[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pensjonat Albert" był dobrze przygotowany na wy-
Enter 4 1 W*
t
padek awarii prądu. W holu stały lampy gazowe. Mac spytał o Julię Duckham i
poprosił portiera, żeby zaniósł jej na górę jego wizytówkę. Powiedziano mu, że pani
Duckham spędziła niemal cały dzień w pokoju.'
Julia nie kazała długo czekać, zeszła razem z portierem. Nawet nie przyczesała
włosów, nie nałożyła makijażu, miała na sobie pomiętą spódnicę i bluzkę, a niespo-
kojne oczy, nadawały jej jeszcze bardziej młodzieńczy wygląd. Emanujące z niej
napięcie nerwowe odebrało Macowi głos. Spodziewa się po nim Bóg wie czego -
może wiadomości, że mąż jej powrócił do życia? A tymczasem przed godziną
potwierdzono oficjalnie jego zgon. Nadeszły bowiem od dentysty Duckhama dane o
stanie jego uzębienia. Potwierdziły tożsamość zmarłego, co do której nikt i tak nie
miał wątpliwości.
- Przysłano nam rezultaty analiz - odezwał się wreszcie Mac.
Oczy Julii zgasły. Patrzyła na Maca, jak gdyby go nie widziały.
- Chciałem pani powiedzieć, że nie stwierdzono żadnych odchyleń od normy.
Pani mąż był bez zarzutu. Pod każdym względem.
Skinęła głową, ale Mac był pewien, że nie słyszy jego słów.
- Jest pan bardzo uprzejmy. Dziękuję, że pofatygował się pan tutaj, żeby mi to
powiedzieć.
Stali na środku holu, najfrzeciwko siebie, jak żołnierze na posterunku. Sytuację
uratował portier. Zaprowadził ich na bok, do małej białej alkowy, w której stał stolik i
dwa fotele.
- Wszyscy chcą zwalić na niego winę - powiedziała Julia po chwili. - Zupełnie
nie rozumiem, co się tu właściwie dzieje.
- Zadawali pani mnóstwo pytań, prawda?
- Pytali o to. czy pił, mówili o pieniądzach, o rozwodzie .Byli wyraznipodejrzliwi
- Niestety, tak jest zawsze Muszą stawiać tekw pytania To wcale nie (Zwiadczy
o złych intencjach.
- Ten człowiek mówił o sprawach, o których ni* mógł nic pewnego powiedzieć.
Ralph Burden - domyślił się Mac.
- Powiedział,żeMlknomansowałzjakąSstewardeaą - Spojrzała na Maca - Czy
pan coÅ› o tym wic?
- Skądże! Ja jestem tylko lekarzem
Ale Mac wiedział o tej sprawie Burden zawiadomił go o niej w czasie kolacji W
kontekście możliwości napięć emocjonalnych w kabinie pilotów. Mówił też coś o tym,
te Duckham i Nyren byli ze sobą skłóceni oraz o tym, ze chodziło tu o uratowaną
stewardesÄ™ . « PowiedziaÅ‚ mi nawet, co to za dziewczyna - ciÄ…gnęła dalej Julia - Nie
mogę przestać o tym myśleć. Przez cały dzień zastanawiam się, czy to możliwe. I
dlaczego. We wszystkich gazetach są jej fotografie. - Rozejrzała się po holu, jak
gdyby spodziewała się znalezć tam gazety. - Poznałam ją nawet niedawno. Na
meczu krokictowym.
Stella Prltchard Mac oglądał jej kartę chorobową. Utaił w szpitalu w Katanii i była
w niezłym stanie. Ogólny wstrząs i lekkie obrażenia głowy.
Julia przyglądała mu się, jak gdyby czekała na potwierdzenie, zaprzeczenie albo
jakÄ…Å› radÄ™.
- Musi pan wiedzieć, że byliśmy bardzo szczęśliwym małżeństwem Nie mogę
zrozumieć ..
- Na, to w takim razie nie ma żadnego znaczenia, czy on sobie po romansował
czy nie... - powiedział Mac i natychmiast zdał sobie sprawę, że nie jest to
odpowiednia chwila na pouczanie Julii o różnicy pomiędzy miłością a seksem
- Dla innie to bardzo ważne. Może nie powinnam o tym myśleć, ale wciąż
zastanawiam siÄ™ nad tym. czy to
prawda, czy nie. - Je] wielkie niespokojne oczy błądziły po pokoju.
- Może pocilibyśmy na spacer? - zaproponował Mac po chwili milczenia. -
Przestało padać.
Uważał świeże powietrz* I ntehza najlepsze lekarstwo na wszelkie fizyczne czy
psychiczne problemy.
Julia wstała i mechanicznie poszła aa nim. Miał taki głos. ie nawet prośba
brzmiała jak rozkaz.
Zeszli po stopniach na główny ulicę oświetloną słabymi oliwnymi kagankami.
Centrum miasta było puste, wyjątek stanowiło kilka taksówek. Na ulicach panowała
cisza, przerywała aa tytko dalekimi okrzykami dzieci i po- stukiwanłem sandałów
nielicznych turystów. W małym barku Mar zamówił dwa koniaki i opowiedział Julii o
awanturze, jaka ouała miejsce poprzedniego dnia pod miejską kostnicą Uśmiechnęła
się nawet, kiedy sporo* diował głosy zdenerwowanych policjantów.
Potem zeszli stromą, wąską uliczką w doł Mijali ledwie widocznych
przechodniów, sklepy i domy. słabo oświetlone migotliwymi płomykami. Mae
wypytywał Ju- lię o dom, o rodzinę, dzieci.
Odpowiadała mu tak, jakby mówiła o cudzych sprawach. Opisała dom i ogród w
Wirginia Water, opowiedziała o Andrewie t Klarse, o tym, tt zajmuje się nimi teraz jej
siostra, była stewardesa.
Znalezli się w pewnym momencie na skraju wzgórza, wznoszącego się nad
obwodową drogą opasującą miasto. Zobaczyli w świetle reflektorów
samochodowych zagubionego, starego, przygarbionego człowieka Kosmyki
siwiejących jasnych włosów okalały mu twarz. Wyglądał jak GraucKo Marz albo jak
jetdziec. który zgubił konia. Byt to kanonik Ash Nyren, poszukujący od popołudnia
noclegu.
- To ojciec Petera! - zawołała Julia.
- Petera?
- Petera Nyrena. Drugiego pilota.
- Pani go zna?
- To stary człowiek. Muszę mu pomóc. Ale kanonik zniknął, jak gdyby go ziemia
pochłonęła.
- Zobaczy go pani jutro. Przypuszczam, że zajmie się nim Greyhound.
- Pojechaliśmy któregoś dnia do wioski - opowiadała Julia - żeby zagrać w
krokieta. Wszyscy grali, tylko ja nie. Mike, Peter i kanonik. Ona też tam była.
- Stella Pritchard?
- To był mecz na cel dobroczynny. Grali mężczyzni i kobiety z różnych
zawodów. Pilot, lekarz, weterynarz. Był też pisarz i gwiaza filmowa. No i ona... ta
stewardesa.
- Jest w szpitalu w Katanii. Może powinna pani ją odwiedzić?
- Dlaczego on to zrobił? - wyszeptała patrząc w dół na morze, w którym odbijał
się księżyc. Usiłowała sobie wyobrazić, że stoi tu z Mike'om, że spędzają tutaj waka-
cje. Ale natarczywe pytanie nie przestało jej chodzić po głowie.
- Dlaczego on to zrobił?
- Nie znałem pani męża, może mi pani o nim opowie? Julia spojrzał na Maca. W
słowach, które wypowiedział, nie było zagrożenia. Ten człowiek nie atakował jej.
Otworzyła już usta, żeby zacząć mówić o mężu, ale nagle bezwiednie rozpłakała się.
~ Innym razem - uspokajał ją Mac - innym razem opowie mi pani o nim.
- Przepraszam - szepnęła - pan jest taki dobry. Mac ujął ją pod ramię.
- Proszę się nie krępować. Niech pani płacze, i to głośno, jeżeli to pani przynosi
ulgÄ™.
Położyła mu głowę na ramieniu i łkała gwałtownie, długo, aż do wyczerpania. Mac
odprowadził ją do pensjonatu. Dręczyło go poczu-
cie winy wobec tej młodej kobiety. Miał ochotę bronić jej, a przecież musiał ją
zdradzić i powtórzyć wszystko, co mu powiedziała, Burdenowi.
Nagle zaświeciły latarnie i lampy, a z okien mieszkań i barów rozległa się muzyka
z radia i grajÄ…cych szaf.
Kanonik Nyren obserwował powrót muzyki i światła. Zmęczyło go próżne
wędrowanie od gospody do gospody. Siedział teraz na stoku, nad miastem. Był
ciepły, łagodny wieczór. Już nie padało. W hotelach patrzono na niego podejrzliwie,
bo był bez bagażu. Nie ma pokojów" ~ powtarzano wszędzie nie zwracając uwagi
na jego ba- cauda perdita est".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]