłam do pokoju Douglasa, żeby zobaczyć, co u niego słychać.
- Cześć, ofiaro losu - odezwałam się, wpadając do środka bez pukania. To taka
moja tradycja, jeśli chodzi o Douglasa. - Zgadnij, co mi się przytrafiło...
Nie dokończyłam. Douglasa nie było w pokoju.
Tak, zgadza się. Nie było go w pokoju. Na łóżku i obok leżało osiem
milionów komiksów, ale Douglasa nie było.
Kompletnie osłupiałam. Douglas, od czasu gdy odesłano go ze stanowego
college'u do domu po próbie samobójczej, nigdy nie wychodził. Poważnie. Siedział w
pokoju i czytał.
Och, pewnie, czasami tata zmuszał go, żeby poszedł do jednej z restauracji
sprzątać ze stołów albo coś w tym rodzaju, ale poza tym, nie licząc wizyt u
psychiatry, Douglas zawsze siedział w swoim pokoju.
Zawsze.
Pomyślałam, że może zabrakło mu komiksów i poszedł do miasta po nowe.
Nawet logiczne, bo jeśli w ogóle wychodził z domu z własnej inicjatywy, to właśnie
w tym celu. Nie bawiła mnie perspektywa siedzenia w swoim pokoju i rozmyślania o
tym, co zrobiłam. Po pierwsze, wcale nie uważałam, że zrobiłam zle. Po drugie, było
piękne sierpniowe popołudnie. Usiadłam przy oknie w dachu i zaczęłam wyglądać na
ulicę. Mój pokój znajduje się na strychu, gdzie kiedyś mieszkała służba. Nasz dom
jest najstarszy na Lumley Street; zbudowano go gdzieś na przełomie wieków.
Dziewiętnastego i dwudziestego. Miasto kazało nawet umieścić na nim specjalną
tabliczkę z informacją, że to zabytek.
Z okien mojej sypialni widać całą ulicę. Zniknęła biała pół - ciężarówka
parkująca po drugiej stronie. Należała do federalnych i tkwiła tam od wiosny niemal
bez przerwy. No bo wiecie, śledzili mnie. Ale teraz agenci specjalni Johnson i Smith
byli w szkole, z Markiem Leskowskim.
Biedny Mark. Nawet nie umiałam sobie wyobrazić, jak on się teraz czuje.
Gdyby zginął Rob, Bóg jeden wie, jak bym to przeżyła, a przecież nawet nie
chodziliśmy ze sobą. No, nie licząc jakichś pięciu minut naszego życia. A gdyby mnie
jeszcze oskarżono o morderstwo? Na pewno by mi odbiło.
A wyglądało na to, że Mark jest głównym podejrzanym. Jego rodzice, zgodnie
z przewidywaniami Ruth, wynajęli pana Abramowitza w charakterze adwokata - co
prawda oficjalnie jeszcze nie oskarżono Marka o zabójstwo, ale na to się zanosiło.
Domyśliłam się tego wszystkiego, kiedy rodzice zawołali z dołu, że idą
porozmawiać z panem Abramowitzem w związku ze sprawą Karen Sue przeciwko
mnie. Pan Abramowitz właśnie wrócił z jakiejś konsultacji. Z konsultacji w naszym
liceum. Jak myślicie, o co chodziło? Chyba nie o nowy krój szkolnego mundurka?
- W lodówce zostało trochę ziti! - zawołała mama. - Podgrzej sobie, jak
zgłodniejesz. Słyszałeś, Douglas?
Wtedy zdałam sobie sprawę, że mama nic nie wie o nieobecności Douglasa.
- Powiem mu! - odwrzasnęłam. To wcale nie było kłamstwo. Miałam zamiar
mu powiedzieć. Kiedy wróci do domu.
Myślicie, że to nic takiego, kiedy dwudziestoletni chłopak znika na chwilę z
domu. Ale jeśli chodzi o Douglasa, to jest poważna sprawa. Mama ma bzika na jego
punkcie. Uważa, że Douglas jest jak delikatny kwiatuszek, który zwiędnie przy
pierwszym zetknięciu z brutalnym światem.
To śmieszne, bo Douglas nie jest delikatnym kwiatuszkiem. Po prostu
wymyśla różne rzeczy. Jak wszyscy.
Tyle że trochę bardziej przejmuje się swoimi fantazjami.
- I nawet nie myśl o wychodzeniu gdziekolwiek, Jessico. - zawołała znowu
mama. - Kiedy wrócimy z ojcem do domu, usiądziemy sobie razem i odbędziemy
poważną rozmowę.
Dobra. Wyglądało na to, że tata nie zdołał jej przekonać do mojej wersji. No,
zobaczymy.
Z okna na górze widziałam, jak wychodzą. Przeszli przez trawnik przed
domem, a potem skrócili sobie drogę, skręcając w żywopłot oddzielający naszą
posiadłość od posesji państwa Abramowitzów. Mnie zawsze każą chodzić, dookoła,
że niby żywopłot się zniszczy. Wstałam od okna i zeszłam na dół, żeby sprawdzić, jak
się miewa ziti.
Otworzyłam lodówkę, kiedy ktoś przekręcił korbkę przy dzwonku. Ponieważ
nasz dom jest bardzo stary, ma zabytkowy dzwonek, taki na korbkę, a nie na guzik.
- Już idę! - zawołałam, zastanawiając się, kto to taki. Ruth w życiu nie użyłaby
dzwonka. Po prostu weszłaby do środka. A wszyscy znajomi zawsze uprzedzali przez
telefon, że przyjdą.
Za koronkową zasłonką w drzwiach zobaczyłam zdecydowanie męską
sylwetkę. Rob?
Zmieszne, ale moje serce na chwilę przestało bić, choć wiedziałam doskonale,
że Rob nigdy nie podszedłby tak po prostu do drzwi i nie zadzwonił. Miał wiele
powodów. Na przykład kuratora. Albo fakt, że moja mama w życiu nie zaakceptuje
chłopaka, który nie wybiera się do college'u i w dodatku ma kuratora.
Przestraszyłam się, że Rob dostrzegł mnie jednak na tylnym siedzeniu
Skipowego trans ama i teraz zjawia się, żeby mnie zapytać, czy kompletnie
zwariowałam, szpiegując go w ten sposób.
Otworzyłam drzwi. To nie był Rob, ale moje serce i tak nie zaprzestało
szalonych akrobacji.
Na progu mojego domu stał Mark Leskowski.
- Hej - odezwał się na mój widok. Uśmiechał się jednocześnie nerwowo,
nieśmiało i cudownie. - Cieszę się, że to ty. Wiesz, że to ty otworzyłaś drzwi. Nagle
pomyślałem:  Rany, a jeśli to jej ojciec otworzy? Ale to na szczęście ty.
Stałam z wytrzeszczonymi oczami. To naprawdę niezły szok, zobaczyć w
drzwiach swojego domu uśmiechającego się nieśmiało rozgrywającego szkolnej
drużyny piłkarskiej.
- Hmm - chrząknął Mark, podczas gdy ja wciąż nie mogłam wydobyć z siebie
głosu. - Czy mogę, hm, z tobą pomówić? Przez parę minut? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • pomorskie.pev.pl
  • Archiwum

    Home
    Comedy Incarnate_ Buster Keaton, Physica Noel Carroll
    Carroll Jonathan Kości księżyca (pdf)
    Cabot Particia Amazonka
    Cabot Meg 05 Szukając siebie
    Black Gold Billionaires 01 Celmer Michelle Zakazany owoc
    Kirst Hans Helmut Noc generalow
    myc59bli nowoczesnego polaka roman dmowski
    Fisher John Okiem psa
    Lyda Morehouse Archangel 03 Messiah Node
    John Grisham The Broker
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • marbec.opx.pl