[ Pobierz całość w formacie PDF ]
edukacji i rozwoju kulturalnego, na które cierpiało wiele narodów arabskich, a zatem, żeby
zwalczyć terroryzm, należało jednocześnie wyeliminować ogromne dysproporcje społeczne
i gospodarcze pomiędzy Północą a Południem.
Kolejny raz Jan Paweł II miał rację. Afganistan został uwolniony od reżimu talibów, ale
zostało zabitych wielu niewinnych ludzi. Nie trzeba było długo czekać, aby przekonać się, że
wojenna machina nie była już w stanie się zatrzymać, a raczej, że ludzie nie chcieli już jej
zatrzymać.
To wtedy Karol Wojtyła, chociaż w zaawansowanym wieku, zmęczony i schorowany,
zaangażował się prawdopodobnie w najboleśniejszą i najtrudniejszą fazę swoich działań na
rzecz pokoju. Wyruszył w świat, aż po Azerbejdżan, aby wypowiadać się przeciw przemocy,
przeciw wojnie w imię Boga . Wysłał swych przedstawicieli do Iraku i do Ameryki, spotkał
się z głowami państw i politykami, by zażegnać tę absurdalną wojnę. Wojnę, której
przyczepiono etykietkę prewencyjnej , ale która w rzeczywistości, prowadzona w ten
sposób, byłaby jednostronna, a więc bezprawna i niemoralna.
15 marca 2003 roku, w sobotę, Ojciec Zwięty w towarzystwie kardynała Sodano i
arcybiskupa Taurana przyjął na audiencji kardynała Pio Laghi, który powrócił właśnie z
misji w Stanach Zjednoczonych. Laghi, choć nie uważał jeszcze, że wszystkie szanse są już
stracone, przekazał słowa amerykańskiego prezydenta. Bush świetnie rozumiał moralne
zastrzeżenia Papieża, ale niestety nie mógł się już wycofać. Dał Saddamowi Husajnowi
ultimatum czterdziestu ośmiu godzin.
Tymczasem kardynał Etchegaray przekazał może nie negatywną, ale niewątpliwie
dwuznaczną odpowiedz rządu irackiego. Władze wyrażały swą gotowość do współpracy z
inspektorami ONZ, ale powściągliwie wypowiadały się na temat broni masowego rażenia .
A więc wiedziano już wszystko, co trzeba było wiedzieć. Po tym spotkaniu z 15 marca
powstał tekst modlitwy Anioł Pański przygotowany na następny dzień. Zawierał on smutny,
a zarazem zdecydowany apel skierowany zarówno do Saddama Husajna, jak i do krajów,
które były członkami Rady Bezpieczeństwa ONZ. Czytając go w oknie Ojciec Zwięty
zdawał się podtrzymać ostatnią, nikłą nadzieję, zauważalną jeszcze w świecie. Trzykrotnie
powtórzył: Jest jeszcze szansa! , Nigdy nie jest za pózno! .
Najwyrazniej jednak nie wydawało mu się, że to wołanie wystarczy. Intuicyjnie rozumiał, że
105
- prócz tego promyka nadziei - sytuacja wymyka się spod kontroli i wszystko zmierza do
wybuchu wojny, która mogła przybrać postać wojny cywilizacji lub, co gorsza, świętej
wojny .
Poczuł potrzebę podzielenia się tym, co nosił w sercu, swoim osobistym świadectwem.
Pragnął przypomnieć, że należy do pokolenia tych, którzy doświadczyli okrucieństwa
wojny. Również dlatego czuł się zobowiązany wołać: Nigdy więcej wojny! .
Z miejsca, w którym znajdowałem się w prywatnej bibliotece, widziałem go jedynie z
profilu. Ale widziałem. Widziałem jego twarz, która stawała się coraz bardziej ściągnięta, i
prawą rękę, usiłująca nadać jego słowom jeszcze mocniejsza wymowę.
Nocą 20 marca na Bagdad zaczęły spadać pierwsze bomby. Rozpoczęła się druga ofensywa
przeciw Saddamowi Husajnowi. Wczesnym rankiem Jan Paweł II poinformowany został o
tym przez Sekretariat Stanu.
W ciągu następnych dni widziałem Ojca Zwiętego przytłoczonego cierpieniem. Odczuwał
ogrom całej tragedii. Miałem jednak wrażenie, że nie tracił także pogody ducha. Nigdy, do
samego końca, nie pogodził się z myślą o wojnie. I dlatego uważał, że musi uczynić
wszystko, co w jego mocy, aby wojnę powstrzymać. Także tym razem bronił pokoju, jak
przy każdej innej okazji.
Przed jakąkolwiek próbą, z którą miał się zmierzyć, nigdy nie zastanawiał się, czy wyjdzie z
niej jako zwycięzca czy pokonany. Nie stawiał sobie tego problemu. Tak było i tym razem.
Usiłował wypełnić swój obowiązek wobec Boga, Kościoła i ludzi. Robił to jako człowiek
wolny, nie ulegając presji ani Zachodu, ani Wschodu. Jak zawsze. Może właśnie dlatego,
dzięki swemu autorytetowi moralnemu, swej wiarygodności, zdołał utrzymać z dala od
toczącej się wojny, a przez to ochronić, relacje między islamem i chrześcijaństwem.
W chwili, gdy świat zdawał się eksplodować pod wpływem tragicznych napięć, jedynie on,
świadek pokoju, przypominał, że bieg historii, ewolucja myśli, a przede wszystkim religie
zwiastują, mimo wszystko, nieprzerwane dążenie w kierunku jedności. A zdanie powtarzane
przez Jana Pawła II w ciągu całego pontyfikatu - Zwiat może się zmienić! '- jest może
najcenniejszą spuścizną, jaką mógł zostawić człowiekowi XXI wieku.
106
35
Pozwólcie mi odejść do Pana
Dopiero teraz, na zakończenie mojego opowiadania o prawie czterdziestu latach spędzonych
u boku Karola Wojtyły, dostrzegam, że zupełnie pominąłem część związaną z chorobami i z
cierpieniem Ojca Zwiętego.
Muszę o tym opowiedzieć, ponieważ jego droga była nieprzerwanym męczeństwem. I nie
ma w tym stwierdzeniu przesady. Jan Paweł II ogromnie cierpiał fizycznie i na duchu, kiedy
w pewnych okresach zmuszony był do znacznego ograniczenia czy wręcz przerwania zajęć
związanych z pełnieniem misji Pasterza Kościoła powszechnego. W jego życiu słowo
«krzyż» nie jest jedynie sÅ‚owem - mawiaÅ‚ jego obecny nastÄ™pca na stolicy Piotrowej,
kardynał Joseph Ratzinger.
Może nie mówiłem dotychczas o jego cierpieniu dlatego, że Karol Wojtyła nauczył się
pozostawiać mu pewną przestrzeń, jest ono bowiem częścią ludzkiej egzystencji. Nauczył
się współżyć z bólem, z chorobą. Było to możliwe przede wszystkim dzięki jego
duchowości, dzięki osobistej relacji z Bogiem. Pragnę za nim podążyć... - brzmią
pierwsze słowa Testamentu. Pragnąc nade wszystko iść śladami Pana zrozumiał, że życie
jest darem, którym trzeba żyć w pełni, na miarę sił. Dlatego przyjmował wszystko, co Bóg
zaplanował dla niego.
Należy pamiętać, że ból towarzyszył mu od samego dzieciństwa. Bardzo wcześnie stracił
rodziców i brata. Uległ groznemu wypadkowi, kiedy potrąciła go niemiecka ciężarówka.
Wielu przyjaciół zginęło w czasie wojny. Cierpiał w okowach nazizmu a potem, dzwigając
ciężar odpowiedzialności jako biskup, w czasach reżimu komunistycznego.
Jednocześnie trzeba przywołać w pamięci tragiczne doświadczenie zamachu, który przeżył
już jako papież. Ból, którego wtedy doświadczył, zranił ciężko nie tylko jego ciało, do-
prowadzając je do granicy śmierci. Był to również ból człowieka głęboko zranionego w
głębi duszy, który nie mógł zrozumieć, dlaczego inny człowiek skierował w jego stronę
pistolet, aby go zabić. Zabić tego, który zawsze przeciwstawiał się przemocy. Każdej jej
formie.
Pamiętam, że w chwili, gdy opuszczał poliklinikę Gemelli powiedział, że był wdzięczny
Bogu za ocalenie mu życia, ale także dlatego, że pozwolił mu stać się częścią wspólnoty
chorych, przebywajÄ…cych razem z nim w szpitalu. Czy to rozumiemy? W tamtych dniach
poczuł się naprawdę chory, doświadczył prawdziwego bólu także ze względu na to, że
dzielił go z innymi. Z tego doświadczenia zrodził się list apostolski Salvifici doloris, w
którym Ojciec Zwięty wyrażał głęboki sens cierpienia, nabierającego szczególnego wymiaru
na płaszczyznie wiary, jeśli przeżywa się je wraz z Chrystusem ukrzyżowanym i
zmartwychwstałym. Cierpienie staje się wtedy duchowym bogactwem dla Kościoła i dla
świata.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]