[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kirka, szczęśliwie pogrążonego nadal w rozmowie z Colinem - to w domu czeka na ciebie
drugi facet. Mamusia cię nie nauczyła, że wszystkim należy dzielić się z przyjaciółkami?
Chciałam się odciąć, jak należy, lecz w tej samej chwili do naszego stolika podszedł
Justin, więc darowałam sobie kąśliwą ripostę.
- Witam wszystkich. Cieszę się, że przyszliście, chociaż informacja o koncercie
pojawiła się tak pózno - zagadnął, pokazując w uśmiechu piękne zęby.
- Ten facet mnie rozgrzewa - dobiegł mnie głos uradowanej Klaudii szepcącej do
Grace. - Ciepło, ciepło, mój kochany, a może być gorąco.
Grace spojrzała na mnie, jakby oczekiwała, że zareaguję.
Oczywiście starałam się zachować kamienną twarz, obserwując Colina, który wstał i
na powitanie otworzył ramiona przed Justinem.
- Jak się masz, stary? - zapytał Justin, jak zawsze przyjacielsko klepiąc go po plecach.
Podejrzewam, że Colin był bliski ataku serca.
- Cześć, Kirk. - Justin obszedł moje krzesło i uścisnęli sobie z Kirkiem dłonie. -
Dzięki, że wpadłeś, stary.
- Nie mogłem tego przegapić - odparł Kirk, daremnie udając, że nie przygląda się
mojemu współlokatorowi.
- Witaj, Grace! - zawołał Justin, ignorując mnie kompletnie.
- Zwietnie wyglądasz. - Grace wstała, żeby go uścisnąć.
- O Boże, nie widzieliśmy się ze sto lat! Musisz częściej wpadać w nasze rejony.
- Dziwne, że tego nie robi, skoro wiadomo, jak uwielbia miejskie życie - wtrąciłam,
pokazując wymownym gestem wszystkich facetów dookoła. Udała, że tego nie widzi i
odwróciła się do Klaudii.
- Justin, przedstawiam ci Klaudię, moją szefową u Roxanne Dubrow.
- Bardzo mi miło - wdzięczyła się Klaudia. Niczym prawdziwa hrabina podała mu
rękę do pocałunku. Chyba jej odbiło. Pewnie wyobraża sobie, że bryluje w arystokratycznych
salonach.
Justin, rzecz jasna, nie zorientował się, co jest grane, i niezdarnie uścisnął dłoń
skierowaną grzbietem ku górze. Potem poszedł przywitać się z resztą gości.
Nie spuszczałam z niego oka, kiedy witał się z kilkoma swoimi znajomymi przy
sąsiednim stoliku. Siedziała z nimi efektowna ruda laska, którą rozpoznałam. Była
producentką paru jego krótkich filmów.
Justin, który czarował gości, wydał mi się znowu obcym człowiekiem. Tak jak
podczas naszego pierwszego spotkania na zajęciach aktorskich. Dokładnie pamiętałam, jak
mnie wówczas przerażał. Musiało minąć trochę czasu, zanim odkryłam, że nie ma wcale
skłonności do łamania kobiecych serc, ale jest poczciwym kolekcjonerem wygodnych kanap i
lojalnym przyjacielem.
Tym razem nie czułam strachu, lecz z jakiegoś powodu byłam poważnie
zaniepokojona. Co gorsza, zauważyłam, że zbliża się czas jego wyjścia na scenę. Całkiem
wytrąciło mnie to z równowagi. Czyżby Justin w ogóle nie miał zamiaru się ze mną
przywitać? Z wielkim ożywieniem zaczęłam mówić coś do Grace, żeby pokazać, że mi to
zwisa, kiedy nagle ktoś dotknął mojego ramienia. Podskoczyłam. Kiedy się odwróciłam,
zamiast obcego faceta ujrzałam starego przyjaciela.
- Dzięki, Angie. - Przykucnął obok krzesła i wpatrywał się we mnie zielonymi
oczyma.
- Za co?
- %7łe ściągnęłaś tu tych wszystkich ludzi. Wiem, że trochę cię dziś zaniedbywałem...
- Przyjaciele muszą sobie pomagać, nie? - przerwałam, zaglądając mu w oczy. Przez
chwilę nie potrafiłam określić, co wyrażają. Czyżby to była trema? - Dasz sobie radę tam, na
scenie? - zapytałam z obawą.
- Spoko. Nie nawalę - zapewnił. - Zresztą nie wygląda na to, żeby ważniacy z branży
pofatygowali się na mój koncert - dodał, wymownie spoglądając na wytarte T-shirty i sprane
dżinsy tłumnie zebranej publiczności.
I zanim zdążyłam powiedzieć, że trzymam za niego kciuki, Justin zerknął pospiesznie
na Kirka, nadal pogrążonego w rozmowie z Colinem, i pocałował mnie w same usta.
- To na szczęście - wyjaśnił z uśmiechem zapierającym dech w piersiach i odszedł.
Odwróciłam się do Grace, która uniosła brwi, jakby chciała zapytać, co jest grane.
No właśnie, zastanawiałam się. Dotknęłam warg, które, ku memu zaskoczeniu,
delikatnie pulsowały.
Justin wszedł na scenę. Wszystkie szalone myśli, które przelatywały mi przez głowę,
w jednej chwili ustąpiły miejsca obezwładniającemu strachowi. Błagam, Panie Boże, spraw,
żeby mu dzisiaj dobrze poszło, modliłam się, patrząc, jak sięga po mikrofon.
- Jaki dziś macie nastrój? - zagaił.
Odpowiedzią było radosne pokrzykiwanie publiczności. Grace włożyła nawet dwa
palce do ust i głośno gwizdnęła.
- Dużo tu mamy nowojorczyków? - spytał Justin. Znowu rozległy się okrzyki.
Uderzyłam dłonią w stół, niechcący rozchlapując piwo Kirka, który rzucił mi karcące
spojrzenie. Udałam, że tego nie widzę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]